Bez kierowcy, na prąd, w dobrą pogodę
Nowe ogromne osiedle na krańcu Wiednia. Ostatnia stacja linii metra U2 – Seestadt Aspern. Tam właśnie widać e-busiki, na które mieszkańcy mówią: widma. Jadą same, bez kierowcy i wiozą pasażerów. Dwa ekologiczne elektrobusy nie używają paliwa innego niż prąd. Czerwone, pękate, samojeżdżące pojazdy opatrzone logo „Wiener Linien” (Linie Wiedeńskie) zakończyły właśnie trzymiesięczną fazę próbną.
Są włączane do ruchu na 2,2-kilometrowym odcinku trasy. Będą dowozić chętnych do stacji metra Seestadt Aspern. Dla tych „wahadłowców” zaplanowano sześć przystanków, ich lokalizacja nie jest ostateczna, trwa głosowanie mieszkańców. Projekt e-busów bez kierowców ma swoje ograniczenia. Pasażerowie nie są zachwyceni, że mają jeździć tylko pół dnia, ponieważ pojawia się problem z paliwem. Praca naładowanego pojazdu powinna trwać 9 godzin, ale mamy gorące lato i już widać, że prądu wystarcza na krócej. Akumulator musi „obsłużyć” klimatyzację, która pobiera więcej energii niż system obsługujący jazdę. To pierwszy taki projekt samojeżdżącego transportu w Wiedniu. Elektryczną transportową rewolucję finansuje rząd.
Na wprowadzenie pojazdów bez kierowców wybrano najmniej zatłoczoną część stolicy Austrii. W projekt angażują się różne firmy. Badania nad opłacalno- ścią, bezpieczeństwem, a także zainteresowaniem użytkowników mają zakończyć się w 2020 roku. Na razie dwa e-busiki nie są oficjalną częścią sieci komunika- cji miejskiej Wiednia, więc nie ma na nie biletów. Darmowa jazda i ciekawość przejażdżki zachęca wiedeńczyków i turystów do przyjazdu do See Aspern i przeżycia niezwykłej podróży. Na pokład może wejść nie więcej niż dziesięć osób. E-bus nie pojedzie jednak podczas deszczu czy burzy; okazuje się, że dżdżysta oraz zbyt gorąca aura nie są przyjaciółmi takiego transportu.
Kiedy już ustalone zostaną przystanki, e-busy będą musiały „nauczyć się” trasy. Programiści zapiszą im w pamięci miejsca do zatrzymywania i wszelkie inne możliwe niespodzianki, jakie mogą napotkać na drodze. Pasażerowie będą musieli trzymać się rozkładu jazdy, nie zatrzymają kierowcy, przepraszam, samoprowadzącego się busika „na trasie”. E-busiki oczywiście reagują na światła przy skrzyżowaniach czy rozjazdach, pod warunkiem że system świateł „komunikuje się” z systemem e-busa. Jazda testowa dla dziennikarzy na odcinku 500 metrów przyniosła niezłe emocje. Nie ma co ukrywać, że napięcie przed skrzyżowaniem rosło: rozpozna czy nie rozpozna „czerwone”?
Spokojnie, e-busik reaguje na przeszkody. Jeśli ktoś wyjdzie przed maskę, samochód automatycznie się zatrzyma przy każdej innej przeszkodzie, np. przy przedmiocie leżącym na drodze. Jednak automat nie obejdzie się całkiem bez człowieka. Na pokładzie musi być wyszkolony „operator”, który wkracza w sytuacji niebezpiecznej, czyli niejasnej dla komputerowego programu. Reguluje to aktualny stan prawny: bez „awaryjnego” operatora ani rusz, musi – jak kierowca – obserwować bieżącą sytuację na drodze. Czy samojeżdżące e-busiki mają szanse w transporcie miejskim? Tak, ale wyłącznie w spokojniejszych częściach miast. Życie pokaże – na razie mają się uczyć przystanków.