TELEWIZOR POD GRUSZĄ
W listopadzie 2018 roku mają odbyć się wybory samorządowe. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że swój obywatelski obowiązek spełnimy w dniu obchodów setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Wtedy to wybierzemy członków rad gmin, powiatów, sejmików wojewódzkich oraz wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Wprawdzie jeszcze nie ogłoszono oficjalnego rozpoczęcia kampanii wyborczej, ale już poszły konie po betonie. Kto by się przejmował obowiązującym prawem w najwspanialszym europejskim kraju. Ot, uznano to, co się tu nad Wisłą wyrabia, za PREKAMPANIĘ! I po problemie, wszyscy są zadowoleni. Nikt nie protestuje. Politycy, media bez zażenowania zajmują się prekampanią. Ruszyła propagandowa machina. W telewizorni rozkręca się bezwstydny, niczym nieskrępowany festiwal obietnic wyborczych. Tak jak zawsze dowiadujemy się od startujących w wyborach kandydatów, że: trzeba, musimy i należy, że się pochylą, zadbają, zrobią i przywrócą, bo nie ma dla nich nic bardziej ważnego i cennego niż pomyślność Polski i Polaków. Wiara startujących w wyborach w sprawczą siłę telewizyjnego lansu jest niezachwiana i podziwu godna. Oni są święcie przekonani, że swoimi występami, wypowiedziami elektryzują elektorat. Że są tak zajmujący, charyzmatyczni, iż wyborcy nie mogą oderwać oczu od ekranu i każde ich słowo wchłaniają jak gąbka wodę. A przecież jest na odwrót. Nikt nie chce słuchać ich załganej, infantylnej nowomowy. Politycy przez trzydzieści lat robili wszystko, co w ich mocy, żeby wyborców do siebie zniechęcić. Dziś są obiektem kpin i niewybrednych żartów. Czas, żeby ubiegający się o mandat radnego, wójta, burmistrza, prezydenta wreszcie pojęli, iż nie są atrakcją i ozdobą programów telewizyjnych, tylko ich utrapieniem i zmorą! Dla wyborców nie ma znaczenia, jak często i długo ktoś z ekranu do nich mówi. Ważne jest, co i w jakim celu to mówi. Nie ma znaku równości między znany a mądry! Liczba durnych polityków nieustannie ględzących w telewizji dobitnie o tym świadczy!
„(...) Posłowie samych tylko wakacji w tym roku będą mieli... 52 dni. Tak wynika z harmonogramu posiedzeń Sejmu, o którym decyduje marszałek Marek Kuchciński (63 l.) (...). Ostatnie posiedzenie Sejmu przed wakacjami skończy się planowo 20 lipca, a na Wiejską wrócą dopiero 11 września. Co prawda 52 dni (wliczając soboty i niedziele), które sprezentował im marszałek Kuchciński, to mniej niż szkolne wakacje, które w tym roku potrwają 70 dni, ale któż z dorosłych nie chciałby tak długiej przerwy? Tym bardziej że posłowie nie przepracowują się. Na przykład w kwietniu i maju posiedzenia trwały łącznie... siedem dni! I za to miesiąc w miesiąc wybrańcy narodu dostają 12,5 tys. zł pensji. – Posłowie jeśli nie chcą pracować, nie będą tego robić niezależnie od rozłożenia terminów posiedzeń. A jeśli chcą, zawsze jest co robić: praca w regionie, spotykać się z ludźmi, angażować w politykę międzynarodową. To zależy od indywidualnego podejścia. Jednak jeśli chodzi o przerwy w posiedzeniach, to świadczą o tym, że PiS robi wszystko, by nie dopuścić zamrożonych projektów, np. ruchu Kukiz’15 o statusie osób niepełnosprawnych. Sam PiS ma zbyt mało pomysłów na reformy, więc stara się nie dopuścić do procedowania projektów opozycji – komentuje na łamach Super Expressu poseł Kukiz’15 Piotr Apel (34 l.) (...)”.
