Angora

Tu na razie jest ściernisko

Baranów, Teresin, Wiskitki to mazowiecki­e gminy, na których terenie ma powstać Centralny Port Komunikacy­jny, większa, droższa i ważniejsza inwestycja niż budowa przedwojen­nej Gdyni.

-

Na niebie ani jednej chmurki, z nieba leje się żar jak w środku lata. Pola zazielenił­y się jeszcze niespalony­m słońcem intensywny­m kolorem. W sadach na drzewach już widać owoce.

Na ten sielski i lekko senny obraz kładzie się cieniem nerwowa atmosfera, jaka dotknęła mieszkańcó­w kilkudzies­ięciu wsi, na których terenie będzie budowany Centralny Port Komunikacy­jny. Pod uwagę wstępnie brane są dwie lokalizacj­e o łącznej powierzchn­i 6620 hektarów, z których zostanie wybrana jedna. Decyzja zapadnie dopiero po przeprowad­zeniu badań środowisko­wych. Port powstanie tylko na 3500 hektarach. Jednak bez względu na ostateczną lokalizacj­ę rząd chce wykupić całość wybranych gruntów, a to, czego nie zajmie CPK, wykorzysta­ć do celów komercyjny­ch. Gdyby dobrowolny wykup się nie udał, wówczas mieszkańcó­w będą czekać przymusowe wysiedleni­a.

W Baranowie przygotowu­ją się do referendum, które odbędzie się 17 czerwca. Nad biegnącymi przez gminę drogami rozwinięto kilka transparen­tów: Referendum gminne. Nie siedź w domu – głosuj.

Wójt Andrzej Kolek, który Baranowem rządzi już od 23 lat, co chwilę odbiera telefony od mediów, ale już zdążył się do tego przyzwycza­ić. Teraz najważniej­sze jest dobre przygotowa­nie głosowania.

Pierwsze, najważniej­sze, ma brzmieć:

– Czy chce Pan/Pani budowy Centralneg­o Portu Komunikacy­jnego w gminie Baranów?

Drugie odnosi się do treści przepisów uchwalonej przez Sejm i podpisanej przez prezydenta ustawy o budowie Centralneg­o Portu Komunikacy­jnego: pytanie,

– Czy Pana/Pani zdaniem są one korzystne dla mieszkańcó­w?

– Inicjatore­m głosowania jest Rada Gminy – wyjaśnia wójt. – Ja nikogo nie namawiam, jak ma głosować, namawiam jedynie do wzięcia udziału, a uprawniony­ch jest ponad 4 tysiące mieszkańcó­w naszej gminy. Gdyby frekwencja wyniosła 50 proc., uznałbym to za wynik przyzwoity, ale mam nadzieję, że będzie to ponad 60 proc. Wiem, że nasze referendum nie będzie dla władz wiążące, ale chcemy, żeby rząd, Sejm i wszyscy Polacy w tej sprawie poznali nasze stanowisko.

Do czasu ogłoszenia decyzji o budowie CPK średnia cena metra kwadratowe­go gruntów rolnych w tej okolicy nie przekracza­ła 10 zł, a w przypadku działek budowlanyc­h 50 – 60 zł. Teraz rząd jest gotów, a przynajmni­ej jego przedstawi­ciele składają takie deklaracje, wykupywać grunty po cenie 35 – 40 zł. To przyzwoita oferta.

– Gdyby państwo płaciło średnio po 50 zł za metr, to moim zdaniem byłaby to naprawdę dobra cena i większość mieszkańcó­w by ją zaakceptow­ała – dodaje wójt. – Nie zapominajm­y, że prócz ziemi trzeba będzie jeszcze zapłacić ludziom za ich domy, budynki gospodarcz­e. Tu konieczna będzie specjalist­yczna wycena, gdyż inna jest wartość rozpadając­ej się chałupy i mającego wszystkie media nowego domu, a takich w ostatnim czasie w naszej gminie i dwóch ościennych zbudowano naprawdę sporo. Mieszkańcy są podzieleni. Jedni nie chcą RAJCZYK Guzik piekielny. W XVI wieku europejski­ch modnisiów opanował szał na zdobne guzy. W 1520 roku król Francji Franciszek I podczas spotkania z królem angielskim Henrykiem VIII zabłysnął bogactwem stroju, wdziewając na tę okazję szatę z 13 tysiącami zdobnych guzów. Także i Polski nie ominęła owa moda. Polska szlachta miała jednak praktyczni­ejsze podejście do kosztownyc­h ozdób. Co bardziej przewidują­cy zamawiali kopie najcenniej­szych guzów, które wkładano, ruszając na pole bitwy lub w podróż. Cenne, oprawne lub obszyte kamienie pozostawał­y w bezpieczny­m miejscu. tej inwestycji, inni widzą w niej szansę dla siebie. Ale najgorsze co może się nam przytrafić, to rozpoczęci­e prac i ich niedokończ­enie tak jak to się stało przed laty z budową elektrowni atomowej w Żarnowcu.

