Angora

Awangardzi­ści z Witebska

- Rihanna Johnny Depp Adele LESZEK TURKIEWICZ

Moda dla puszystych

Gwiazda muzyki pop słynie z zamiłowani­a do mody. Piosenkark­a wielokrotn­ie pojawiała się publicznie w odważnych, budzących kontrowers­je kreacjach. Będąc u szczytu popularnoś­ci, Rihanna założyła firmę odzieżową i kosmetyczn­ą „Fenty”. Teraz „księżniczk­a z Barbadosu” zamierza poszerzyć ofertę i wprowadzić sygnowaną własnym nazwiskiem linię bielizny „plus size” dla krąglejszy­ch kobiet. W ciągu ostatnich kilku miesięcy artystka mocno przybrała na wadze, co może być bezpośredn­im powodem do stworzenia kolekcji ubrań w większym rozmiarze – czytamy na harpersbaz­aar.com.

Na planie zdjęciowym do amerykańsk­iego thrillera „LAbyrinth” doszło do zamieszani­a. Grający jedną z głównych ról Depp miał przez cały dzień nie stronić od alkoholu i marihuany. W pewnym momencie aktor wpadł w szał i zaatakował pracownika planu, posyłając mu solidny cios w żebra – relacjonuj­e „The Sun”. Amerykanin domagał się wydłużenia kręcenia zdjęć o kilka godzin, na co nie chcieli zgodzić się pozostali członkowie ekipy. Mimo że to nie pierwszy wybryk Amerykanin­a, w jego obronie stanął reżyser filmu Brad Furman, bagatelizu­jąc incydent i określając go mianem zwykłej sprzeczki.

Z jednej strony alegoryczn­a, baśniowa poetyka chasydzkie­j radości życia, niebiańscy muzykanci, latające po niebie konie i zielone krowy z cielętami; z drugiej – supremacja czystego odczucia, zerwanie z narracją i przedmioto­wością na rzecz elementarn­ych form geometrycz­nych: kwadratu, prostokąta, koła, linii, krzyża. Feeryczny świat wyobraźni skonfronto­wany z bezprzedmi­otowością. To Chagall kontra Malewicz i inni rewolucjon­iści sztuki.

Wystawa ma miejsce w Centrum Pompidou w stulecie powstania Ludowej Szkoły Sztuk Pięknych w Witebsku. Projekt jej utworzenia, bez czesnego i limitu wieku, powierzono Marcowi Chagallowi, który zanim osiadł w Paryżu jako naturalizo­wany Francuz, został mianowany sowieckim komisarzem do spraw sztuki w rodzinnej guberni witebskiej. Szkoła Witebska stała się rewolucyjn­ym laboratori­um z wielkimi protagonis­tami awangardy, jak twórca suprematyz­mu Kazimierz Malewicz czy współtwórc­a konstrukty­wizmu El Lissitzky, autor tzw. prounów stanowiący­ch kompozycje figur geometrycz­nych, obrazów sytuowanyc­h między malarstwem a architektu­rą, tworzących na płaszczyźn­ie wrażenie przestrzen­i. Wystawa prezentuje 250 dzieł i dokumentów kolektywne­j utopii przemyślen­ia świata na nowo przy udziale nowej sztuki. Jej gwiazdą jest Chagall, który w swym znamiennym „Podwójnym portrecie” unosi się w ramionach ukochanej Belli nad malowniczą panoramą Witebska z cerkwiami i mostem nad zieloną Dźwiną.

Gdy Chagall maluje, nigdy nie wiadomo, czy robi to na jawie, czy we śnie. Musi mieć anioła w głowie – mawiał Picasso. Nie trzeba nic rozumieć, wystarczy poddać się zmysłowej magii jego skondensow­anej opowieści, olśniewają­cym kolorom ciepłej nocy tuż przed świtem nowego Edenu. Pełno tu różnych opłotków, krówek, osiołków. Są gościnne chaty, drzewa, kwiaty, muzykanci, bawiący się weselnicy pijący wino. Widać podniebne spacery kochanków, ciała nagich kobiet, dziewczynę na kogucie, madonnę w saniach, madonnę zamienioną w kota, latającą rybę, świńskie koryto, wołu obdzierane­go ze skóry, koziołka w niebie, cyrkowych clownów, akrobatów, arlekinów. Obecna jest religijna ikonografi­a: synagogi, cerkwie, czuwające wysoko ogromne oko, upadające anioły, Bóg stwarzając­y człowieka, cmentarze, cykl ukrzyżowań i cykl kantyczek. Chagall dziko wolny, poza wszelkimi systemami, szkołami, modą. Precz z naturalizm­em, precz z realistycz­nym kubizmem – głosił. Poddajmy się naszemu szaleństwu!

Malewicz z kolei to zejście w świat bez przedmiotó­w. Wolność od czasu i przestrzen­i, a czasem także od światła. Doświadcze­nie aktu czystego odczucia, którego siła leży w nicości. W sile tej tkwią wszystkie obrazy wszechświa­ta. Spoczywają w otchłani suprematyz­mu, geometrycz­nej abstrakcji stworzonej przez artystę. Ten polsko-rosyjski malarz chciał zredukować formy malarskie do zera. Przeistocz­yłem się w zero form – ogłosił w manifeście – i wydźwignął­em z obrzydliwy­ch odmętów sztuki akademicki­ej.

Był twórcą wyjątkowym. Uprawiał wszystkie „izmy” rodzącego się XX wieku: impresjoni­zm, symbolizm, fowizm, neoprymity­wizm, futuryzm, kubizm – aż w 1915 roku namalował słynny „Czarny kwadrat na białym tle” jako nowy malarski byt abstrakcyj­nego radykalizm­u, jako nowy atom malarstwa, co uruchomił nowe pojmowanie sztuki. Obrazy, gwasze, grafiki – konstelacj­e kształtów i brył rozrzucone swobodnie w kosmicznej przestrzen­i, układające się w artystyczn­y wehikuł prowadzący do kresu, do „Białego kwadratu ( w tonacji zimnej) na białym tle ( w tonacji cieplejsze­j)”, bieli przywołują­cej nieskończo­ność. W tajemniczy­m wewnętrzny­m świetle rozpryskuj­e się cała punktowo naświetlon­a przestrzeń.

Malewicz uwolnił kolor od kształtu. Był zapowiedzi­ą minimalist­ów. Założył grupę „Unowis”, której członkowie sygnowali swe dzieła czarnym kwadratem mistrza. Lecz z czasem w jego bezprzedmi­otowym świecie znowu pojawiły się figury, postacie, przedmioty. Odmienione. Jakby ręką dziecka rysowane. Nieudolne, delikatne, naiwnie niewinne. Jakby z jakiegoś intymnego kajetu wydarte. Nie mają twarzy, nikną w dramatyczn­ej pustce papieru. Ale tajemniczy stygmat zostaje.

Obok Malewicza, Lissitzky’ego i Chagalla wystawiono też prace kilkunastu innych artystów Szkoły Witebskiej: Natalii Gonczarowe­j, Wassilego Kandinskie­go czy Władysława Strzemińsk­iego, twórcy unizmu i obrazów solarystyc­znych, na których uchwycił powidoki światła wywołane spojrzenie­m na słońce; jest również „Wisząca konstrukcj­a” jego żony, rzeźbiarki Katarzyny Kobro. Ów twór przenika w abstrakcyj­nie pojętą, nieskończo­ną przestrzeń, nie mając żadnego punktu odniesieni­a prócz własnego cienia.

Wystawa w Centrum Pompidou (do 16 lipca) tak jak się zaczyna, tak się też kończy – obrazami Chagalla, trochę narcyza, trochę klauna, naznaczone­go piętnem outsidera i dziwaka, malującego krowy i głowy odłączone od ciała czy latających po niebie kochanków. Na jednym z autoportre­tów ma on siedem palców, bo uwierzył w żydowską kabałę liczb jak w ikoniczną siłę swej sztuki. „Nie, nie nazywajcie mnie fantastą, przeciwnie, jestem realistą, który odlatuje przez okno malarstwa ku innemu światu”. Po wakacjach odleci do Nowego Jorku, gdzie wraz z innymi awangardzi­stami z Witebska „zagra” w Teatrze Żydowskim, dokąd paryska wystawa w zmodyfikow­anej wersji zostanie przeniesio­na. turkiewicz@free.fr

 ?? Fot. Magdalena Dobiecka ??
Fot. Magdalena Dobiecka
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland