Pięta sprzedał mnie dwa razy
Rozmowa z IZABELĄ PEK, kochanką porzuconą przez posła Piętę
a tutaj już mamy transpozycję i przejście do zupełnie innej tonacji.
– Zagrania Messiego, Ronalda to jednak piękne obrazy.
– I pewnie można by je oprawić i powiesić na ścianie. Herosi są potrzebni. Tyle tylko, że dzisiaj większość informacji o nich dotyczy, ile pieniędzy zarabiają, jaki będzie transfer z ich udziałem, czy przejdzie do innego klubu, bo w dotychczasowym grać już nie chce. Jakże mało wiadomości dotyczących ich prawdziwego heroizmu piłkarskiego. Generalnie jesteśmy bombardowani informacjami o wymianach klubowych, pieniądzach i działaniach menedżerów, którzy stanowią niezwykle wpływową kastę w środowisku piłkarskim. Od nich – okazuje się – zależy niemal wszystko. Dziękuję bardzo, chromolę taką piłkę nożną! Chciałbym, by mistrzostwa były nieprzewidywalne, by na boisku było jak najmniej naukowego podejścia do gry, sztywnych schematów, a zdecydowanie więcej improwizacji. Sport to jeden z najpotężniejszych biznesów na świecie, dochody z transmisji, reklam to niebagatelne pieniądze. Niezależnie od tej całej otoczki marketingowo-finansowej, w którą wkomponowany jest dzisiejszy sport, uważam, że nie należy odbierać przyjemności oglądania, zatem warto, by taki skansen, „kibicowski Jurassic Park”, jednak istniał. Niezależnie od tego, co myślę o współczesnej piłce, będzie zdecydowanie lepiej, jeśli turniej w Rosji będzie „głównym bohaterem miesiąca”, a nie któryś z naszych polityków.
– Nie planuje pan pisania kryminału związanego z mistrzostwami?
– Jestem w trakcie pisania powieści o warszawskim środowisku jazzmanów w 1969 roku. Wtedy się urodziłem. Może przyplącze się pewien sportowy element, ale głównie chcę tak nieco sentymentalnie złożyć hołd polskim muzykom. – Dlaczego? – Bo muzyka obok sportu jest moją pasją. Gram na saksofonie altowym w zespole Zgniłość. Na saksofonie trzeba dać trochę z płuc, w tej grupie jestem takim piłkarskim Sławomirem Peszką. Może obecnie nie jestem w najlepszej formie, ale tak jak ten zawodnik wprowadzam dobrą atmosferę do zespołu.
–W muzyce ważniejszy zespół czy indywidualista?
– Zespół. Podobnie jest i w piłce nożnej. Ale ostatecznie oczy zwrócone są jednak na gwiazdy. Tyle że w przypadku muzyki trudno mówić o spektakularnej porażce, a w piłce idol, gwiazdor, wybitny zawodnik musi wziąć na swoje barki także odpowiedzialność za klęskę. jest
– Iza, wyjaśnijmy na początku, dlaczego w tej historii byłaś Joanną?
– Bo od razu byłyby wyciągnięte moje zdjęcia z sesji modelek. A przecież nie o mnie chodziło, nic na tym nie chciałam ugrać...
– Anonimowa pozostałaś raptem kilka godzin.
– Ledwo ukazał się artykuł w „Fakcie”, a już dobijał się do mnie dziennikarz, który potem wywalił na pierwszej stronie moje zdjęcia z sesji z tytułem „Modelka oskarża”. Stereotyp: „Rozbierała się do zdjęć, więc jest kobietą lekkich obyczajów”. – Skąd wiedział, że Joanna to ty? – Jak donieśli mi znajomi, Pięta od razu poleciał po pomoc do kolegów od wizerunku. Chciał się ratować moim kosztem. Wiedziałam, że to mi grozi, ale skala hejtu mnie poraziła. Wielu ludzi, którzy publicznie popierali „dobrą zmianę”, teraz robi ze mnie dziwkę. Wprost pisali, że wskoczyłam do łóżka i Pięcie, i innym politykom PiS.
– To nieprawda? Politycy PiS i dwa tygodniki też takie plotki rozsiewają.
– To może rzucą choć jedno nazwisko? Nie rzucą, bo innych nie było. Tylko dzięki przyjaciołom przetrwałam to piekło.
– Wciąż sugeruje się też, że jesteś agentką podstawioną Pięcie, żeby go skompromitować.
– No i jak się odnieść do takiej głupoty? Byłam z PiS od początku. Prezesowi PiS poświęciłam najwięcej miejsca w pracy magisterskiej, którą obroniłam 18 czerwca 2010 r. na Uniwersytecie Gdańskim. Uważałam, że to Jarosław Kaczyński powinien kandydować. Ale jak poznałam Andrzeja Dudę, zmieniłam zdanie – pewnie jak wielu, którzy się z nim zetknęli w kampanii. Gdy poseł Marcin Horała, którego dobrze znam, zaproponował wyjazd kampanijnym autobusem, nie wahałam się. Wtedy Duda mnie oczarował. Patrzyłam, jak porywa tłumy. Nigdy tej fascynacji nie ukrywałam. Ale nikt mnie nie nasłał ani na niego, ani na Piętę, ani na PiS.
– Pisano, że może stać za tobą izraelski Mossad, bo masz coś po hebrajsku wytatuowane na ręce.
– Ręce to mi opadają, jak coś takiego czytam... Tatuaż to cytat z Psalmu 119, wers 94: „Należę do Ciebie – wybaw mnie, bo badam Twe postanowienia”. Hymn o pokładaniu ufności w Bogu, a nie żadna agentura.
– Wiele razy w naszych rozmowach podkreślałaś, że jesteś wierząca. No to skąd się wzięłaś w łóżku żonatego posła Pięty?
– Historia, którą opisaliście, jest prawdziwa. Wypatrzył mnie, zadzwonił, dużo o mnie wiedział. Zaproponował współpracę. Mówił, że skoro znam środowisko Trójmiasta, to mogę się dowiedzieć czegoś w sprawie Amber Gold. Poczułam, że to może być dla mnie szansa na pracę dla „dobrej zmiany”. Po co mam pracować w mamy firmie, jak mogę dla Sejmu czy rządu, co i tak robiłam w internecie za darmo? I Pięta mi to obiecał, „jak się wykażę”.
– Prawdą jest sobotnia informacja Radia ZET, że starałaś się wcześniej o pracę w Kancelarii Prezydenta?
– Tak było. Rozmawiałam na ten temat z jego najbliższymi współpracownikami. Twierdzenie, że nagle przeczytali moje tweety i zaczęli mnie odsuwać, to nieprawda. Nikt mnie nigdy nie blokował. Wiedzieli, że wspieram prezydenta i w niczym mu nie zaszkodzę.
– Wracając do Pięty. Poznaliście się 10 kwietnia. Byliście na pan – pani?
– Tak, do 4 maja. Wtedy przyjechał do Gdyni. Zapytał, czy możemy pojechać od razu nad morze, że to jego pierwszy taki spacer od lat. Cieszył się jak dziecko. Szybko skracał dystans. Po kilku godzinach już byliśmy po imieniu. Chyba wtedy pierwszy raz pomyślałam, że fajnie byłoby mieć takiego faceta. – Tyle że on zajęty... – Dlatego szybko tę myśl wyparłam! Ważna była szansa na pracę dla rzą- du, a może i prezydenta. Zaprosił mnie do Warszawy. To było 8 maja. Zapraszał, bym przenocowała z nim w hotelu sejmowym. Stanowczo odmówiłam, tłumacząc, że nie jestem zainteresowana romansem. Zażądałam, by znalazł mi jakiś nocleg. Nadąsany zamówił taksówkę i zawiózł mnie do Domu Pielgrzyma. Już wtedy opowiadał mi, że jego małżeństwa praktycznie nie ma. A gdy ja się otworzyłam i zdradziłam, że marzę o rodzinie i dzieciach, uczepił się tego. I tym mnie zdobył.
– Nie dość, że facet żonaty, to znacznie starszy. Wielu to dziwi.
– Straciłam ojca w wypadku, będąc małą dziewczynką. Całe życie szukałam faceta, który się mną zaopiekuje, zatroszczy... Możesz się śmiać, ale naprawdę tego 25 maja, gdy zaczęliśmy ze sobą być, czułam, że złapałam Pana Boga za nogi. Że Staszek zostawi rodzinę i będzie miał ze mną dzieci. A on mnie w tym utwierdzał. – Załatwiając pracę? – Ja nie chciałam iść do żadnych spółek. To on się upierał, a teraz się tego wypiera! Chciałam być urzędniczką. Zarabiać ze 3500 zł i móc wyjechać z Gdyni