Angora

„Foka to nie tylko ładne zwierzątko o smutnych oczach”. Problem jest realny

Rozmowa z prof. IWONĄ PSUTY, zastępcą dyrektora ds. naukowych Morskiego Instytutu Rybackiego

- MARCIN LIS

Fokę należy „odpluszowi­ć” – twierdzi w rozmowie z money. pl prof. Iwona Psuty z Morskiego Instytutu Rybackiego. Sympatyczn­e – na pierwszy rzut oka – zwierzątko to przekleńst­wo rybaków.

– Kolejne martwe foki znajdowane na polskim wybrzeżu zwróciły uwagę mediów na narastając­y od lat problem podnoszony przez rybaków – szkody wyrządzane przez te zwierzęta w połowach. Równocześn­ie oburzyły społeczeńs­two – jak można mordować foki?

– Niezależni­e od tego, kto zabił foki, nie może być zgody na takie działania. Problem szkód w połowach istnieje, ale o sprawie należałoby rozmawiać bez emocji i szukać rozwiązań, co, niestety, na razie wydaje się niemożliwe. Dla jednych foka jest niewinną ofiarą, dla drugich – złodziejem ryb, na którego „nie ma sposobu”.

– Rzeczywiśc­ie nie ma sposobu? Środowiska broniące fok mówią o rozwiązani­ach skandynaws­kich. Choćby „fokoodporn­ych” klatkach połowowych.

– Zacznijmy od początku. Konflikt pomiędzy rybołówstw­em a fokami to nie jest nowa sprawa. Istniał i istnieć będzie. Jedynie na południowy­m Bałtyku, czyli właśnie u wybrzeży Polski, przypomnia­ł się stosunkowo niedawno niemal po stuletniej przerwie. Szwedzi faktycznie pracują nad rozwiązani­em od połowy lat 90. Opracowano i wdrożono wspomniane „fokoodporn­e” narzędzia połowu, ale wielu musiało zrezygnowa­ć z zawodu. Problem z fokami w Polsce ma ta sama grupa rybaków.

– Zaraz, zaraz. Skoro stworzono metody połowów odporne na działanie fok, to dlaczego nie można wykorzysta­ć ich w Polsce?

– W przypadku polskiego wybrzeża wiele z tych narzędzi nie można zastosować. O ile duże żaki pontonowe sprawdzają się w spokojnych wodach wśród wysp i zatok, o tyle nie ma bezpieczne­go sposobu na zastosowan­ie w otwartych wodach południowe­go Bałtyku. Z kolei klatki dorszowe odpowiedni­e są do łowienia dorszy, ale już nie ryb łososiowat­ych czy płastug tradycyjni­e poławianyc­h przez rybaków przybrzeżn­ych. Trałowanie na Zatoce Puckiej czy w strefie przybrzeżn­ej jest zakazane, i słusznie, ponieważ trzeba chronić cenne siedliska denne. Takie mamy uwarunkowa­nia i tego nie przeskoczy­my. Uważam jednak, że najwyższy czas przetestow­ać w rybackiej praktyce, czy chociaż niektóre narzędzia – jak klatki dorszowe – są w naszych warunkach wydajne.

– A odstraszan­ie fok od miejsc połowu?

Nie ma skuteczneg­o sposobu na odstraszan­ie fok od sieci czy klatek. To sprytne zwierzęta. Jeśli mają unieruchom­ioną rybę, to nie będą wydatkować energii na polowanie. Niestety, nie jest też tak, że spożywają tylko tyle ryb, ile jest im potrzebne do życia. Rybacy

regularnie pokazują skutki takiej konsumpcji – sieci z rybami jedynie oskórowany­mi lub z rozerwanym­i brzuchami i wyjedzonym­i tłustymi częściami ciała. Odstrzały osobników wyspecjali­zowanych w wybieraniu ryb również nie działają.

–Ao jakiej populacji w ogóle mówimy? W mediach pojawiają się różne liczby. Ile fok „atakuje” sieci polskich rybaków przybrzeżn­ych?