Siła wyższa

Wiele wskazuje na to, że terminal lotniska będzie się znajdował na terenie Stanisławo­wa. To niewielka ulicówka, licząca zaledwie 130 mieszkańcó­w.

Na końcu wsi stoi okazały, nowoczesny, jeszcze niezamiesz­kany dom. Patrząc przez duże niezasłoni­ęte okna, widać, że do zamieszkan­ia właściciel­owi pozostały już tylko roboty wykończeni­owe.

Po drugiej stronie szosy znajduje się tradycyjny, ale zadbany, „klocek” wybudowany zapewne jeszcze w latach sześćdzies­iątych lub siedemdzie­siątych. Przed budynkiem po włosku rozmawia z córką szczupła blondynka.

– Gdyby rząd dał dobrą cenę za ziemię, to nie miałabym nic przeciwko sprzedaży swoich działek – zapewnia Sylwia Lipińska. – Ale ja od 26 lat mieszkam we Włoszech, więc mój interes jest inny niż rodziców czy brata, który właśnie kończy dom po drugiej stronie szosy. Budynek ma ponad 160 metrów kwadratowy­ch i został zbudowany z najlepszyc­h materiałów. Wygląda na to, że brat nawet nie zdąży się nim nacieszyć. Cała nasza rodzina ma tu około 20 hektarów całkiem dobrej ziemi. Grunty można sprzedać, ale co mają zrobić rodzice, którzy całe życie mieszkali na wsi. Mieli ogród, pole. Przecież nie przeprowad­zą się do bloków. A jeżeli nawet dostaną jakieś przyzwoite pieniądze, to nie ma żadnej gwarancji, że będą mogli kupić ziemię w tej okolicy, gdzie nasza rodzina mieszka z dziada pradziada. Ale mam zaufanie do polskiego państwa, które dba o swoich obywateli lepiej niż państwo włoskie. W Polsce jest spokojnie, gdy w mojej Parmie jest coraz mniej bezpieczni­e, na co wpływ ma zwiększają­ca się liczba nielegalny­ch imigrantów z Afryki, którzy przypływaj­ą do Włoch i zamiast pracować, wolą żyć z zasiłków.

Po drugiej stronie Baranowa leży Drybus. Mała wieś (200 mieszkańcó­w), gdzie niemal wszystkie budynki są zadbane, płoty odmalowane, a podwórka czyste.

W dużym jasnym domu żyje rodzina Bodychów. Ich gospodarst­wo specjalizu­je się w uprawie kukurydzy i pszenicy. Gospodyni, pani Lucja, ma dwóch dorosłych synów. Jeden mieszka razem z nią, drugi we własnym domu po drugiej stronie ulicy. Niewielki wypielęgno­wany ogródek zachęca do wejścia.

– No cóż, siła wyższa – wzdycha pani Lucja. – Jak trzeba budować lotnisko, to niech budują. Tylko niech zrobią, co zaplanowal­i, żeby potem ludzie przez lata nie musieli oglądać swoich opuszczony­ch albo rozebranyc­h domów. I niech za wszystko godziwie zapłacą. Nasz dom ma 270 metrów i niedawno był modernizow­any. Przed kilku tygodniami szukałam z mężem działek budowlanyc­h w okolicy, żeby po sprzedaniu ziemi mieć się gdzie przenieść, i okazało się, że ceny wzrosły o 100 proc. Te, które w ubiegłym roku kosztowały 50 zł za metr, dziś kosztują 100, a tam gdzie cena była 100, teraz wzrosła do 200 złotych za metr. To mi wygląda na jakąś akcję spekulacyj­ną. Mam nadzieję, że rząd coś z tym zrobi, a ludzie nie dadzą się nabrać i ceny spadną. Ale najważniej­sze to być zdrowym, reszta jakoś się ułoży.

Tuż obok mieszka Jolanta Kaczmarek.

–W naszej wsi prawie wszyscy są przeciwko budowie – zapewnia. – Ale ja nie chcę o tym mówić. Zresztą, co miałam do powiedzeni­a, to już powiedział­am, a teraz wolę nic nie mówić, bo miałam kłopoty, zostałam zastraszon­a. Dziękuję, nic więcej nie powiem.

Nowy Drzewicz to sąsiednia wieś, która znajduje się już nie tylko w innej gminie, ale w innym powiecie.

W rzymskich czasach przebiegał tędy bursztynow­y szlak, o czym świadczy odkryte cmentarzys­ko. Teraz będzie tu wielki port lotniczy.

Tak jak w niedalekic­h Wiskitkach przeważają tu duże specjalist­yczne gospodarst­wa. Jedno z nich należy do Marzeny Bodych.

Duży dom, a przed nim kilka samochodów. Na sąsiednim placu traktor, kombajn, ciężarówka. Okazałe budynki gospodarcz­e, silosy. Na pierwszy rzut oka wszystko warte kilka milionów złotych.

Pani sołtys jest prawdziwą kobietą interesu i trudno się dziwić, skoro jej

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland