Afera w aferze
(Angora) FOZZ reaktywacja.
Z powodu błędów proceduralnych wyroki skazujące w najsłynniejszym procesie gospodarczym w historii III RP, dotyczącym Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, muszą zostać uznane za niebyłe, a skazani będą mogli dochodzić ogromnych odszkodowań.
Nie byłoby w tym aż takiej sensacji, gdyby ANGORA nie przewidziała tego 14 lat temu! W artykule „Na kłopoty Gontarski” (numer 22/2004) napisałem:
(...) Dzięki Gontarskiemu zapewne niedługo będziemy świadkami wielkiej burzy, a może i rewolucji w sądownictwie i resorcie sprawiedliwości. Okazało się, że z powodu błędnych zarządzeń administracyjnych najgłośniejsze procesy III RP prawdopodobnie ulegną przedawnieniu! Dotarliśmy do raportu zajmującego się analizą wyznaczania sędziów w sprawach karnych w warszawskich sądach, jaki Gontarski sporządził dla jednej z europejskich organizacji. I tu – prawdziwa bomba! Według raportu do prowadzenia sprawy Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, jak i tzw. sprawy prezesa PZU Grzegorza Wieczerzaka wyznaczano sędziów z naruszeniem prawa! Od 1997 roku w Polsce obowiązuje zasada, że w sprawach karnych składy sędziowskie wyznaczane są na zasadzie tzw. automatu. O tym, kto będzie prowadził konkretną sprawę, nie decyduje już prezes czy przewodniczący wydziału, lecz chronologia wpływania spraw do sądu i dostępna dla stron procesu alfabetyczna lista sędziów. Gdy tego samego dnia wpłynie kilka spraw, decyduje alfabetyczna kolejność nazwiska pierwszego oskarżonego. Oczywiście z listy co jakiś czas wypadają sędziowie przebywający na zwolnieniu lekarskim czy urlopie. Gdy sędzia Barbara Piwnik została ministrem, sprawę FOZZ przejął po niej sędzia A. Kryże, wyznaczony – według Gontarskiego – z naruszeniem zasady wspomnianego już automatu. Analogiczna sytuacja miała miejsce w sprawie G. Wieczerzaka. Sam sędzia Kryże nie krył w mediach, iż przydzielenie mu sprawy FOZZ obciążone jest błędem proceduralnym, jednak nie zrobiło to większego wrażenia ani na kierownictwie sądu, ani na ministrze sprawiedliwości, który z mocy prawa stoi na straży zgodnego z procedurą przydzielania sędziom konkretnych spraw karnych.
Ciekawe, co teraz zechcą powiedzieć Barbara Piwnik i Grzegorz Kurczuk, ministrowie sprawiedliwości i prokuratorzy generalni (2001 – 2004), Lech Gardocki, I prezes Sądu Najwyższego (1998 – 2010); Piotr Hofmański, sędzia Sądu Najwyższego, sprawozdawca w postępowaniu dotyczącym FOZZ.
Mamy dla nich dobrą radę na przyszłość. Szanowni Państwo, czytajcie gazety, a nie tylko swoje publikacje.
Każde słowo w tej sprawie jest na wagę życia
O FOZZ Polacy dowiedzieli się w 1991 roku z publikacji prasowych, gdy okazało się, że doszło tam do ogromnych nadużyć.
Wszystko zaczęło się dwa lata wcześniej. PRL dogorywał, stan finansów państwa był fatalny. Rząd Mieczysława Rakowskiego próbował temu przeciw działać, przygotowując między innymi tzw. ustawę Wilczka dotyczącą działalności gospodarczej, a uchwaloną przez Sejm 23 grudnia 1988 r. Innym pomysłem ówczesnych władz był Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego.
15 lutego 1989 roku stworzono instytucję, której oficjalnym zadaniem była spłata polskiego zadłużenia zagranicznego, a w rzeczywistości sprowadzało się to do kupowania na rynku wtórnym zagranicznych zobowiązań państwa polskiego po znacznie obniżonych cenach, choć tego nie wolno było oficjalnie robić ( na międzynarodowym rynku polskie długi można było wtedy kupić za jedną dziesiątą wartości).
Na czele FOZZ stanął Grzegorz Żemek, szef Departamentu Kredytowego w Banku Handlowym International w Luksemburgu (jak się potem okazało – tajny współpracownik Wojskowych Służb Informacyjnych), a jego zastępcą została Janina Chim.
