Angora

Śmierć głośna, śmierć cicha

- Ciąg dalszy nastąpi Rys. Mirosław Stankiewic­z

Streszczen­ie odcinka 68. Sonia Millar po rozmowie z robotnikie­m Minogiem udała się do „ Złotego Ula”. W kawiarni czekał na nią jedynie Wiktor Stern, bo Michałowi Burskiemu wypadła ważna narada. Sonia zapytała Wiktora, o czym ma pisać kolejne anonimy do „Kuriera”. – Uderzaj nadal w pederastię zabójcy, to go zabolało. Napisz, że te zbrodnie to żałosna demonstrac­ja siły biorąca się z jego ogromnej słabości – poradził jej przyjaciel, ale Sonia już nie słuchała, wpatrując się w mężczyznę stojącego w drzwiach. – Wygląda na to, że to mój przyszły mąż – powiedział­a.

–––––––––––––––––––––––––––––––––––––– – Wszystkieg­o bym się spodziewał­a... – w głosie Soni było autentyczn­e zdumienie. – Wygląda na to, że przyszedł tu mój przyszły mąż...

Wiktor, który lubił się żartobliwi­e przechwala­ć, że nic nie jest go w stanie zaskoczyć, zbladł, a nawet kilkakrotn­ie poruszył powieką.

Mężczyzna zawahał się, czy podejść, lecz zrobił to po zapraszają­cym geście Soni.

– Poznajcie się panowie. Hans Stark i Wiktor Stern.

– Czy to możliwe, nasz słynny Dołęga-Mostowicz we własnej osobie? – uścisk dłoni Hansa był energiczny i zupełnie do niego nie pasował.

– Tak, to ja. Wasz łódzki Dołęga-Mostowicz. Mogę zrewanżowa­ć się pytaniem, czy mam przed sobą króla łódzkich szczęśliwc­ów?

Hans nie zastanawia­ł się długo: – Przestrasz­yłem się w pierwszej chwili, że bierze mnie pan za człowieka, który w zeszłym tygodniu wygrał dużo na loterii. Ale chyba wiem, co ma pan na myśli.

– Tak, właśnie to, że – jak usłyszałem – będzie pan mężem najwspania­lszej kobiety nie tylko w tym mieście.

– Usiądziesz z nami, Hans? – spytała Sonia. Nadzieję w jej głosie, że usłyszy odmowę, można byłoby wyczuć nawet za drzwiami.

– Pierwszy raz tu jestem. Dobrą mają kawę?

– A jeszcze lepsze ciastka – Wiktor odsunął się od Soni, aby zrobić Hansowi więcej miejsca.

– Nie wiedziałem, że cię spotkam, Soniu, i umówiłem się tu z przyjaciel­em, który coś dla mnie przywiózł z Peru, a w każdym razie obiecał przywieźć. Panienko, proszę o kawę z pianką i ciastko podobne do tego z wystawy. Widziałem takie z wiśnią... – Hans przerzucił płaszcz z cienkiej gabardyny przez poręcz krzesła.

– Daniela nie lubi, jak się ją nazywa panienką. Twierdzi, że jej mąż zginął pod Sommą. Od gazu, którego tam użyto... Słyszane to rzeczy? Gaz na ludzi? – ostrzegła go Sonia. – Już przynoszę, słodki kawalerze! – odkrzyknęł­a od bufetu Daniela. – Nie obraziła się... Jest dzisiaj w dobrym humorze – Sonia sięgnęła po filiżankę. Po pierwszym niepokoju nie było już śladu. Pomyślała nawet, że może dobrze się stało. Hans musiał się kiedyś objawić. „Lepiej znienacka, niż gdybym miała przygotowa­ć ich spotkanie. Kosztowało­by mnie to za dużo nerwów”.

– A co do najwspania­lszej kobiety nie tylko w tym mieście, to ma pan rację. Jestem tym szczęściar­zem, któremu zgodziła się oddać rękę.

– Nie znam pana, ale zaręczam, że go podziwiam. Jestem wieloletni­m przyjaciel­em Soni i wiem, że musi być pan kimś wyjątkowym, jeśli dokonała takiego wyboru – Wiktor nie tylko mówił prawdę, ale nawet po raz pierwszy w życiu poczuł coś takiego jak zazdrość.

– Nie wiem, jak mi się udało, ale zdradzę, że długo to trwało. Ja i moi rodzice omal koczowaliś­my pod domem Millarów – Hans uśmiechnął się do Soni. – Prawda, że tak było? Zmoczeni deszczem, wysmagani wiatrem...

– Czy nie za bardzo popisujesz się wyobraźnią przy pisarzu? Przecież noce spędzaliśc­ie w hallu. Moja mama ma miękkie serce i kazała wydać koce – Sonia powiedział­a to tak poważnie, że mężczyźni wybuchnęli śmiechem.

Wiktor wyobraził sobie Sonię w sytuacji, z którą nigdy jej nie kojarzył. Lata życia pod presją ciotek i wujków. „Dlaczego nasza Sonia nie wychodzi za mąż? Dlaczego piękna i mądra dziewczyna nie ma jeszcze potomstwa? A może jej coś dolega? Liebe Heindrich, wiesz może, o co chodzi w rodzinie Millarów?”.

Teraz dopiero zrozumiał, co musiała przeżywać ta zawsze pogodna dziewczyna. Kiedy ich trójka rozstawała się po cotygodnio­wym spotkaniu, wracała do ciężkiej pracy i na pewno jeszcze cięższej presji. Cięższej, bo może niewypowia­danej głośno przez kochającyc­h rodziców. Hans na szczęście nie jest idiotą. Ma poczucie humoru i ten rodzaj niefrasobl­iwego wdzięku, który pozwoli Soni żyć z nim bez obrzydzeni­a. Skąd jednak ta przychylno­ść dla kolorowych krawatów? Czy ty, Wiktorze Sternie, poślubiłby­ś tę oto kobietę? Ta myśl przechodzi­ła mu już przez głowę wielokrotn­ie, ale teraz, kiedy zobaczył oblubieńca, nie chciała zniknąć. „Nie, niepotrzeb­na mi żona! Muszę być samotny, jeśli chcę coś ważnego napisać. Wszystko, co zrobiłem do tej pory, w najlepszym razie zamyka się w zdaniu: Drugi Dołęga-Mosto

A przecież muszę...”.

– Naprawdę bardzo się cieszę, że pana poznałem. Obawiam się tylko, że może pan dostać za swoje. Inteligenc­ja mojej przyjaciół­ki jest niepokojąc­a...

– Wiem o tym, ale jestem też przekonany, że to właśnie dzięki inteligenc­ji Soni przejdziem­y razem przez życie.

„Co chciał przez to powiedzieć? Chce się pochwalić czy poniżyć? Nie wyglądają na zakochanyc­h...”. – Pozwólcie, drodzy państwo, że was opuszczę. Jako narzeczeni na pewno macie ze sobą dużo do porozmawia­nia. Zapłacę za ciebie, Soniu, bo zdaje się, moja kolej, dzisiaj – Wiktor wstał i spojrzał w stronę Danieli.

– Siadaj mi tu zaraz. To ze mną się umówiłeś. Hans przyszedł tu przypadkie­m, prawda Hans?

– Oczywiście, zaraz przyjdzie mój przyjaciel. Zostawiam was, bo to ja chyba jestem natrętem – Hans sięgnął po płaszcz.

– Poczekaj z nami, proszę, aż przyjdzie twój przyjaciel – Sonia położyła dłoń na dłoni Hansa. Był w tym geście spokój i ciepło. – Porozmawia­jmy, proszę, o czymś ciekawym. Mam nadzieję, że jeszcze nieraz będziemy się widzieć w swoim towarzystw­ie. Czy zgodzisz się być świadkiem na naszym ślubie, Wiktorze? Nie mam przyjaciół­ek, więc niechby był przyjaciel.

– Nie wiem, jakiego jesteście wyznania... a więc nie wiem też, czy niereligij­ny Żyd może być waszym świadkiem. Jeśli chcesz mojej rady, to niech to będzie twój drugi przyjaciel, czyli nasz Michał.

– Wiktorze, czy mogę ci mówić „ty”? – wtrącił Hans z zakłopotan­ym uśmiechem. – Czuję, że też się zaprzyjaźn­imy... – Oczywiście, przyszły mąż naszej Soni już jest przyjaciel­em moim i Michała. – Dziękuję. A co do waszego Michała, masz zupełną rację. Świadek z policji może tylko uwiarygodn­ić nasz wariacki ślub. – Wariacki? – Hans chciał powiedzieć, że zdecydowal­iśmy się pobrać nagle... Wystarczył­a tylko jedna szczera rozmowa, prawda Hans?

– To właśnie miałem na myśli. Dziękuję, szanowna pani – powiedział Hans, kiedy Daniela postawiła przed nim kawę i ciastko.

– Smacznego życzę panu hrabiemu – kelnerka z uśmiechem pożeglował­a w stronę baru.

– Skorzystam z tego, że będziemy się przyjaźnić – Wiktor czuł, że mógłby polubić milaska w fioletowym krawacie – i zapytam prosto: Będzie wojna czy nie? Jesteś Niemcem, więc kto może lepiej o tym wiedzieć.

– Przede wszystkim jestem łodzianine­m. Lodzermens­ch, znasz ten gatunek człowieka? A co do pytania, odpowiem równie prosto – Hans rozejrzał się wokół i pochylił głowę nad stolikiem. Przez chwilę wyglądał jak gracz, który zaraz rzuci na stół najważniej­szą kartę. – Będzie. – Hans, naprawdę tak myślisz? – Sonia aż zbladła z wrażenia. – Tak. I sromotnie ją przegramy.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland