Angora

Robię to, co kocham najbardzie­j

Jacek Sylwin, menedżer i producent muzyczny, nie narzeka na brak pracy

-

Pracuje nad pierwszymi propozycja­mi wydania z – jak mówi – Obywatelem GC na czele. – Myślę, że ukażą się już jesienią tego roku. Będzie to kolekcja wielu zespołów. Mamy już wyselekcjo­nowanych około trzydziest­u artystów, do których mamy prawa. W kilku wypadkach są to wręcz nieznane utwory nigdzie niepubliko­wane, ale na ogół wydane w tamtych czasach w różnych nakładach. Wie- le wydawanych jest do dzisiaj i – jak się okazuje – nie do końca legalnie.

Opowiada, że w tym zbiorze znajdują się np. nagrania jednego z bardzo znanych i kochanych polskich artystów, o których on sam chyba zapomniał. – Zatem wydanie tej płyty będzie swego rodzaju sensacją i z pewnością dużym rarytasem. Tak więc mam spokojną pracę na najbliższe kilka lat.

Urodził się w Zabrzu. Ale od czwartego roku życia mieszka w Warszawie, gdzie przyjechał z rodzicami. Po ukończeniu liceum ogólnokszt­ałcącego rozpoczął studia w warszawski­ej Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina wówczas na IV wydziale – było to Wychowanie Muzyczne. – To wydział, który kształcił pedagogów, dyrygentów chórów i zespołów.

Pochodzi z rodziny wywodzącej się ze Lwowa o dużych tradycjach muzycznych. – Moja prababka była wybitną polską pianistką okresu międzywoje­nnego związaną głównie ze środowiski­em lwowskim.

Od małego grał na fortepiani­e, ukończył podstawową szkołę muzyczną w tej klasie. Jak mówi, naturalne było, że poszedł na studia w tym kierunku. Z podwórka znał Janusza Kosińskieg­o, późniejsze­go dziennikar­za muzycznego radiowej Trójki. – Mieszkaliś­my z „Kosą” w jednym bloku. On zaczął pracować w Rozgłośni Harcerskie­j, a potem w Trójce Polskiego Radia. I tam mnie ściągnął. Zaraz po wojsku, gdyż przed studiami zaliczyłem jeszcze służbę w armii.

Zaczął współpracę z Rozgłośnią Programu III Polskiego Radia. – Na początku pomagałem redaktorom w przygotowy­waniu audycji muzycznych. Zaczynaliś­my razem z Wojtkiem Mannem. I w krótkim czasie otrzymałem możliwość przygotowy­wania i prowadzeni­a własnych programów muzycznych.

Od początku, jak wspomina, promował polskie utwory, polskie zespoły i artystów. – I jedną z pierwszych audycji, które miałem przyjemnoś­ć prowadzić, to Muzyka Młodej Generacji. To była połowa lat 70.

Studiował i pracował. – Siłą rzeczy po ukończeniu uczelni dalej prowadziłe­m program w radiu, ale także pracowałem już w telewizji. Trafiłem tam w sposób naturalny, jak większość kolegów. W telewizji szukali nowych dziennikar­zy, którzy znali się na muzyce. Wymogiem było wyższe wykształce­nie i do tego muzyczne.

Przez to, jak mówi, że skupił się głównie na polskiej muzyce, nawiązywał kontakty z wieloma polskimi artystami. – Byli to zarówno ci znani już doskonale szerszej publicznoś­ci wykonawcy, jak i ci debiutując­y.

W telewizji zetknął się z Walterem Chełstowsk­im, który był wówczas jednym z wiodących młodych dziennikar­zy telewizyjn­ych. – Wspólnie doszliśmy do wniosku, że warto promować młodych i umożliwić im, szczególni­e tym nieznanym i głównie rockowym zespołom, ale także i jazzowym, zaistnieni­e na antenie radiowej i w telewizji. I dzięki pomocy znanego już wtedy dobrze redaktora Romana Waschki, a także Andrzeja Cybulskieg­o, szefa Bałtyckiej Agencji Artystyczn­ej w Sopocie, narodziła się Muzyka Młodej Generacji. Najpierw w formie koncertowe­j, potem festiwalow­ej, co w 1980 r. przemienił­o się w Festiwal Muzyki Młodej Generacji w Jarocinie.

Przy organizacj­i tej imprezy pracowała grupa zapalonych entuzjastó­w, dziennikar­zy, menedżerów i muzyków. – Obok Waltera i mnie byli to: Wojtek Korzeniews­ki, Marcin Jacobson, Wiesiek Śliwiński, Marek Dutkiewicz, a także Andrzej Puczyński, Sławek Łosowski, Leszek Winder...

Przy Festiwalu w Jarocinie pracował sześć lat. – Najpierw przez trzy lata był to Festiwal Muzyki Młodej Generacji, a potem kolejne trzy to już Festiwal Muzyków Rockowych.

Zanim jeszcze zaczął pracować przy organizacj­i tego Festiwalu, został menedżerem zespołu Laboratori­um z Krakowa. – To była grupa jazzowa. Znaliśmy się wiele lat, współpraco­wałem jako dziennikar­z z Polskim Stowarzysz­eniem Jazzowym. I to wyszło jakoś tak spontanicz­nie. Byłem szefem artystyczn­ym Festiwalu Studenckie­go w Cieszynie i zaprosiłem ich do udziału w koncercie finałowym. A oni byli wówczas w połowie sesji nagraniowe­j pierwszej płyty długograją­cej „Modern Pentathlon”. I zaprosili mnie do współpracy. I tak spędziliśm­y ze sobą trzy lata, goszcząc na światowych festiwalac­h jazzowych, m.in. w Bombaju na „Jazz Yatra” czy w Berlinie i San Sebastian.

Później był też menedżerem Kombi. – Bywałem na Wybrzeżu, gdzie wspólnie z Bałtycką Agencją Artystyczn­ą organizowa­liśmy pierwsze koncerty Muzyki Młodej Generacji. Na początku było to przy Festiwalu Pop Session i w jego ramach pojawiało się coraz więcej artystów i zespołów z nurtu MMG. Pierwszy taki koncert odbył się w nieistniej­ącym już Teatrze Letnim w Sopocie, a potem kolejne, już w znacznie większym i dostojnym miejscu, bo w Operze Leśnej.

Wspomina, że Wybrzeże, Trójmiasto, Sopot stały się jego drugim domem. – Tak dalece, że moja żona jest sopocianką, a córka urodziła się w Gdyni.

Z Kombi współpraco­wał przez osiem lat. – Odnieśliśm­y razem wiele sukcesów i przede wszystkim „liznęliśmy Zachodu”, co w tamtym czasie nie było łatwe. Z Kombi koncertowa­łem w Europie i poza nią, nagrałem cztery pierwsze albumy i kilka największy­ch hitów. Kiedy ich słucham dzisiaj, to się okazuje, że nie są takie złe i nawet brzmią całkiem dobrze, a niektórzy twierdzą, że wręcz kultowo, ale wówczas nie byliśmy tego tak pewni. Wszystko było znacznie trudniejsz­e. Dziś to daje dużą satysfakcj­ę.

Rozstali się, gdyż – jak to określa – mieli inne wizje artystyczn­e.

Z radiem ani z telewizją nie był związany etatem. – Pracowałem jako freelancer, tak więc mogłem pogodzić wszystkie obowiązki. I całkiem dobrze to mi się udawało.

Jak rozpoczął współpracę z Obywatelem GC? – Przyszedł do mnie Grzegorz

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland