Złodziej okradł policjantów. Nie zauważyli
Kiedy żona porzuciła pana P., był on dzielnicowym. Musiał jednak zrezygnować z pracy w policji, żeby zająć się dzieckiem. Potem zachorował na raka i z powodu ciągłych pobytów w szpitalu przestał regularnie płacić czynsz. Miasto Radom zamiast rozłożyć niewielki stosunkowo dług na raty (jakieś 7000 zł bez odsetek), postanowiło go wyeksmitować. Eksmisja wyznaczona jest na 29 sierpnia. Szczególny jest też lokal socjalny, do którego go eksmitują. Jest to osławiona z powodu ciągłych awantur i bijatyk rudera, w której pan P. jako dzielnicowy wielokrotnie interweniował. W miejscu tym nie tylko więc czekają go straszne warunki mieszkaniowe, ale też żądni zemsty menele. Do tego jeszcze wyrodna matka – była żona pana P. przypomniała sobie o dziecku i wystąpiła do sądu o odebranie ojcu praw rodzicielskich. Sąd przychylił się do tego żądania, a powodem była czekająca byłego funkcjonariusza eksmisja. Starał się, by miasto Radom rozłożyło mu dług na raty. Bez skutku. Domaga się jednorazowej wpłaty 10 tys. zł. Schorowany, biedny człowiek nie ma skąd wziąć takiej sumy.
W tym samym Radomiu jestem pełnomocnikiem wyrzucanej rodziny z małym dzieckiem. Wiceprezydent Radomia Konrad Frysztak obiecał w mojej obecności Adamowi Bujakowi, że wobec spłaty zadłużenia czynszowego pozostawi go wraz z matką jego dziecka i małym synkiem w zajmowanym mieszkaniu. Miasto przysłało pismo, że prośbę pana Adama załatwiono pozytywnie. Kiedy przyszedł podpisać ponownie umowę najmu, usłyszał jednak, że ma czekać na lokal socjalny. Tyle jest warte słowo wiceprezydenta Radomia Konrada Frysztaka. „Jednak nie wszystko stracone, pan wiceprezydent ma jeszcze szansę zachować twarz. Wystarczy, że dotrzyma danego słowa” – napisałem wtedy na Facebooku.
Jakąś godzinę po ukazaniu się wiadomości rozdzwoniły się telefony. Urzędnicy wyjaśnili, że zaszło nieporozumienie. Na moim profilu na FB wyjaśnienie zamieścił sam wiceprezydent Radomia: „Teraz zgodnie z tą samą procedurą panu Bujakowi zostanie wskazany lokal – będzie to ten sam lokal, w którym mieszkała jego babcia i mieszka on z rodziną bez umowy. Po zaakceptowaniu przez niego tej propozycji zostanie przygotowana i zawarta umowa. Czasem, zanim się coś oskarżającego, piętnującego lub nieprawdziwego napisze, warto zapytać u źródła”. Uff!
Pijany mieszkaniec zakpił sobie ze stróżów prawa. Sprzed monitorowanej komendy powiatowej zabrał flagi państwowe i paradował z nimi po mieście. Sprawca twierdzi, że nie ma pojęcia, „co mu odbiło”. Ale mieszkańcy miasta wiedzą swoje.
– Zwyczajnie zakpił sobie z organów ścigania, bo innego wytłumaczenia nie znajduję – przekonuje starszy mężczyzna. – Jak oni mogą pilnować porządku, skoro sami są okradani?! Żenada! Może trzeba zatrudnić więcej policjantów na nocny dyżur albo zmienić zasady pracy, zanim zaczną wytykać nas palcami.
Sprawcą zajęła się już sejneńska prokuratura. Grozi mu kara grzywny, a nawet rok więzienia. Natomiast czy i jakie konsekwencje poniosą policjanci, jeszcze nie wiadomo.
– Zostało wszczęte postępowanie dyscyplinarne wobec trzech funkcjonariuszy, którzy pełnili wtedy służbę – informuje sierżant sztabowy Magdalena Uroda z Komendy Powiatowej Policji w Sejnach.
Z flagami paradował po mieście
Pijany mężczyzna przyszedł przed budynek komendy i ze stojaka zabrał flagę państwową. Przez kilkanaście minut paradował z nią po mieście, aż w końcu pozostawił w kwietniku przed ratuszem, a sam wrócił na policyjny plac po drugą flagę. Z nią też, jak wynika z naszych informacji, zataczający się „dowcipniś” wyprawił się w miasto. W końcu odniósł ją policjantom i zostawił przed ich siedzibą.
– Podejrzany zabrał również flagi związkowe, które także znajdowały się przed budynkiem komendy, ale te nie są prawnie chronione – potwierdza nasze informacje Angelika Karłowicz, zastępca prokuratora rejonowego w Sejnach.
O tym, że symbole narodowe zostały znieważone, sejneńscy funkcjonariusze dowiedzieli się parę godzin później, podobno rano, gdy zauważyli, że przed komendą leży jedna flaga, a drugiej brakuje. Wtedy przejrzeli nagrania z monitoringu i ustalili sprawcę. To bezrobotny, często zaglądający do kieliszka mężczyzna. Przed obliczem prokuratora przyznał się do winy i wyraził skruchę. Podobno wyjaśnił, że był mocno pijany i nie ma pojęcia, co mu przyszło do głowy. Mimo to musi liczyć się z konsekwencjami prawnymi. Wkrótce prokuratura skieruje akt oskarżenia do miejscowego sądu, a ten wymierzy karę.
(...) Kilka lat temu z policyjnego parkingu wyparował wart około 100 tysięcy złotych mercedes. W komendzie był wówczas co najmniej jeden funkcjonariusz, a na placu w kojcu – służbowy pies. Natomiast wiele lat temu z szafy pancernej w gabinecie komendanta zniknęło... kilka kilogramów narkotyków.