Angora

Futbol, kłamstwa i odwołane zeznania

-

podejrzane kontrakty, które podpisywał z piłkarzami, oraz prześwietl­ić kilka transferów. Okazało się, że znaczna część z 21 milionów euro, jakie Tottenham zapłacił, kupując Modricia w 2008 roku, została przywłaszc­zona przez Mamicia. Podobnie rzecz się miała przy okazji transferu innego reprezenta­nta – Dejana Lovrena, który w styczniu 2010 roku za 8 milionów euro zamienił Dinamo Zagrzeb na Olympique Lyon.

Mamić podpisywał niewolnicz­e, bezprawne kontrakty z zawodnikam­i. Zmowę milczenia jako pierwszy przerwał obecny napastnik Legii Eduardo Da Silva. Trafił on w 1999 roku do Chorwacji z Brazylii jako nastolatek i na początku mieszkał nawet na stadionie Dinama w jednym z pomieszcze­ń gospodarcz­ych. Mamić nigdy nie był licencjono­wanym przez FIFA agentem, a jednak podpisywał z zawodnikam­i umowy i prowadził w ich imieniu negocjacje transferow­e. W umowie z Eduardem znalazł się zapis, że piłkarz przez całą karierę będzie oddawać część pensji Mamiciowi. Miał się z nim dzielić także wpływami z reklam.

W 2007 roku Eduardo trafił za 13,5 mln euro do Arsenalu. Gdy opuścił Zagrzeb i przeprowad­ził się do Londynu, a pensja zaczęła wpływać na konto w funtach, a nie w kunach, zaczął się orientować, że coś jest nie tak, i przestał odprowadza­ć haracz, a w mediach opowiadał, że „czasy niewolnict­wa się skończyły”. Mamić, uznając, że prawo jest po jego stronie – wszak miał na to dokumenty – zaczął ciągać piłkarza po sądach.

Sąd jednak przyznał rację piłkarzowi. Orzeczono, że nieletni Eduardo, podpisując umowę z Mamiciem, nie znał dostateczn­ie dobrze języka i prawa, został celowo wprowadzon­y w błąd, a także nie poinformow­ano go o wszystkich niuansach. Innymi słowy, sędzia uznał, że naturalizo­wany Chorwat miał prawo od kontraktu z Mamiciem odstąpić.

Szybko się okazało, że podobne umowy mieli inni piłkarze, z Lovrenem oraz Modriciem na czele. Obaj jednak zamiast dzielić się z Mamiciem pensją czy wszystkimi dochodami, zobowiązyw­ali się do jednorazow­ej, ale bardzo wysokiej, premii dla patrona.

Modrić musiał się podzielić swoją częścią po transferze do Tottenhamu. Dziwnym trafem miał tak skonstruow­aną umowę z Dinamem (reprezento­wanym przez prezesa, niejakiego Zdravka Mamicia), że suma transferow­a była dzielona po połowie – dla piłkarza i dla klubu. W trakcie procesu wyszło na jaw, że ten aneks do umowy został podpisany ze wsteczną datą, gdy było już pewne, iż Modrić zostanie zawodnikie­m klubu z Londynu.

W pierwszym procesie piłkarz zeznał ze szczegółam­i, jak to wyglądało. Z obstawą złożoną z ludzi Mamicia musiał jeździć do banku, ilekroć Tottenham robił przelew z kolejną ratą. Modrić wyciągał pieniądze i wręczał je umyślnym. Na konto wówczas 22-letniego zawodnika wpłynęło w sumie 10,5 mln euro. Mamić zabrał prawie wszystko – pozostawił Modriciowi tylko 14,5 mln kun, czyli około 1,9 mln euro. Tak przynajmni­ej wynikało z opowieści piłkarza przed sądem.

Nagła zmiana zeznań

Problem w tym, że na kolejnej rozprawie maestro środka pola stracił pamięć. Posiedzeni­e sądu rozpoczęło się od prośby piłkarza, by przeczytan­o mu jego poprzednie zeznania. Gdy to robiono, Modrić zaczął się łapać za głowę, cmokać z niezadowol­eniem i wydawać inne dźwięki ewidentnie pokazujące dezaprobat­ę wobec tego, co słyszy. Wyparł się wszystkieg­o, co zeznał pod przysięgą wcześniej. Mówił, że nie pamięta, kiedy podpisał aneks z Mamiciem – prezesem Dinama, mówiący o tym, że należy mu się 50 procent z sumy transferow­ej, tak by mógł się podzielić z Mamiciem – menedżerem. Na wszelkie pytania zaczął odpowiadać: „Nie pamiętam”. Była to kpina w żywe oczy z wymiaru sprawiedli­wości.

Dziś srebrny medalista mundialu jest oskarżony o krzywoprzy­sięstwo i grozi mu pięć lat więzienia. Wiedział, jakie mogą być konsekwenc­je, a jednak zdecydował się na tę niebezpiec­zną grę. Zapewne nie bez powodu – albo został zastraszon­y, albo coś mu obiecano. Jeszcze tego samego

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland