Nowe otwarcie w zamykaniu
OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO
Wprost przynosi informację, że „CBA zatrzymało Edwarda S.” i że znany (choć akurat w tym przypadku nie z nazwiska – przyp. MO) przedsiębiorca może mieć związek ze sprawą wielomilionowych łapówek i obietnic załatwiania kontraktów przy budowie Centralnego Portu Komunikacyjnego”.
Centralnego Portu Komunikacyjnego nie tylko nie zaczęto budować, ale nawet nie wybrano jego lokalizacji, a już są pierwsi aresztowani. Dzięki temu Port nabiera kształtów.
Wbrew pozorom dla rządu jest to pomyślna wiadomość, albowiem pokazuje, że są ludzie, którzy w budowę wierzą, a nawet gotowi są włożyć w nią swoje łapówkarskie pieniądze. Wszystkim wątpiącym w realność przedsięwzięcia można zamknąć gębę tym, że sprawa jest już nawet w prokuraturze.
Dopiero jak ktoś zostanie w jakiejś sprawie aresztowany, dodaje jej powagi. Jest to zwieńczenie sukcesu. Wszystkie wielkie przedsięwzięcia międzywojnia stawiane obecnie za wzór, np. Gdynia, Stalowa Wola, budowana za francuskie pieniądze magistrala kolejowa Śląsk – Wybrzeże itp., kończyły się aresztowaniami za defraudacje, efektownymi bankructwami i ucieczkami hochsztaplerów z kraju. W zasadzie wszystko, co wtedy zbudowano, w tym momencie było już zabrane przez sąd na poczet zobowiązań, a jednak stoi do dziś i jeszcze pasie naszą dumę.
Tym bardziej zwraca uwagę sukces Centralnego Portu Komunikacyjnego na tak wczesnym etapie, gdy łapówki daje się, nie wiedząc jeszcze nawet po co; potem jednak może być za późno.
Aferę należy powitać z zadowoleniem i z tego powodu, że jest to pierwsza taka defraudacja przyszłościowa. Stanowczo dość już afer PO-PSL, którymi jesteśmy karmieni i które narastają w miarę ich oddalania się w czasie. Najwyższa pora otworzyć nową kartę, która przebije te wszystkie Amber Goldy, SKOK-i i inne zaśmierdłe osiągnięcia aferalistyki poprzedniego etapu.
Nawet tegoroczne palenie śmieci na wysypiskach spowodował na przykład rząd Tuska w roku 2013 – dowodzą Do Rzeczy. Obecny premier zabrał głos na specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej: „{miarka się przebrała, wygonimy mafię śmieciową}.
Jakby w odpowiedzi na tę deklarację premiera kilka dni później wybuchł pożar składowiska śmieci w Studziankach na Podlasiu, w Kostrzycy, Pukininie, Mortkach i w podopolskiej Dąbrowie. Te pożary to tak, jakby owa «mafia» zaśmiała się premierowi w twarz”. Okazuje się, że poprzedni rząd jest w stanie jeszcze spalić papiery obecnemu.
Dopiero jak PiS zacznie wyciągać ze śmieci własne korzyści, a nie być pośmiewiskiem mafii, będzie można mówić o przełomie.
Poza Centralnym Portem Komunikacyjnym w pozostałych sztandarowych pomysłach PiS-u na razie nic się nie dzieje. Chwilowy brak nawet śladu jakichkolwiek afer pokazuje zastój.
Uwiąd projektu miliona samochodów elektrycznych do 2025 roku Newsweek przypisuje temu, że ciągle wymieniają się tam kluczowi decydenci, co powoduje chaos kompetencyjny i zupełny brak jasności, u kogo można by coś załatwić. Wszystko to opóźnia na razie jakiekolwiek działania, w tym matactwa.
„Zaskakująco krótka była kariera Krzysztofa Kowalczyka, który odpowiadał za projekt samochodu na prąd. Po niespełna trzech miesiącach złożył rezygnację, uzasadniając to na Twitterze”, czym upodobnił się do Trumpa, tzn. nie tym, że zrezygnował, ale jak. „Pozostając przedsiębiorcą, potrzebuję możliwości agresywniejszej strategii rozwoju niż ta, którą mógłbym realizować dalej” – zastosował strategię agresywniejszą.
„Prezes spółki Kość uspokajał, że odejście Kowalczyka nie zagraża żadnemu z realizowanych projektów”. Jednak już w kwietniu „z niejasnych powodów” odszedł prezes Kość.
Teraz okazuje się, że tworzeniem prototypu samochodu elektrycznego zajmie się zupełnie inna spółka – Grupa Lotos z zupełnie innym prezesem. Wyobraźmy sobie biznesmena Edwarda S., usiłującego powierzyć komuś pieniądze: nawet nie wiadomo, czy jest jakaś koperta, na której ten elektryczny samochód mógłby stanąć.
Na tym tle fakt, że równocześnie odjechał nam sprzed nosa elektryczny autobus Solaris, którego fabrykę polski właściciel sprzedał Hiszpanom, ignorując ofertę rządu, okazuje się w zasadzie czymś korzystnym. Autobus nie będzie już polski, ale pozostanie przynajmniej prywatny. W sektorze tym liczy się rachunek ekonomiczny, a nie polecenia ministra i od niego w Kość się nie dostanie.
Wyższość sektora prywatnego pokazuje też okoliczność, że biznesmeni żerują tu wzajemnie na sobie, a nie na pieniądzach z budżetu. Jak idą do aresztu, to wtedy, gdy nabiorą siebie, a nie państwowych pieniędzy.
Trudno nie zauważyć, że obecne upaństwowianie wszystkiego od banków po samochody spowoduje, że uczestnikiem procesów gospodarczych stanie się w o wiele większym stopniu właśnie państwo. Przy czym chodzi tu o „proces gospodarczy” w obu znaczeniach: rozumiany zarówno jako zjawiska, które tam przebiegają, jak i późniejszą, wynikającą z nich rozprawę przed sądem.
Przynajmniej przyszłe komisje śledcze będą w stanie ustalić o wiele więcej niż teraz w sprawie Amber Gold, bo w przypadku aparatu państwowego, a nie właściciela prywatnego, będzie dużo czytelniejsze i łatwiejsze do ustalenia, kto tam kim kierował i kogo do czego podżegał lub był podżegany.
Newsweek przypomina, że „niedopełnienie obowiązków służbowych przedawnia się po pięciu latach”. Już wkrótce nie dopełniać zacznie więc nowa generacja rządzących i nastąpi w tej dziedzinie nowe otwarcie. To znaczy nowe zamknięcia.
Polski Kościół odtrąbił ostatnio kolejny sondażowy sukces!
Według najnowszych badań 34 miliony naszych rodaków w rubryce wyznanie postawiło krzyżyk przy określeniu katolik. Ta „beczka miodu” ma jednak gorzki smak. Praktyki religijne spełnia obecnie tylko dwadzieścia kilka procent wiernych. Połowa Polaków opowiada się za liberalizacją ustaw antyaborcyjnych, i w tej grupie miażdżącą przewagę mają ci, którzy w ww. ankiecie zdeklarowali się jako ludzie wierzący! Większość katolickich małżeństw dożywa swojego czasu na sądowej sali rozwodowej, i może dlatego wśród młodego pokolenia ten sakrament staje się coraz mniej atrakcyjny... Ponad 30 proc. systematycznie biorących udział w religijnych praktykach nie wierzy w życie wieczne, nie mówiąc już o nadziei na zbawienie. „Na skale zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16) – zapewnił Chrystus u jego początku.
Czy dzisiaj Jego zapewnienie nadal obowiązuje? (kryspinkrystek@onet.eu)