Śmierć głośna, śmierć cicha (73)
Andrzej Bart
Streszczenie odcinka 72. Okazało się, że Joachim Berg, którego odwiedził Michał Burski, nie był sam w mieszkaniu. Towarzyszyła mu piękna młoda Żydówka. Zakochana w malarzu Gloria przyjechała z Paryża, gdzie ma niewielką, ale modną galerię sztuki. W obawie przed hitlerowcami chce zabrać Joachima do Paryża i odkupić od mieszkającej w Łodzi Katarzyny Kobro jej obrazy. Michał poradził im, by czym prędzej uciekali z Polski.
–––––––––––––––––––––––––––––––––––––– Joachim zatrzymał się w pół kroku, a Gloria odłożyła trzymany w dłoni kieliszek.
– Nie czekajcie na wojnę. Wyjedźcie jutro, pojutrze, za tydzień, najpóźniej do końca czerwca, ale wyjedźcie.
– Myślisz, że będzie przegrana? – w głosie Glorii nie było przerażenia, a tylko zwykła ciekawość.
– Po tobie, policjancie, spodziewałbym się raczej zapewnień, że nie tylko nie oddamy guzika, ale jeszcze napoimy konie nad Renem czy Mozelą.
– Chciałbym, aby tak było. Wypijmy jeszcze po jednym i będę leciał...
– Nie, mój drogi, po takich słowach nie ma żadnego „będę leciał”. Choć oczywiście wypić trzeba... – Berg rozlał wódkę do kieliszków. – Mów, co z tą wojną. Przegramy ją tak szybko, że Gloria nie zdąży wrócić do Francji?
– Nie chodzi o mnie, niewdzięczniku. Bez ciebie nigdzie nie pojadę – Gloria spojrzała na Michała, jakby szukała u niego pomocy. – Naprawdę grozi nam niebezpieczeństwo?
– Wojna będzie na pewno. Przegramy ją, bo nasze młode państwo jest za biedne, aby stworzyć nowoczesną armię. Widzicie te zbiórki pieniędzy na armaty i święcenie karabinów po kościołach. Jeśli tylko połowa z tego, co donosi wywiad o sile niemieckiej armii, jest prawdą, to nie może się dobrze skończyć.
– Ale zanim wypowie się wojnę, to chyba krążą jakieś noty, rządy stawiają ultimatum... Powinnam mieć wtedy czas na spakowanie obrazów, które we Francji będą bezpieczne, bo musisz wiedzieć, że Francja nie boi się Niemców – Gloria podniosła głowę wysoko, jakby czuła się całą Francją.
– Dobrze, że nie czytasz gazet. Świat się wydaje wtedy ładniejszy. Powiedziałem, co myślę, a postąpicie, jak będziecie chcieli.
– Sądzisz, że gdyby tu weszli Niemcy, to przyczepią się do Żydów?
– Przecież wiesz, co robią u siebie. Słyszałeś o „kryształowej nocy”. A przepędzenie Żydów do Zbąszynia? Jeśli tak postępują ze swoimi eleganckimi Żydami w garniturach, to co mogą zrobić tutaj, skoro Polaków, synów Kościuszki i Emilii Plater, uważają za podludzi? – Przecież Francja i Anglia są z nami... – Dlatego jeśli przegramy, to trwać to będzie może pół roku, najwyżej rok. Potem Europa ruszy nam z pomocą i wojna się skończy. Może nawet na niej zarobimy należną po niej kontrybucją. Pamiętajcie jednak, że przez rok można zrobić dużo krzywdy niewinnym ludziom.
– Bardzo ci dziękuję za te słowa, bo pewnie ich głośno nie mówisz... – Joachim uścisnął dłoń Michała.
– Nawet mojej ukochanej mamie powtarzam, aby się nie przejmowała, bo jesteśmy silni, zwarci i gotowi... Mam tylko dwoje przyjaciół, i tylko z nimi, oprócz was, szczerze mówię na ten temat. – Pewnie chcesz teraz zobaczyć portret, który u mnie zamówiłeś? – A nawet za niego zapłacić. – Nie wiem, czy wiesz, Glorio, że Dziewczyna w purpurze, którą tak lubisz, to obraz namalowany dla Michała...
– Szkoda, myślałam, że zabierzemy go do Paryża. Ale oczywiście, Michale, cieszę się też, że zostanie w Łodzi... Pozwólcie to mnie go przynieść. I włożyć coś na tę okazję – Gloria wstała i wyszła z pokoju. Milczeli przez chwilę. Joachim przyglądał się Michałowi. – Jeśli naprawdę jest tak źle, jak mówisz, to muszę ją czym prędzej stąd odesłać. Nie chcę, aby jej się coś stało. To wspaniały człowiek i życie przed nią...
– Też jesteś niezłym człowiekiem, a przy okazji masz więcej talentu, niż można unieść. I co? Nie chcesz z nią wyjechać?
