Paweł Pawlikowski najlepszym reżyserem Francja
Palmy zostały rozdane
Polski filmowiec podziękował w Cannes Januszowi Głowackiemu i zadedykował mu nagrodę. Głowacki był współautorem scenariusza do filmu „Zimna wojna”. Najlepszą aktorką została Samal Jesljamowa za rolę w filmie „Ayka”. Najlepszy aktor to Marcelo Fonte dzięki kreacji w filmie „Dogman”. Złotą Palmę otrzymał Japończyk Hirozaku Kore-eda za „Złodziejaszków”.
Wygra? Nie wygra? To pytanie nie schodziło z ust obecnym w Cannes polskim dziennikarzom. „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego znajdowała się wśród ścisłych faworytów konkursu – tuż obok „Lata” Rosjanina Kiryłła Sieriebriennikowa, który ze względów politycznych nie mógł opuścić Moskwy, by zaprezentować na Croisette swoją opowieść o radzieckiej odwilży i narodzinach rocka.
Zagraniczne pisma porównywały film Pawlikowskiego do mitycznych obrazów klasyki kinowej i wręcz rozpływały się nad ścieżką dźwiękową, wykorzystującą nasze pieśni ludowe. Jako kandydatów do Złotej Palmy podawano również „Sprawę rodzinną” Japończyka Koreedy i „Wiecznych” Chińczyka Jia Zhangke ze świetną rolą żeńską. Z filmów „kobiecych” – „Szczęśliwego Lazarro” Włoszki Alice Rohrwacher i „Capharnaum” Libanki Nadine Labaki. Jak wiadomo, werdykty jury bywają nieprzewidywalne, na szczęście nie zawsze. Pawlikowski, krytykowany swego czasu w Polsce za oscarową „Idę”, tym razem ofiarował widzom film o miłości. Niemożliwej miłości między kobietą i mężczyzną oraz wielkiej miłości do Polski, do której zawsze się powraca. Pierwszy wątek to historia jego rodziców, drugi jest kwintesencją doświadczeń i doznań kolejnych pokoleń.
– Pojęcie ojczyzny nie oznacza dla mnie narodowych nacjonalizmów – powiedział mi reżyser. – Składają się na nie osobiste wspomnienia, ludzie, tradycje i pejzaże. Sam przez większość życia mieszkałem za granicą, ale kiedy wróciłem do Polski, poczułem się, jakbym nigdy z niej nie wyjeżdżał. Nie jestem fatalistą – dodał. – Chociaż życie często okazuje się katastrofą. Interesują mnie paradoksy relacji międzyludzkich, wzajemne interakcje. Bohaterowie Pawlikowskiego są chorzy na Polskę. Nie potrafią bez niej żyć, tak samo jak nie potrafią żyć z sobą i bez siebie. – To prawda, że są to tematy bliskie Szkole Polskiej z Andrzejem Wajdą na czele, nie czuję się jednak jego spadkobiercą – mówił realizator. – U Wajdy postawy i racje są wyraźnie zarysowane. Mnie bliższa jest estetyka filmów Hasa, który opowiadał historie miłości skazane na nieuchronną klęskę.
W „Zimnej wojnie” wielką kreację stworzyła Joanna Kulig, porównywana przez światową prasę do nowej Jeanne Moreau i amerykańskiej gwiazdy Jennifer Lawrence. – Praca nad rolą była dla mnie jak medytacja – mówiła aktorka. – Niektóre sceny powtarzaliśmy nawet kilkanaście razy, scenariusz zmieniał się każdego dnia. Musiałam stworzyć w sobie pustkę, aby stać się moją postacią. Pochodzę z południowej Polski, gdzie wciąż zachowała się tradycja wspólnych śpiewów i mam ładny głos, nie obawiałam się więc nowego wyzwania. Tańca uczyłam się za to przez pół roku w zespole „Mazowsze”. Kulig tworzy z Tomaszem Kotem niezapomnianą parę. „Kobieta fatalna i polski romantyk” – podkreślali zagraniczni dziennikarze. Zachwyca również Borys Szyc, dla którego Pawlikowski napisał rolę komunistycznego aparatczyka. – Postać tworzyliśmy wspólnie na planie – zaznaczał aktor.
