Nie tylko wizja
Kiedy opadła kurtyna z napisem „Crazy World Tour”, która zakrywała przed koncertem scenę, za sprawą filmu wyświetlanego na olbrzymim ekranie za estradą znaleźliśmy się w miejskiej dżungli: frunęliśmy między drapaczami chmur, uliczne lampy i neony oświetlały drogę, a wokół przelatywały śmigłowce.
Wtedy też – niczym eksplodujący wulkan – zagrzmiała ostra gitara Rudolfa Schenkera, muzyka, który w 1964 roku założył zespół. Towarzyszył mu drugi gitarzysta, Matthias Jabs ( w grupie od 1979 roku).
Na początek muzycy wybrali kompozycję „Going Out With a Bang”, czyli „Startujemy z łomotem”. Idealną, żeby rozgrzać publiczność. Doświadczeni muzycy wiedzą doskonale, jak się fanów zdobywa. A mieli do kogo dotrzeć, bo łódzka Atlas Arena była tego upalnego letniego wieczoru wypełniona po brzegi. W ten sposób ruszyła wybuchowa muzyczna machina, której nazwa brzmi Scorpions.
Z energiczną rockową muzyką doskonale komponowała się estradowa scenografia. Zadbano o to, aby wykonawcom nie brakowało miejsca. Mieli do dyspozycji nie tylko obszerną estradę, ale też okazały wybieg. Jeśli z niego korzystali, byli między widzami, tuż nad ich głowami. Publiczność w dalszych rzędach mogła śledzić wydarzenia na scenie dzięki olbrzymim telebimom. Dla fanów historii gatunku były – oprócz muzyki – widoki kolumn marki „Marshall”, które na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku nadały elektrycznym gitarom ich specyficzne rockowe brzmienie.
Ciekawym fragmentem występu była solówka w wykonaniu perkusisty grupy, którym jest Mikkey Dee. Zanim się rozpoczęła, podest z perkusją, przy której siedział muzyk, został uniesiony na linach wysoko nad scenę. Dopiero wtedy artysta pokazał klasę na swoim mocno rozbudowanym perkusyjnym zestawie, a jego rytmiczne uderzenia w dwie centralki, nagłośnione przez potężne wzmacniacze, grzmiały tak głośno, że ich miarowy niski łoskot dudnił w żołądku. Mikkey Dee dołączył do Scorpionsów stosunkowo niedawno, bo w 2016 roku, kiedy odszedł od zespołu James Kottak. Muzyk jest pochodzenia szwedzko-greckiego, a naprawdę nazywa się Micael Kiriakos Delaoglou. Poprzednio związany był z zespołami King Diamond, Helloween i Motörhead. Działalność tej ostatniej formacji zakończyła w 2015 roku śmierć jej lidera, którym był Lemmy Kilmister.
Klaus Meine opowiadał w Łodzi, że grupy Scorpions i Motörhead często spotykały się na różnych rockowych festiwalach. Dlatego muzycy obydwu kapel doskonale się znali. Wokalista złożył ze sceny hołd Kilmisterowi, po czym grupa wykonała utwór „Overkill” z repertuaru Motörhead.
Nie zabrakło w programie tytułowego utworu z albumu „Blackout”. Grafika z okładki ósmej w dorobku zespołu płyty studyjnej – autorstwa Gottfrieda Helnweina, którego obandażowana głowa na niej widnieje – cieszy się wyjątkowym uznaniem fanów i jest często przenoszona na reklamowe koszulki z logo grupy oraz na promocyjne gadżety. Kiedy Scorpionsi grali ten utwór w Łodzi, na ekranie za muzykami pojawiała się obwoluta albumu. Skorpionsi mają szczęście do udanych okładek. Również szata graficzna krążka „Lovedrive” miała powodzenie. Magazyn „Playboy” uznał ją za najlepszą ze wszystkich, które zdobiły płyty opublikowane w 1979 roku.
Oprócz nagrań utrzymanych w klimatach ostrego elektrycznego rocka, Scorpionsi mają w swoim fonograficznym dorobku dwa albumy w stylu „unplugged”. Pierwszy nosi tytuł „Acoustica” (2001) i oprócz kompozycji zespołowych zawiera kilka coverów (m.in. z repertuaru grup Kansas, The Cars, a nawet Queen). Drugi, „MTV Unplugged”, składa się z nagrań w podobnych klimatach, a zespół nagrał go w 2013 roku w Atenach. Nie mogło więc w programie występu zabraknąć sekwencji spokojniejszej, podczas której muzycy wykonali słynny utwór „Wind Of Change”. Piosenka zaczyna się od melodyjnego gwizdu, po czym słychać słowa: „Kieruję się (rzeką) Moskwą do parku Gorkiego”. To chyba najbardziej kojarzący się ze Scorpionsami utwór. Przynajmniej u nas. Wylansowany przez zespół krótko po ustrojowych przeobrażeniach w Europie Wschodniej i w czasach rozpadu ZSRR. Stąd w tekście tytułowy „wiatr zmian”, chociaż w tym wypadku tłumaczenie „powiew zmian” chyba bardziej oddaje zamysł autora. Mur berliński runął i w chwili powstawania piosenki był historią. Nie zapomnieli o tym epokowym wydarzeniu członkowie Scorpionsów, uczestnicząc w 1990 roku, wspólnie z Rogerem Watersem, w jego berlińskiej inscenizacji „The Wall”.
Balladę „Wind Of Change” skomponował Klaus Meine, wokalista i zarazem frontman grupy – jeden z nielicznych nieanglojęzycznych piosenkarzy ze światowego topu – który w ciągu 48 lat śpiewania po angielsku nie pozbył się do końca ojczystego, w jego wypadku niemieckiego, akcentu. Co jednak w przypadku Scorpionsów nie jest takie złe, bo po głosie wokalisty można łatwo grupę rozpoznać. A Meine dysponuje nie lada aparatem wokalnym. Idealnym dla ostrej muzyki, przeplatanej balladami. Magazyn „Hit Parader” umieścił Niemca na 22. miejscu na liście najlepszych rockowych piosenkarzy. Jego tenor to najwyższa klasa. Wprawdzie w 1981 roku, po dłu- giej trasie, głos piosenkarza na krótko się załamał, ale operacja strun głosowych przywróciła go do życia. I znów błyszczy, czego dowodem są wokalne popisy artysty w Atlas Arenie.
Program zasadniczy wieczoru zakończyła wystrzałowa wersja utworu „Big City Nights”, zdobiona filmem podobnym do tego, który rozpoczął koncert, tyle że tym razem na tle scenerii nocnego miasta tańczyła zgrabna, kuso odziana brunetka.
Wymieniłem prawie wszystkich muzyków Scorpions oprócz jednego. A trudno go pominąć, bo to polski basista Paweł Mąciwoda. Jest z zespołem od 2003 roku (wcześniej grał m.in. z TSA, Oddziałem Zamkniętym i z Michałem Urbaniakiem), a zadebiutował oficjalnie na płycie „Unbreakable” (2004). Muzyk po bisach powiedział parę ciepłych słów o Korze, która dzień przed koncertem zmarła. Wcześniej zespół zagrał jeszcze na bis „Still Loving You”, a na sam koniec zagrzmiał fajerwerkowym – a dokładnie huraganowym, jeśli trzymać się tytułu – hitem „Rock You Like a Hurricane”.
Fabularny film o przygodach Wade’a Wilsona/Deadpoola, powstał w 2016 roku. Opowiada historię najemnika, który poddał się eksperymentowi i dzięki temu zyskał moc błyskawicznej regeneracji. Został przy tym oszpecony, więc za superbohatera robi w przebraniu. Na fali sukcesu pierwszej części niedawno była premiera drugiej. Wykorzystano w niej wciąż budzące emocje i świetnie wkomponowujące się w fabułę utwory, jak „If I Could Turn Back Time” w wykonaniu Cher, „In Your Eyes” Petera Gabriela, „Take On Me” grupy A-Ha (wersja Unplugged) czy „All Out Of Love” Air Supply. Na potrzeby produkcji powstał ujmujący kawałek „Ashes” zaśpiewany przez Céline Dion. Nie tylko wizja, ale i fonia przyciągają uwagę.
Sony. Cena ok. 40 zł.