W marcu Andrzej Wróblewski, minister finansów, powołał radę nadzorczą Funduszy, do której weszli:
Janusz Sawicki (przewodniczący), wiceminister finansów;
Jan Boniuk, dyrektor Departamentu Zagranicznego Ministerstwa Finansów;
Sławomir Marczuk (od maja 1989), wcześniej wiceminister finansów;
Wojciech Misiąg (od października 89), w III RP wiceminister finansów w pięciu kolejnych rządach, wiceprezes NIK (2011 – 2013);
Dariusz Rosati, członek zespołu doradców ekonomicznych prezesa Rady Ministrów (potem minister spraw zagranicznych), dziś europoseł;
Zdzisław Sadowski, do października 1988 wicepremier, wieloletni prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego;
Jan Wołoszyn, późniejszy wiceprezes Narodowego Banku Polskiego;
Grzegorz Wójtowicz, dyrektor Departamentu Zagranicznego Narodowego Banku Polskiego (późniejszy prezes tego banku).
W latach 1989 – 1990 Fundusz otrzymał z budżetu dotację w wysokości 9,8 bln (starych) złotych, co po uwzględnieniu inflacji (bez kapitalizacji) odpowiada dzisiejszym 100 mld zł, za które mógł wówczas wykupić dług o wartości 7,6 mld dolarów, a wykupił o nominalnej wartości 272 mln dolarów.
Kontrola Ministerstwa Finansów, która rozpoczęła się jesienią 1989 roku, wykazała liczne nieprawidłowości, a to był dopiero początek.
W styczniu 1991 roku rozpoczęła się kontrola NIK, w której uczestniczył między innymi Michał Falzmann, dzięki któremu opinia publiczna dowiedziała się o nadużyciach. Falzmann zmarł w tajemniczych okolicznościach na zawał serca w lipcu 1991 roku w wieku 38 lat. Ponad dwa miesiące później w wypadku samochodowym w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach zginął prezes NIK Walerian Pańko.
Dwaj policjanci, którzy jako pierwsi zjawili się na miejscu wypadku szefa NIK, „utonęli” w niedługim czasie, łowiąc ryby.
W 1993 r. w wypadku zginął jeden z podejrzanych – Jacek Sz. Nic dziwnego, że dyr. Anatol Lawina, bezpośredni szef Falzmanna, stwierdził: – Każde słowo w tej sprawie jest na wagę życia.
Prokuratura sporządziła akt oskarżenia, według którego w wyniku afery FOZZ Skarb Państwa poniósł straty w wysokości 345 mln zł (wówczas 135 mln dolarów).
Rozpoczął się proces. Na ławie oskarżonych zasiadło sześć osób.
W pierwszej instancji przewodniczącą składu sędziowskiego była Barbara Piwnik, a po jej nominacji na stanowisko ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego – Andrzej Kryże.
Sąd Okręgowy w Warszawie wyrokiem z 29 marca 2005 r. (daty w tej sprawie są ważne, bo pokazują, jak wolno mielą młyny sprawiedliwości) uznał, że udowodnione zostały szkody wartości 134 milionów, i wymierzył oskarżonym kary pozbawienia wolności od 9 do 3 lat. Sąd Apelacyjny 25 stycznia 2006 r. zmniejszył jednak wysokość kar, skazując Grzegorza Żemka na 8 lat, Janinę Chim na 5, Zbigniewa O. – 2,5 roku, Dariusza Przywieczerskiego na 2 lata (Żemek, Chim i Przywieczerski w toczących się sprawach przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu nie zastrzegli anonimizacji swoich danych i ich nazwiska pozostają w obrocie prawnym). Pozostałych oskarżonych uniewinniono ze względu na przedawnienie karalności zarzucanych im czynów.
Kasację od wyroku Sądu Apelacyjnego złożyli obrońcy skazanych i prokuratura.
21 lutego 2007 r. Sąd Najwyższy oddalił wszystkie kasacje złożone przez adwokatów.
Skazani trafili do zakładu karnego
Wszyscy prócz Przywieczerskiego, który w 2006 roku, gdy zapadł skazują- cy go prawomocny wyrok w Sądzie Apelacyjnym (za wyprowadzenie z Funduszu ponad miliona dolarów), przebywał na Białorusi, skąd wyjechał do Londynu, a następnie do Stanów Zjednoczonych, gdzie przebywa do dziś ścigany listem gończym.
Dariusz Tytus Przywieczerski to z pewnością najciekawsza i najbardziej barwna postać tego procesu.