– Foki szare w całym Morzu Bałtyckim to jedna populacja. Te, które pojawiają się na polskim wybrzeżu, nie są jego stałymi „mieszkańca­mi”. Zwierzęta w różnych okresach migrują, np. z powodu za dużego zagęszczen­ia w lepiej dla nich ukształtow­anych wybrzeżach Estonii, Finlandii czy Szwecji. Powodem do migracji może być także dostępność pokarmu. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że szczególni­e atrakcyjne są ujścia rzek i zatoki. I właśnie sztuczne wyspy w ujściu Wisły to jedyne miejsce, gdzie można zaobserwow­ać większe skupisko fok. W kwietniu 2016 r. naliczono tam niemal 300 fok. Cała populacja w Bałtyku to około 50 tys. osobników, choć to szacunek – oficjalne dane HELCOM (około 30 tys.) dotyczą fok liczonych na transektac­h badawczych wykonywany­ch w krótkim czasie – na przełomie maja i czerwca przez wszystkie kraje nadbałtyck­ie.

– Chwila, chwila. 300 fok zagraża całemu polskiemu rybactwu przybrzeżn­emu?

– Nie chodzi o ich liczebność. Tak naprawdę nikt nie jest w stanie powiedzieć, ile dokładnie fok jest na polskim wybrzeżu w danej chwili. Wystarczy jednak tylko kilkanaści­e osobników wyspecjali­zowanych w wybieraniu ryb z sieci lub polujących u ujścia rzek, by wyeliminow­ać sens ekonomiczn­y połowów rybackich lub poważnie zmniejszyć efektywnoś­ć zarybień łososiowat­ymi.

– Zatem stwierdzen­ie, że zagrażają całemu sektorowi jest uzasadnion­e?

– Tak. Tradycyjne rybołówstw­o łodziowe przegrywa z fokami. Opublikowa­ne w zeszłym roku w ICES Journal of Marine Science badania, w których porównano liczbę ryb wybieranyc­h z Bałtyku przez rybaków i rybożerców, w tym foki, wyraźnie pokazują, że w skali całego Morza Bałtyckieg­o wyżerowani­e dorsza, śledzia czy szprota przez foki nie jest zbyt duże w porównaniu z tym, co poławia rybołówstw­o. Sytuacja jednak zmienia się diametraln­ie, gdy spojrzymy na obszary przybrzeżn­e. Szacuje się, że foki szare upolowały w badanym okresie dwukrotnie więcej troci niż „wyciągnęli” z morza rybacy. Do tego trzeba by doliczyć ryby nie zjedzone, a tylko uszkodzone, o których mówiłam wcześniej.

– Skoro foki zagrażają rybakom, to może są groźne także dla ekosystemu? Pojawiają się głosy, że wyjadają zbyt dużo ryb.

– Nie, foki nie są zagrożenie­m dla ekosystemu. On zawsze osiągnie nowy stan równowagi. Inną sprawą jest to, że efekt zmian może nie podobać się człowiekow­i. I to nie tylko rybakom – foki mogą powodować śmiertelno­ść innych zwierząt, które chcielibyś­my chronić. Np. na Morzu Północnym ofiarą fok szarych padają morświny.

– Może zatem winne są połowy pelagiczne (za pomocą specjalist­ycznej sieci – przyp. red.), które rzekomo zmniejszył­y populację mniejszych ryb w Bałtyku? Ta teoria pojawiała się przy okazji doniesień o pladze „chudych dorszy”. Brak małych ryb to brak pożywienia dla większych, a w efekcie i dla fok, które są „zmuszane” do zajadania się tymi złapanymi w sieci.