Polacy mogli być w tym roku w Cannes dumni ze swoich osiągnięć. Również „Fuga” Agnieszki Smoczyńskiej spotkała się z bardzo pozytywnym przyjęciem, podobnie jak animowany „Jeden dzień życia” Damiana Nenowa i krótkie metraże. Na Croisette przegląd polskich tytułów zaprezentował też Festiwal Nowe Horyzonty. Dzięki temu francuska branża mogła poznać nowe filmy Xawerego Żuławskiego, Michała Szcześniaka, Adriana Panka i Jana Jakuba Kolskiego. Bardzo poważaną inicjatywą jest nagroda ScriptEast im. K. Kieślowskiego. Jury, w którym zasiadają słynni producenci i scenarzyści, nagrodziło w trakcie 10. już edycji Mayę Vitkovą z Bułgarii oraz Kasię Adamik i Sandrę Buchtę za „Zimę pod znakiem Wrony” na podstawie opowiadania Olgi Tokarczuk. Do Cannes powrócił również Jerzy Skolimowski. W ramach cyklu klasyki filmowej organizatorzy zorganizowali na plaży pokaz „Startu” – jego pierwszego zagranicznego filmu, lata temu odłożonego na półki. Skolimowski świętował w Cannes 80. urodziny. Można śmiało powiedzieć, że całej polskiej ekipie przyświecała w tym roku dobra gwiazda. Nic dziwnego, że na zorganizowanym przez Polski Instytut Sztuki Filmowej przyjęciu na plaży panowały triumfalne nastroje. Jedynie Paweł Pawlikowski spędził te dni w hotelowym pokoju – złamana stopa nie pozwalała mu na aktywność.
Wielkim skandalem stała się projekcja filmu Duńczyka Larsa von Triera powracającego po siedmiu latach zakazu. Ten szalenie kontrowersyjny reżyser zaserwował widzom „The House That Jack Built” – historię seryjnego mordercy dokonującego okrutnych zbrodni w ramach pseudofilozoficznego planu. Krwawa jatka na ekranie, w tym sceny polowania na rodzinę z dziećmi, były tak drastyczne, że w trakcie projekcji salę opuści- ło ponad sto osób. Francuski dziennik „Le Figaro” określił film von Triera jako „rzygotliwy”. Rzeczywiście, można sobie zadać pytanie, gdzie kończy się sztuka, a zaczyna czysta perwersja? Pozytywną niespodziankę sprawił natomiast... papież Franciszek – gwiazda dokumentu niemieckiego reżysera Wima Wendersa. Jego przesłanie miłości, współczucia i niezgody na niesprawiedliwość i zło było jednym z nielicznych optymistycznych momentów festiwalu. Jaka jest Jego recepta na szczęście? Uśmiech i poczucie humoru – dlatego każdego ranka studiuje „Modlitwę o dobry humor” filozofa Tomasza Morusa.
Kobiety, nie tylko na ekranie, odrzuciły w tym roku rolę ofiar. Przewijającym się wątkiem były manifestacje przeciwko męskiej dominacji i akcje w ramach ruchów związanych z #MeTOO. Przed projekcją filmu o kurdyjskich wojowniczkach Cate Blanchett – przewodnicząca jury – odczytała wspólnie z weteranką kina Agnès Vardą manifest nawołujący do równości w kinematografii. Następnie na czerwonym dywanie zgromadziły się 82 znane artystki – tylko tyle bowiem filmów realizatorek dostało się w ciągu 71 lat do oficjalnej selekcji. Trzeba przyznać, że tegoroczny festiwal robił co mógł, aby rozwiać niemiłe wrażenie maczyzmu, m.in. zorganizował na ten temat spotkanie pięciu ministrów kultury i podpisał nową Kartę Festiwalową, definiując reguły tzw. „pozytywnej dyskryminacji”.
Złośliwcy twierdzą, że zaangażowane wystąpienia nie przeszkodziły gwiazdom w akceptowaniu zaproszeń na dużo bardziej elitarne wieczory, na których często występują w roli dekoracji. Rzeczywiście, pojawiły się tłumnie na najsłynniejszych canneńskich przyjęciach: nocy firmy l’Oréal, kolacji przeciwko przemocy wobec kobiet francuskiej grupy Kering (jej właściciel jest mężem meksykańskiej gwiazdy Salmy Hayek), na charytatywnym wieczorze stowarzyszenia walki z AIDS – AMFAR w hotelowym pałacu Eden Rock (za rezerwację stołu płaciło się tu od 106 do 297 tysięcy euro) czy jubileuszowej gali jubilera Grigosano. Królowała na nich nasza najsłynniejsza modelka Anja Rubik, którą widywało się również w klubach VIP na Croisette – By Albane, Plage Majestic 71, Plage Magnum czy Madame Monsieur. Obecny na festiwalu kosmonauta Thomas Pesquet powiedział: – Jeśli się chce zmienić ludzi, trzeba pozwolić im marzyć. Marzmy więc! Za rok nowy festiwal.