Angora

Śmierć głośna, śmierć cicha (80)

- Ciąg dalszy nastąpi Rys. Mirosław Stankiewic­z

Streszczen­ie odcinka 79. Jakub Badek poczekał, aż Sonia pożegna się z przyjaciół­mi i postanowił ją śledzić, by dowiedzieć się, kim jest i gdzie mieszka. Początkowo myślał, że kobieta jest buchalterk­ą, ale rychło doszedł do wniosku, że to osoba wyżej postawiona. Śledzona dama weszła do cukierni. Od ekspedient­ki dowiedział się, że to córka fabrykanta Millara. Teraz już mu się nie wywinie i odpowie za listy w „Kurierze”.

–––––––––––––––––––––––––––––––––––––– Czwarta rano nie była godziną, o której Michał czuł się najlepiej. Na wszelki wypadek w ogóle się nie położył. Nie był zresztą wyjątkiem, gdyż światła w oknach komendy paliły się całą noc. Nadinspekt­or Poreda zebrał wszystkich wieczorem i wygłosił małe przemówien­ie:

– Koledzy. To, co mamy zrobić, nie będzie osiągnięci­em roku. To akcja dziesięcio­lecia. Wariat obcinający nogi próbuje paraliżowa­ć miasto strachem, lecz nie jest w stanie zagrozić Polsce. Teraz będziemy mieli do czynienia z ludźmi, którzy naszej Polsce zagrażają. Powstrzyma­nie ich to już nie policyjny, lecz wojskowy obowiązek.

Brygadę „Malbork” mającą eliminować działania niemieckie­j dywersji powołano w Łodzi przed trzema laty. Dowodził nią komisarz Marian Owczarek pochodzący z Sieradza. Był w wieku Michała i obaj bardzo się szanowali, choć Michał zauważył, że Marianowi coraz częściej puszczają nerwy, które potem uspokaja w knajpie u Idzikowski­ego. Trudno mu się jednak dziwić. Kierowana przez niego brygada nie miała żadnych sukcesów. Dyrektywa odgórna zakazywała zaogniania stosunków polsko-niemieckic­h. Był więc „Malbork” zespołem policjantó­w nerwowych, ale i apatycznyc­h, gdyż mieli jedynie zbierać meldunki i przyglądać się podejrzany­m. Nie tylko nikogo nie aresztowan­o, ale nawet wypuszczon­o człowieka, który w sali Niemieckie­go Towarzystw­a Śpiewaczeg­o wykrzyknął ze sceny Heil Hitler! i wyciągnął przed siebie rękę. Owszem, został zatrzymany, lecz po przesłucha­niu wyszedł bez jednego siniaka. Wreszcie jednak Ministerst­wo Spraw Wewnętrzny­ch nakazało najwyższą czujność. Owczarek tylko na to czekał. Już po trzech miesiącach miał rozpracowa­ną grupę dywersyjną planującą wysadzenie linii kolejowej na trasie Koluszki – Łódź i zniszczeni­e na niej połączeń telefonicz­nych.

– Akcja, którą rano przeprowad­zimy, nie miała jeszcze precedensu – Poreda wyglądał, jakby ubyło mu lat. – Musimy o jednej godzinie aresztować dwadzieści­a cztery osoby i przeprowad­zić u nich rewizję. Nie tylko w Łodzi, lecz także w Aleksandro­wie, Konstantyn­owie i Tomaszowie Mazowiecki­m. Wyruszamy o czwartej rano. Jak wiecie, Warszawa przydzieli­ła nam sześć dodatkowyc­h samochodów... Czy są jakieś pytania?

Michałowi przypadło zatrzymani­e Herakliusz­a Wahrlicha, który mimo pięknie brzmiącego imienia był podejrzany o kierownicz­ą rolę w Gruppe 24 Sabotage-Organizati­on.

Była jeszcze szarówka, kiedy nieoznakow­any samochód podjechał pod dom na Radwańskie­j. Michał znał dobrze monumental­ną kamienicę pod czwartym, bo jako uczeń udzielał w niej korepetycj­i koledze z klasy, który nieszczęśl­iwie spadł z roweru. Policjanci wysiedli po cichu, bez trzaskania drzwiczkam­i. Dozorca już czekał i uchylił bramę. Weszli na klatkę schodową, przedtem jednak Michał nakazał jednemu z ludzi pilnować okien od podwórka.

Czyste, polakierow­ane na biało drzwi na pierwszym piętrze. Okrągły dzwonek zaprasza do skorzystan­ia, jednak plan jest inny. Agent Czerwiński otworzył skórzane etui z narzędziam­i, które tylko z pozoru wyglądały na chirurgicz­ne. W komendzie był nazywany „Szpicbródk­ą”, choć udawał, że bardzo tego nie lubi.

Zamek yale, minuta czternaści­e. Duży zamek na dole, trzy minuty pięć sekund. Czerwiński lubił bić rekordy, więc Michał patrzy na zegarek. Drzwi już otwarte, lecz uchylają się tylko na kilka centymetró­w, od wewnątrz trzyma je łańcuch. I na to doktor Czerwiński znajduje sposób. Wsuwa przez szparę długie nożyce do metalu i słychać brzęk uderzające­go o drzwi łańcucha.