Wcześnie wstąpił do PZPR i po studiach w SGPiS rozpoczął pracę w Centrali Handlu Zagranicznego „Paged”, gdzie doszedł do funkcji wicedyrektora. Z „Pagedu” trafił do Komitetu Centralnego PZPR. W 1980 r. został radcą polskiej ambasady w Kenii. Po powrocie do kraju mianowano go dyrektorem firmy Universal, którą po zmianach ustrojowych wprowadził na giełdę (w 1998 spółka została z niej usunięta za łamanie obowiązku informacyjnego). Był współzałożycielem Banku Inicjatyw Gospodarczych (obecnie Millennium). Jego Universal miał udziały w ponad 60 firmach, w tym tak znanych jak Polsat (20 proc.), BIG, Hefra, Unimil, Agro Universal, „Trybuna”, warszawska walcownia Norblin. Nic dziwnego, że w 1994 roku tygodnik „Wprost” umieścił go na 32. miejscu listy najbogatszych Polaków przed Zygmuntem Solorzem, Pawłem Wejchertem i Leszkiem Czarneckim.
Jak przed laty pisała „Gazeta Wyborcza”, w tamtych latach Przywieczerski lubił o sobie mówić: – Mój protoplasta Tytus (cesarz rzymski – przyp. autora). Ale hossa nie trwała długo. Universal zbankrutował, na co z pewnością miał wpływ proces FOZZ. Dziś nie ma nawet śladu po jego siedzibie (przy zbiegu ul. Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich w pobliżu Rotundy).
W 2007 roku „Gazeta Wyborcza” doniosła, że Przywieczerski w New Jersey prowadzi hurtownię gwoździ i handluje polskimi odkurzaczami. A odpoczywa na Florydzie.
Gdy Stany Zjednoczone odmówiły jego ekstradycji, w mediach pojawiły się spekulacje, że powodem było nawiązanie przez niego współpracy z amerykańskimi służbami specjalnymi.
Co zostało z dawnej fortuny? To wie tylko jej właściciel.
Rabunek finansów publicznych
Sejmowe wystąpienie posła Wojciecha Błasiaka (wybrany z listy KPN członek Federacyjnego Klubu Parlamentarnego na rzecz Akcji Wyborczej Solidarność) z 17 marca 1995 r.
(...) FOZZ nigdy nie był instytucją do cichego wykupu polskiego długu zagranicznego, lecz tylko przykrywką, zasłoną dymną służącą wyprowadzaniu dewiz z Polski (...). Michał Falzmann ustalił, że afera FOZZ to tylko mniejszy fragment większej całości. Ta większa całość, według jego ustaleń, a potwierdziła to również w protokole kontroli NIK Banku Handlowego pani Halina Ładomirska (inspektor NIK – przyp. autora), to są operacje dewizowe Banku Handlowego. Sprawa zaś operacji dewizowych Banku Handlowego to z kolei mniejszy fragment o wiele większej całości, czyli ukryty transfer dewiz z Polski, co sam Falzmann nazwał zorganizowanym rabunkiem finansów publicznych. Chodziło o wykorzystywanie głównie sztywnego kursu dolara, który umożliwiał wytransferowanie ogromnych sum dzięki różnicy kursów w bankach zagranicznych i lokat złotówkowych w Polsce.
Wszyscy za to zapłacimy Rozmowa z prof. dr. hab. nauk prawnych WALDEMAREM GONTARSKIM
– W sprawie FOZZ zapadły prawomocne wyroki, skazani już wyszli na wolność albo się ukrywają i nagle miesiąc temu, 11 lat po złożeniu skargi przez dwójkę skazanych, Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu wydał w tej sprawie niekorzystne dla Polski orzeczenie. Czy trudno było przewidzieć ten wyrok?
– Wystarczy uważnie przestudiować wcześniejsze orzecznictwo Trybunału, które, niestety, wydawane jest tylko w języku angielskim lub francuskim. W sprawie FOZZ na zlecenie obrońców Dariusza Przywieczerskiego przygotowywałem najpierw kasację do Sądu Najwyższego, a później skargę do Trybunału w Strasburgu. Niezależnie od tego skargę do Strasburga złożyli obrońcy Janiny Chim. Trybunał połączył obie skargi złożone w 2007 r. i po jedenastu latach – 12 kwietnia 2018 r. – wydał jeden wyrok w sprawie „Chim i Przywieczerski przeciwko Polsce”. W sumie skarżący twierdzili, że proces w ich sprawie odbył się z naruszeniem prawa do rzetelnego postępowania sądowego gwarantowanego przez Konwencję o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, gdyż prowadzący go sędzia Andrzej Kryże, został do niej wyznaczony z naruszeniem przepisów prawa, czego Sąd Apelacyjny i Sąd Najwyższy nie naprawił. Według skarżących Kryżego miała również cechować stronniczość w stosunku do oskarżonych. Podkreślano, że sędzia w charakterze doradcy brał udział w pracach sejmowej Komisji Sprawiedliwości podczas nowelizacji projektu ustawy wydłużającej termin przedawnienia przy ściganiu przestępstw gospodarczych. – Co orzekł Trybunał? – Trybunał jednogłośnie uznał, że wyznaczenie Kryżego do prowadzenia sprawy w pierwszej instancji było sprzeczne z przepisem Kodeksu postępowania karnego, zgodnie z którym sędziego do orzekania w konkretnej sprawie wyznacza się według kolejności wpływu spraw oraz jawnej dla stron postępowania listy sędziów danego sądu lub wydziału. Tymczasem sędzia Andrzej Kryże został wyznaczony do tej sprawy przez kolegium sędziów Sądu Okręgowego w Warszawie poza kolejnością, a zarzuty podniesione w tej kwestii przez oskarżonych nie zostały uwzględnione ani przez sąd odwoławczy, ani kasacyjny. Trybunał w Strasburgu stwierdził więc naruszenie prawa do rzetelnego procesu sądowego, ponieważ sąd nie został ustanowiony zgodnie z ustawą.
– Jak Trybunał odniósł się do drugiego zarzutu, to znaczy stronniczości sędziego?
– Uznał, że sędzia Kryże sądził bezstronnie.
– Jak to możliwe, że polskie sądy kilku instancji (w tym sam sędzia Kryże) tolerowały naruszenie ustawy, kiedy nawet student prawa po przeczytaniu wspomnianego przepisu musiał wiedzieć, że sędziego wyznaczono niezgodnie z ustawą, co stanowi z kolei naruszenie art. 6 Konwencji.
– Nie mogę tego zrozumieć. Najwięcej do zarzucenia mam zajmującemu się tą sprawą dwukrotnie Sądowi Najwyższemu (najpierw była uchwała interpretacyjna z dnia 17 listopada 2005 r., później wyrok z dnia 21 lutego 2007 r.), a szczególnie sędziemu prof. Piotrowi Hofmańskiemu, dziś sędziemu w Międzynarodowym Trybunale Karnym w Hadze, który był sprawozdawcą w uchwale Sądu Najwyższego. W uchwale tej Sąd Najwyższy wyszedł z założenia, że wadliwy tryb wyboru sędziego orzekającego w sprawie FOZZ jest tzw. względną przesłanką odwoławczą, którą sąd odwoławczy może wziąć pod uwagę, ale nie musi. Wtedy obrońca strony skarżącej, powołując się na wadliwe wyznaczenie sędziego, powinien udowodnić, że ten sędzia nie był bezstronny, czyli że inny sędzia wydałby inne rozstrzygnięcie, co oczywiście jest niezwykle trudne, żeby nie powiedzieć niemożliwe. Tymczasem w opiniach przedstawianych kilkanaście lat temu w prasie („Angora”, „Rzeczpospolita”, „Gazeta Sądowa”) i w publikacjach naukowych stałem na stanowisku, że jest to przesłanka bezwzględna, którą sąd odwoławczy z urzędu ma obowiązek wziąć pod uwagę i nawet jeżeli żadna ze stron nie podniosła tej kwestii w apelacji czy kasacji, taki wyrok uchylić. W swoim komentarzu moje stanowisko poparł ówczesny prezes Izby Karnej SN prof. Lech Paprzycki. W takiej sytuacji nie ma znaczenia, czy wyznaczenie sędziego z naruszeniem prawa miało wpływ, czy nie miało wpływu na wynik sprawy. Uchwała i wyrok Sądu Najwyższego wyrządził niepowetowane szkody nie tylko samym oskarżonym w sprawie FOZZ, ale całemu wymiarowi sprawiedliwości, gdyż po 2007 r. powoływało się na zawarte tam rozstrzygnięcie wiele sądów niższej instancji. Taki pogląd stał się nawet obowiązujący w polskim orzecznictwie. Z perspektywy czasu rozstrzygnięcie SN w sprawie FOZZ jawi się jako bezprawne w sposób oczywisty, co widać, zwłaszcza gdy przeczytamy moją publikację w „Rzeczpospolitej” z dnia 21 grudnia 2005 r., w której zwracałem uwagę, że ze współautorskiego komentarza profesora Hofmańskiego wynika coś innego niż z rozstrzygnięcia sędziego Hofmańskiego. Publikację tę zakończyłem apelem – jak się okazało, niewysłuchanym – adresowanym w pierwszej kolejności do I prezesa Sądu Najwyższego: Po co czekać, aż Trybunał w Strasburgu orzeknie, że naruszenie procedury wyznaczania składu sędziowskiego stanowi naruszenie Konwencji. Teraz trzeba nie tylko inaczej napisać podręczniki akademickie, ale konieczne są szkolenia dla sędziów, jeśli nie chcemy powtórki strasburskiego wyroku „Chim i Przywieczerski przeciwko Polsce”. Na razie wyrok ten w mediach został przemilczany.
– Kilka lat temu w mediach pojawiły się opinie, że nominacja Barbary Piwnik na ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego miała na celu doprowadzenie do przedawnienia procesu.
– Nie znam intencji premiera Leszka Millera, ale z pewnością nie można mieć pretensji do pani sędzi, że przyjęła to stanowisko. Każdy, zwłaszcza tak dobry prawnik jak pani Piwnik, ma prawo do robienia kariery, do sprawdzenia się na innym polu.
– Sędzia Kryże (za czasów pierwszych rządów PiS wiceminister sprawiedliwości) jako doświadczony prawnik nie powinien przyjąć tej sprawy, chyba że ktoś wysoko postawiony specjalnie na to nalegał...
– W przyjęciu tej sprawy przez Kryżego nie doszukiwałbym się politycznego drugiego dna, jakichś spiskowych teorii. Po prostu miał opinię surowego, sprawnego sędziego, który dobrze nadaje się do tej skomplikowanej sprawy, zwłaszcza że możliwe było przedawnienie. – I co teraz? – Na wniosek skazanych, jeśli taki zostanie złożony, trzeba będzie wznowić postępowanie i uchylić wyrok, uznać go za niebyły, czyli, mówiąc językiem prawniczym, „wycofać z obrotu”. W ten sam sposób należy postąpić ze wszystkimi wyrokami w innych sprawach, gdzie również wyznaczono sędziego niezgodnie z ustawą, niejednokrotnie powołując się na rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego w sprawie FOZZ. Wiem, że takich przypadków jest dużo.
– Czy któryś ze skarżących złożył stosowny wniosek?
– Pełnomocnikiem Janiny Chim w Strasburgu był adwokat profesor Piotr Kruszyński, wybitny karnista, natomiast Dariusz Przywieczerski mieszka w USA, więc może nie wiedzieć o wyroku Trybunału. Jeszcze kilka lat temu przez któregoś z adwokatów zamówił u mnie opinię na temat konsekwencji wyroku strasburskiego, gdyby okazał się dla niego korzystny. Ponieważ ANGORA wychodzi także w Stanach Zjednoczonych, więc może przeczyta ten wywiad.
– Czy jest możliwe wznowienie postępowania i ponowne zbadanie tej sprawy przez sąd, tym razem wybrany zgodnie z obowiązującymi przepisami?
– Nie, gdyż nastąpiło przedawnienie. Gdyby sędziowie usłuchali moich apeli sprzed kilkunastu lat, można było wszystko naprawić i winni afery FOZZ mogliby zostać skutecznie osądzeni.
– Jeżeli prawomocny wyrok w sprawie FOZZ trzeba będzie uznać za niebyły, czy to znaczy, że wszyscy skazani: Żemek, Chim, Przywieczerski i inni są niewinni i nigdy nie byli skazani? – Tak. – Skoro z prawnego punktu widzenia nigdy nie byli skazani, a siedzieli w więzieniu, to znaczy, że należy im się odszkodowanie?
– Oczywiście. Nie tylko według standardowego przelicznika strat, ale także odszkodowanie za utracone korzyści, bo przecież ci ludzie gdzieś pracowali i zarabiali, a w przypadku Przywieczerskiego zapewne także za upadłość jego firmy. Bycie oskarżonym, a następnie skazanym musiało mieć bezpośredni wpływ na prowadzone przez niego interesy. Udowodnienie związku przyczynowo-skutkowego między toczącym się procesem i wyrokiem skazującym wydanym z naruszeniem prawa a poniesionymi stratami powinno być niezwykle proste.
– To mogą być dziesiątki milionów złotych albo więcej.
– Pieniądze, których nie zapłacą ani politycy, członkowie kolegium sędziów Sądu Okręgowego w Warszawie, ani sędziowie Sądu Apelacyjnego w Warszawie orzekający w tej sprawie w drugiej instancji, ani sędziowie Sądu Najwyższego zajmujący się sprawą FOZZ, tylko my wszyscy – polscy podatnicy.
– Nie budzi pańskich zastrzeżeń, że ludzie, którzy dokonali takich czynów, okażą się „niewinni”.
– Jako prawnik wyrażam jedynie swoją opinię o prawie, o tym jak jest i jak powinno być stosowane.