Pierwszy w Polsce przeszczep całkowicie sztucznego serca!
Ryzyko było bardzo duże, ale kiedy stawką jest życie, to wybór jest oczywisty. Lekarze z kliniki w Zabrzu przeszczepili pacjentowi sztuczne serce. Waży 6 kilogramów i można je nosić w plecaku. W nocy trzeba ładować baterię, ale poza tym pan Mieczysław może żyć prawie normalnie.
Serce 66-letniego Mieczysława Korala było niewydolne od lat. Jego przeszczep wykluczało jednak nadciśnienie płucne. Ta operacja była jedynym ratunkiem. – Skonsultowałem to z żoną i synem. Powiedziałem im, że nie ma wyjścia. Czy pochowają mnie dzisiaj, czy za miesiąc, to nie ma znaczenia, a być może się uda i pożyjemy jeszcze trochę razem – wspomina Mieczysław Koral. No i żyje, chwytając każdy dzień. Zabieg wykonał doktor Michał Zembala, który jest synem profesora Mariana Zembali.
– Mówimy o implantacji całkowicie sztucznego serca. Jest to zabieg pionierski, bo pierwszy w Polsce. Nie pierwszy na świecie, ale pierwszy u nas w kraju – tłumaczy doktor Michał Zembala, kierownik kliniki kardiochirurgii ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Ze sztucznym sercem pan Marian będzie funkcjonował do przeszczepu normalnego serca. To sztuczne serce składa się z dwóch plastikowych komór tłoczących krew, połączonych z kompresorem i zasilaczem, które znajdują się w plecaku. Waga plecaka to sześć kilogramów. Lekko panu Mieczysławowi nie będzie, ale to i tak jest gigantyczny postęp.
– Z tą maszyną może prowadzić całkowicie normalne życie. No może poza pływaniem w basenie, bo to jednak urządzenie mechaniczne, ale może biegać, jeździć rowerem, spacerować – zapewnia Marek Grochala, lekarz rezydent anestezjologii i intensywnej terapii ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu.
Słuchając młodego lekarza, można odnieść wrażenie, że słuchamy profesora Religi. Tak Zbigniew Religa opowiadał o pacjencie, któremu kiedyś przeszczepi sztuczne serce. – Będzie mógł wrócić do domu i żyć normalnie. Łącznie z powrotem do pracy z tą sztuczną komorą, z tym sztucznym sercem – mówił w 2001 roku profesor Zbigniew Religa. Do tej pory pacjenci ze sztucznym sercem mogli tylko pospacerować wokół szpitala. Inaczej się nie dało, bo zasilacz na kółkach ważył sto kilogramów i trzeba było go pchać. Kilka lat temu Grzegorz Religa, syn profesora, zaprezentował w Instytucie Kardiologii mniejszą pompę, którą można już było udźwignąć. Ważyła jednak i tak siedemnaście kilogramów. Dlatego sześciokilogramowe serce w plecaku to już naprawdę niewiele. Szkoda tylko, że jest produkowane za granicą. Tak lekkiego polskiego sztucznego serca nadal nie ma.