„ Budujące i krzepiące – takie w ocenie Mateusza Morawieckiego (50 l.) było pierwsze jego spotkanie z papieżem Franciszkiem (82 l.). I nic dziwnego, że był tak zadowolony, bo Ojciec Święty miał wyrazić uznanie dla rządowej polityki prorodzinnej (...). Rozmowa premiera Morawieckiego z papieżem w cztery oczy trwała nieco ponad pół godziny (...). Po niej papież przyjął również rzadko pokazującą się publicznie rodzinę Morawieckiego – żonę Iwonę (50 l.) oraz dzieci: Aleksandrę (22 l.), Jeremiasza (21 l.), Ignasia (7 l.) i Madzię (6 l.). Najmłodsza córka, onieśmielona całą sytuacją, mocno tuliła się do ojca. – Chyba nie zrozumiała powagi sytuacji – tłumaczył premier (...)” – czytamy w Super Expressie.
Dziennikarze Faktu twierdzą, że były kierowca Kornela Morawieckiego (77 l.), Cezariusz Lesisz, zrobił oszałamiającą karierę za czasów „dobrej zmiany”. Najpierw kierowca, później szef gabinetu politycznego Mateusza Morawieckiego (50 l.), a teraz pełnomocnik prezesa Rady Ministrów do spraw rozwoju gospodarczego. „(...) Lesisz jest od dawna związany z rodziną Morawieckich. W oficjalnym biogramie Encyklopedii «Solidarności» wymienione są jego zasługi dla działalności opozycyjnej (...). Z pisma KPRM wynika, że świeżo upieczony pełnomocnik będzie miał pełne ręce roboty. Ma formułować propozycje zmian legislacyjnych służących efektywniejszemu zarządzaniu mieniem państwowym i wspierać działania premiera dot. międzynarodowej współpracy gospodarczej. Mają mu w tym pomagać wszelkie organy administracji państwowej. W zamian za to pełnomocnik obowiązany jest przedstawiać premierowi analizy, oceny i wnioski związane z zakresem jego działania i roczne sprawozdania ze swojej działalności (...)”.
„(...) Były szef MON Antoni Macierewicz (69 l.) i jeden z jego najbliższych współpracowników Bartłomiej Misiewicz (28 l.) znów razem! Wystąpili wspólnie na sympozjum poświęconym bezpieczeństwu państwa. Pojawił się także młodziutki doradca Macierewicza Edmund Janniger (22 l.)! Czyżby pogłoski o nowej inicjatywie politycznej stawały się faktem? A może to tylko troska o Polskę (...)? W marcu w PiS aż huczało od plotek, że były szef MON nie złożył broni i planuje wystartować wkrótce z nową inicjatywą polityczną. Czyżbyśmy byli coraz bliżej wdrożenia tego projektu? Choć oficjalnie Bartłomiej Misiewicz zaprzeczał po odejściu z resortu obrony, że współpracuje z Macierewiczem, nie ukrywa, że utrzymuje z nim stały kontakt telefoniczny. – Nie ma SMS-ów, jeśli już to (kontakt) telefoniczny – mówił (...). Fakt dotarł do niezbitych dowodów, że panowie regularnie się widują! Dwa miesiące temu przyłapano ich na spotkaniu w holu Telewizji Republika, gdzie teoretycznie – jak mawiał klasyk – pracuje Misiewicz. Teoretycznie, bo nikt go tam nigdy nie widział (...)”.
„Wnuk Lecha Wałęsy (75 l.), Bartłomiej W. (21 l.), wraz z dwoma kolegami w wieku 23 i 24 lat pobili i okradli w Gdańsku turystów ze Szwecji. Wpadli dzięki upublicznionym nagraniom z monitoringu. Za rozbój grozi im 12 lat więzienia. Sąd zamknął ich w areszcie na trzy miesiące.
Do rozboju doszło 21 maja przy ul. Katarzynki w centrum Gdańska (...). Napastnicy uderzyli jednego z mężczyzn deską w głowę i zabrali mu telefon komórkowy (...)” – dowiadujemy się z Super Expressu.