Zabawa w latające dyski
Rozmowa z MICHAŁEM DULEM, prezesem Polskiego Stowarzyszenia Graczy Ultimate
– Dużo osób w Polsce uprawia ultimate?
– Jeśli weźmiemy pod uwagę zawodników startujących w różnych rozgrywkach w ramach mistrzostw Polski, to jest ich około 700, natomiast szacujemy, że ponad trzy razy tyle gra rekreacyjnie. Wielu niedawno dowiedziało się o tej dyscyplinie i teraz grywa od czasu do czasu z przyjaciółmi.
– Na czym polega ta tajemnicza gra?
– Choć nazwa nie wszystkim jest znana, to chodzi o jedną z najprostszych gier, która polega na rzucaniu latającymi dyskami. W wersji turniejowej – właśnie ultimate – potrzebne jest do tego boisko o wymiarach 100 na 35 metrów z wyznaczonymi po obu stronach 18-metrowymi strefami punktowymi. W grze biorą udział dwa siedmioosobowe zespoły. Punkty przyznaje się za złapanie dysku w strefie punktowej przeciwnika. Z dyskiem nie wolno biegać, a po jego złapaniu trzeba w ciągu 10 sekund podać go do partnera znajdującego się na dogodnej pozycji. – Czy to jest gra kontaktowa? – Uwolnienie się od opieki obrońcy oznacza, że byliśmy szybsi i lepiej przewidzieliśmy, gdzie dysk zostanie skierowany. Nie wolno zatrzymywać rywala rękoma, blokować go ani przepychać. Kontakt możliwy jest wyłącznie w momencie bezpośredniej walki o złapanie dysku. Zawsze staramy się grać bezpiecznie i fair. Zwłaszcza że sami jednocześnie sobie sędziujemy. W spornych sytuacjach zatrzymujemy grę i decydujemy ewentualnie o powtórzeniu danej sytuacji boiskowej.
– Czy łatwo jest znaleźć tak duże tereny do gry?
– Zazwyczaj wykorzystujemy boiska piłkarskie, ale w wydaniu młodzieżowym odpowiednie są takie o wymiarze halowym – 20 na 40 metrów. Tak naprawdę jednak do rekreacyjnej zabawy z latającymi dyskami wystarczy polanka w lesie, kawałek łąki lub trawnika, na którym możemy grać w mniej liczebnych zespołach.
– Czym należy się kierować przy zakupie takich latających dysków?
– Rzeczywiście, dyski są różne. Niektórzy producenci oznaczają je kolorami w zależności od ich przeznaczenia. Dyski