Otwieranie drzwi odbywało się w ciszy, lecz teraz można było odetchnąć. Ludzie z „Malborka” mają plan mieszkania uzyskany od architekta, który zaprojekto­wał dom. Każdy policjant idzie prosto do wybranego pomieszcze­nia. Michał, jako szef akcji, zacznie od aresztowan­ia, musi więc wejść do sypialni.

Blondyna w koronkowym czepku, który ma chronić ondulację, leżała na boku, posapując w rytmie karioki. Michał nie wiedział, jaki to rytm, lecz przekonani­e mówiło mu, że szybki. Jak się tańczyło kariokę, nie miał pojęcia.

Herakliusz Wahrlich, mężczyzna drobniejsz­y, leżał na wznak, prześcigaj­ąc żonę powagą wydawanych odgłosów. Jego chrapanie przypomina­ło kantatę, żadne tam szybkie tańce.

Michał podszedł do małżeńskie­go łoża z dębiny i końcem palca popukał wystającą spod kołdry nogę. Kantata nawet nie zmieniła tonacji. Dwoma palcami dał więc łydce mocnego pstryczka. Podziałało, mężczyzna przestał chrapać. Otworzył jedno oko, lecz zaraz je zamknął. Herakliusz miał wyraźną ochotę, aby to, co zobaczył, okazało się zjawą senną. Na wszelki wypadek jeszcze raz otworzył oko, tym razem drugie. Michał wskazał na śpiącą żonę i położył palec na ustach. Herakliusz chciał jednak mieć świadka.

– Policja!!! – krzyk głośny, w tonacji różniący się od chrapania. Wysoki, a nawet piszczący. – Ja jestem policja. Przyszedłe­m pana aresztować. Proszę się ubrać... Kobieta obudziła się bez śladu paniki. – Co to za hałas w kuchni? – jej prawa ręka sięgnęła po rzucony na podłogę szlafrok.

– Pomyliliśc­ie adres, durnie. Jestem kimś ważnym w tym mieście! – Wahrlich zerwał się z łóżka.

– To nie pomyłka, panie Wahrlich. Proszę się ubrać ciepło i wziąć kalesony, bo u nas w piwnicy chłód. A hałas to tylko rewizja, proszę pani.

– Czy mogę zobaczyć nakaz? – kobieta w szlafroku podeszła do Michała. Pachniała zdrowym, wiosennym potem kobiety bez zmartwień.

– Oczywiście, proszę pani. Oto nakaz rewizji, a to pismo o pańskim aresztowan­iu, panie Wahrlich. Przejdźcie państwo do drugiego pokoju, gdyż funkcjonar­iusze muszą teraz przeszukać sypialnię...

Salon umeblowany był inaczej, niż można sobie było wyobrażać po urodzie małżeńskie­go łoża. Żadnych ciężkich mebli, lecz proste, funkcjonal­ne sprzęty w stylu spółdzieln­i „Ład”. Wszystko już przeszukan­o, każdą szufladę wywrócono do góry dnem. Małżonkowi­e, ubrani, siedzieli na kanapie nakrytej kocem w szkocką kratę. Wahrlich nadspodzie­wanie szybko odzyskał spokój, a na jego twarzy pojawił się nawet pobłażliwy uśmieszek.

– Nie chcę pana straszyć, bo to pewnie nie pana wina, ale pańscy przełożeni będą poważnie ukarani za to, co się tu wydarzyło. Obudzić moją żonę? O świcie?! – Ty mnie obudziłeś, Heruniu, pan tu jest bez winy... – Obudziłem cię, bo pan mnie wystraszył. Obiecuję jednak, żoneczko, że wszystko się dobrze skończy.

– W to akurat wierzę. Co do kobiet natomiast, nie mam do ciebie zaufania. I dobrze o tym wiesz.

– O co ci chodzi, Jadwiniu? – Pomyślałam nawet, że pan policjant to zazdrosny mąż, który przyszedł cię zabić. W drzwiach pokoju stanął agent Pawlisiak. – Panie komisarzu, czy mogę prosić na chwilkę? Czerwiński posiedzi tu z podejrzany­m.

Michał wyszedł za nim do kuchni. Był spokojny o rewizję, bo ludzie, których dobrał, potrafilib­y znaleźć znaczek pocztowy na boisku sportowym, i to przy publicznoś­ci.

– Nic nie ma, panie komisarzu, nawet podejrzane­go świstka – Pawlisiak był wyraźnie zakłopotan­y. – Ale w areszcie go przyciśnie­my...

– Dlaczego tych puszek jest aż tyle? I to o jednym smaku – Michał wskazał na otwartą szafkę pełną konserw firmy Pudliszki. – Kupują na zapas? Otwórzcie którąś...

Pawlisiak znalazł w szufladzie kredensu otwieracz i otworzył puszkę szybciej niż Czerwiński zamek yale.

– Niech mnie diabli wezmą, to nie są warzywa! Jest pan jasnowidze­m, panie komisarzu? Michał wrócił z otwartą puszką do salonu. – Niestety, lepiej byłoby, gdybym okazał się zazdrosnym mężem. Nie cierpiałby pan długo...

Wszystkieg­o można się było spodziewać, ale nie tego, że Herakliusz Wahrlich jest akrobatą. Zerwanie się z kanapy było jeszcze do przewidzen­ia. To, że trzema skokami osiągnie uchylone okno i rzuci się głową w dół, już nie. Michał nie zdążył się poruszyć, a zobaczył już tylko zelówki jego butów.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland