Suszarka do pizzy
W janowskim powietrzu unosi się zapach deszczu i trawy. Dygoczę z zimna, wyjmuję z plecaka termos z herbatą, ale nawet to nie pomaga. Zapinam pod szyję kurtkę, zawiązuję apaszkę i zakładam kaptur. Gdy na scenę wychodzą ubrani na czarno aktorzy, chłód przestaje mieć znaczenie, bo wiem, że to, co zobaczę w ciągu najbliższych dwóch godzin, wydarzy się tylko raz.
Na scenie pod namiotem pojawia się Zorak, specjalista od beatboxu, a po nim kolejni aktorzy. Rozmowy natychmiast milkną, widownia z niecierpliwością wpatruje się w ubranych na czarno pięciu artystów. Zgodnie z zapowiedzią spektakl zostaje podzielony na dwie części. Pierwsza to gry na improwizację. Wśród nich możemy wyróżnić takie jak: stop (niegrający aktorzy zmieniają tych występujących i zaczynają scenkę od nowego kontekstu, który podpowiada widownia), randka w ciemno (artystka musi odgadnąć tożsamość kandydatów) i komentator (aktorzy wchodzą w rolę komentatora nietypowej dyscypliny, np. nieszachów wodnych). Natomiast część druga to dłuższa forma – czasem trwająca trzydzieści minut, a niekiedy półtorej godziny.
Karteczki a improwizacja
Ciekawość i niecierpliwość w jednym zbierają się we mnie niczym fale morskie w Bałtyku, z napięciem uderzające o klify Trzęsacza. Zerkam w stronę kapeluszy ustawionych w rogu sceny. Tam, przed spektaklem, wrzucamy karteczki z przypadkowymi zdaniami, które od razu przyjdą nam do głowy. Nie zawsze jednak do tego się stosujemy... Kilkanaście minut temu umieściłam w kapeluszu piętnaście zdań, wśród których znalazł się nawet bardzo powszechny w mojej klasie tekst: „Twoja stara smaży sól”. Może wylosują chociaż pięć? Ostatnim razem nie było żadnego mojego... Czym w ogóle jest improwizacja? Czy skoro aktorzy wychodzą na scenę bez jakichkolwiek planów co do sztuki, oznacza to, że każdy z nas może po prostu wyjść na estradę i powiedzieć coś śmiesznego? Wbrew pozorom – nie. I tu nie chodzi o predyspozycje albo ich brak. Sęk tkwi w miesiącach, a niekiedy latach ćwiczeń. Aktor improwizujący musi umieć przekonać partnera do swojej wizji przez kontakt wzrokowy. Nie może być tak, że jedna osoba będzie mówić o sprzedaży sera w Himalajach, a druga w tym samym czasie o bitwie pod Waterloo.
Wielka niewiadoma
Bądź co bądź, o dobrą zabawę nie musimy się martwić, bo okazji do śmiechu jest mnóstwo. Króluje absurd. Krzesło staje się przejściem do laboratorium, wieloryb mieszka w domowym akwarium. Wszystko jest możliwe – liczy się żart sytuacyjny. Impro Atak! to zupełnie inny teatr niż ten, który znamy ze szkolnych wyjść kulturalnych. Zadaniem publiczności nie jest tam nieruchome siedzenie w fotelach i bycie cicho, by pozwolić artystom zrobić swoje. Aktorzy wchodzą w interakcję z widownią, dyskutują, żartują. To właśnie kartki publiki, które są umieszczane w kapeluszach, i jej wypowiedzi stają się inspiracją dla artystów. Aktorzy lubią, gdy rzuca im się kłody pod nogi, co sprawia, że ich przedstawienia mają taką treść, jakiej nie ułożyłby nawet najbardziej pomysłowy reżyser na świecie. Nie brakuje piosenek układanych na poczekaniu, z akompaniamentem głosu Zoraka. Wśród ostatnich hitów można wyróżnić: „Schopenhauer to mój idol” oraz: „Podobno wpakują nas do lufki”. Nikt nie boi się napisać fraz takich jak „suszarka do pizzy”.
Niezwykłe jest to, że nawet sami aktorzy nie znają treści spektaklu – tworzą ją razem z widownią. Autorka jest uczestniczką młodzieżowego obozu dziennikarskiego „Potęga Prasy” pod patronatem Tygodnika „Angora”. www.janowo.art Facebook: Wioska Artystyczna Janowo email: kontakt@janowo. art