– Nie wiem, co powiedzieć, aby głupio nie zabrzmiało – Joachim Berg wyglądał na zakłopotanego.
– Wiesz, tak sobie często myślę, że tylko tu, w sztuce, mogę jeszcze coś zrobić... Coś, z czego to ja będę zadowolony...
– Uwaga, uwaga... – w drzwiach pojawiła się Gloria przebrana w białe jedwabne kimono. Plama purpury ujęta w ramy, którą trzymała przed sobą, odbijała się od bieli jak krwawiąca rana...
– O, cholera! Jakie to piękne! – Michał aż zamknął oczy z wrażenia, lecz szybko je otworzył.
*** Jakub Badek czuł od dłuższego czasu, że może dokonać wszystkiego. Wreszcie mógł chodzić po ulicach z miną, która mu się należała od zawsze. Była to mina człowieka decydującego o ludzkich istnieniach. Zaczął też mówić głośniej i śmielej. Przepadła gdzieś cała jego uniżoność w stosunku nie tylko do kobiet, ale i do mężczyzn. Chwilami czuł nawet, że przebiera miarę i jest bezczelny, ale przekonał się także, że ta śmiałość wodza pociąga, jeśli nie tłumy, to w każdym razie niektórych. Najlepiej pokazywały to wyniki sprzedaży. Wyrobów pończoszniczych sprzedał w maju o dziesięć procent więcej niż w ubiegłych miesiącach, a i ogłoszeń rozprowadził bardzo dużo.
Jeśli jako mężczyzna, obywatel, a przede wszystkim jako człowiek nosił w sobie jakąś zadrę, to była nią cwana gapa, która w „Kurierze” popisywała się znajomością jego charakteru. Przez chwilę nawet rozważał niebezpieczeństwo, że być może jest obserwowany, szybko jednak zorientował się, że to poetyckie majaki. Chciała tylko naiwnie naznaczyć słabościami człowieka, który ich nie miał. Czy należała jej się za to kara wyjątkowa? Tak, tego był coraz bardziej pewien.
– Panie kolego, akwizytorzy wchodzą od oficyny – Jan Wasiuda, portier stojący przed wejściem do redakcji „Kuriera”, był mężczyzną górującym nad innymi. Spojrzał więc na Jakuba z wysoka, lecz dobrotliwie. – Kto może lepiej o tym wiedzieć od pana, którego wszyscy chwalą za wyniki?
– Dlatego właśnie, że mam takie wyniki, idę dzisiaj do samego naczelnego.
– To dobry pomysł. Tylko chciałbym spytać, czy pan redaktor Rubin coś o tym wie, bo jeśli nie, to trzeba będzie się z nim umówić. Najlepiej przeze mnie. Proszę podać powód, dla którego chce się pan widzieć z redaktorem i na pewno na któryś dzień pana wepchniemy.
– Sprawa jest poważna i dlatego bardzo pana proszę, panie Janie, aby spytał pana redaktora, czy dzisiaj nie byłby łaskaw mnie przyjąć.
– Oczywiście, jeśli sprawa poważna. Muszę tylko wiedzieć, czy poważna dla pana będzie taką samą dla redaktora. Powie pan słowo, w czym rzecz?
– Proszę powiedzieć panu Rubinowi, że wiem, jak powiększyć nakład gazety. Czy może być na świecie coś poważniejszego? – W istocie. To nie żarty. Proszę poczekać, a wywiem się wszystkiego... Portier zniknął za drzwiami. Badek wszedł na stopień prowadzący do budynku redakcji i oparł się o ścianę. Teraz to on patrzył z góry na przechodzący Piotrkowską tłum. Ludzie gdzieś się spieszący i ci – tych nie lubił najbardziej – eleganccy i spacerujący bez pośpiechu. Ze specjalną uwagą przyglądał się kobietom, które pozbawione płaszczy zdawały się być nagie. Jedna z nich, obdarzona widać dobrym gustem, obrzuciła go nawet spojrzeniem. Gdyby niecierpiąca zwłoki sprawa, miałby nawet ochotę pójść za nią i przedstawić się zgodnie z prawdą, jako fotograf poszukujący atrakcyjnej modelki.
„W pani dostrzegłem coś, co w tygodnikach jest bardzo poszukiwane. Urodę, szyk, a przede wszystkim godność polskiej kobiety”.
– Szef powiedział, że może pan przyjść do niego. Trafi pan, czy mam poprowadzić? – Jan Wasiuda sprawiał wrażenie zadowolonego, że i on w jakiejś mierze przyczyni się do powiększenia nakładu.
– Nigdy w tej części gmachu nie byłem, ale zaręczam, trafię bezbłędnie. Od dziecka mam specjalny dar trafiania... – Badek uścisnął rękę portiera i wszedł do środka. Od razu poczuł się jak człowiek, dla którego prasa nie ma tajemnic.