Kiedyś tak nie było
W sztokholmskich delikatesach mam własną teczkę z gazetami i moje „Angory” czytam od deski do deski. Co możemy wymyślić i zrobić, aby nasza Łódź nie była biedna, głodna i bezdomna? Moja Łódź kiedyś nie była taka biedna. Potrzebuje dużo małych i tanich mieszkań. I ludzie są głodni. Siedzi pan w barze przy Narutowicza obok Tramwajowej, a pani w kasie mówi: „Co pan tak tylko siedzi i nie konsumuje?”. A pan odpowiada, że nie ma pieniędzy, ale poczeka, jak ktoś nie zje, to on dokończy. Pani chciała pana wyrzucić, ale mój syn kupił mu bigos i kompot. Kiedyś tak nie było. Na każdej ulicy były bary mleczne i tanie jedzenie. Wkrótce wrócę ze Szwecji do Łodzi, moje mieszkanie czeka na mnie, także teatry, opera, biblioteka, muzea, kina. Pamiętam stary dworzec Łódź Fabryczna – przy schodach pan grał na akordeonie, a panie z parku obok tańczyły i były roześmiane i szczęśliwe. Mówiły: „Ludzie, jak grają, to trzeba tańczyć, cieszyć się z tego, że żyjemy i jesteśmy zdrowi”. Nie ma już tego dworca, a nowy jest piękny, ale bardzo smutny. Pozdrawiam KRYSTYNA, Szwecja
*** Organiczna i infantylnie krnąbrna opozycyjność „Solidarności”, jak każdy polski eksperyment, w końcu wymknęła się spod kontroli – stąd u nas mnogość rozmaitych solidarności, zdecydowanie przez małe „s”. Solidarnie bierzemy w dyplomatyczny kuper. Solidar- nie budujemy autostrady do nieba, a nawet całkowicie zbędne stadiony futbolowe. Solidarnie wspieramy WOŚP Owsiaka, chociaż niby każdy rozumie, że nawet największa ogólnonarodowa ściepa nie zastąpi nowoczesnego i racjonalnie zarządzanego systemu powszechnej opieki zdrowotnej. Solidarnie ponosimy konsekwencje wyboru większości, która olała wybory i mniejszości, która się do urn jednak pofatygowała. Solidarnie mamy w tyle los tych, co mają gorzej od nas, dlatego polski imigrant to w polskiej świadomości zło absolutnie konieczne. Długo by jeszcze można o polskich odmianach solidarności... Z poważaniem TADEUSZ KWIATKOWSKI
z Krakowa