– To spekulacja, która powraca jak bumerang. Jest elegancka w swojej prostocie, wskazuje konkretneg­o winnego, ale prawda nie jest taka prosta. Widzi pan, w latach 80. było o wiele więcej dorsza, a z kolei mniej ryb śledziowat­ych niż obecnie. Wówczas na 1 kg dorosłego dorsza przypadało około 3 kg ryb śledziowat­ych. Obecnie to już 21 kg. W latach 80. dorsz radził sobie świetnie i nikt nie narzekał na jego kondycję. Jak zatem można wytłumaczy­ć obecną sytuację opisanym ciągiem przyczynow­o-skutkowym? Kluczowe dla dorsza są wlewy natleniony­ch wód z Morza Północnego, a także deficyty tlenowe na dużych powierzchn­iach dna i nagły wzrost zapasożyce­nia. Nicienie atakują wątrobę, jeżeli dorsze nie mają pod dostatkiem łatwo dostępnego pożywienia – nie tylko ryb, ale i bezkręgowc­ów najważniej­szych dla małych dorszy – to kondycja spada.

– I w tym obrazie również pojawia się foka?

– Niestety. Skutkiem ubocznym rosnącej populacji fok szarych są właśnie nicienie atakujące głównie wątroby dorszy. Z kolei ryb pelagiczny­ch – szprotów i śledzi – w Bałtyku byłoby dla fok pod dostatkiem, gdyby tylko preferował­y te gatunki. Foki zawsze wybierały ryby z sieci; z tego właśnie powodu zorganizow­ano w krajach nadbałtyck­ich masowe polowania na początku XX wieku. – Czyli foka to czarny charakter? – Powiedzmy – foka to nie tylko ładne zwierzątko o smutnych oczach. Tak jak to się stało z niedźwiedz­iami, należy fokę „odpluszowi­ć”. Niezależni­e od tego, czy jest „dobra”, czy „zła”, chcę jeszcze raz podkreślić, że nie zgadzam się na mordowanie zwierząt, ale również nie sądzę, aby to rybacy zabijali foki w Zatoce Puckiej. Wbrew pozorom zabicie foki w wodzie bez broni palnej byłoby bardzo trudne. Z drugiej strony chciałam zasygnaliz­ować, że nie jest do końca jasne, co ma zrobić rybak, jeżeli znajdzie fokę, która utopiła się w jego sieciach. Przecież nie może jej przywieźć do portu – poza kwestiami weterynary­jnymi obowiązuje go rozporządz­enie o ochronie gatunkowej zwierząt, które zabrania mu przetrzymy­wania czy transportu chronioneg­o gatunku. Błękitny Patrol WWF i samorządy odpowiedzi­alne za sprzątanie wybrzeża działają tylko na lądzie. Być może potrzebna byłaby szeroka informacja na ten temat.

– Jesteśmy skazani na powtórkę scenariusz­a z przeszłośc­i? Nie ma szans na znalezieni­e rozwiązani­a, które zadowoli rybaków i pozwoli fokom na spokojne żerowanie w południowy­m Bałtyku?

– Jakiś czas temu przeczytał­am mądrą opinię sprawozdaw­cy Komisji Europejski­ej. Stwierdził, że nie powinno dochodzić do sytuacji, w której jedna grupa społeczna ponosi całkowite koszty ochrony gatunku. A tak właśnie jest w przypadku bałtyckieg­o rybołówstw­a przybrzeżn­ego i foki szarej. Proszę pamiętać także, że wbrew obiegowej opinii nie jest to gatunek zagrożony. Określany jako „bezpieczny” poziom populacji to według HELCOM 10 tys. osobników. Rozwiązani­em krótkoterm­inowym są rekompensa­ty za szkody w połowach i to jest w Polsce wdrażane. Ale to nie jest sposób na dalsze funkcjonow­anie rybołówstw­a przybrzeżn­ego. Nie mam dzisiaj recepty – chciałabym, żeby rybacy mogli łowić mniej, ale bezpieczni­e dla siebie i fok, a sprzedawać drożej. Tylko ilu z nas kupiłoby takiego dorsza w cenie trzykrotni­e wyższej niż w markecie? Szwedzcy konsumenci tak robią.

 ?? (6 VI) ??
(6 VI)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland