Latający samochód dla każdego?
W Kalifornii zaprezentowano model latającego samochodu, który nie wymaga posiadania licencji pilota. BlackFly ma zasięg ok. 60 km i może przemieszczać się z prędkością blisko 100 km na godzinę.
Któż z nas, stojąc w korku, nie marzył, by wzbić się swoim autem w powietrze i swobodnie polecieć dalej. Od kilku lat marzenia te stara się urzeczywistnić coraz więcej firm, ale ich pomysły najczęściej lądują w... Hiller Aviation Museum w Północnej Kalifornii, które uważa się za cmentarz nieudanych pomysłów na stworzenie latającego samochodu. Czy trafi tam także BlackFly?
Jego twórcą jest firma Opener z siedzibą w Palo Alto, a na uwagę zasługuje fakt, że jej współzałożycielem jest Larry Page, współtwórca firmy Google. BlackFly przeszedł już pierwsze testy w Kanadzie, bo władze tego kraju – w przeciwieństwie do USA – wyraziły zgodę na ich przeprowadzenie. Trudno powiedzieć jednak, dlaczego prototyp nazywa się latającym samochodem, skoro nie posiada kół i nie może przemieszczać się po drogach. Patrząc na zdjęcia, można powiedzieć, że bardziej przypomina on drona.
Pokazany prototyp dostosowany jest do przewożenia jednej osoby i poruszany jest ośmioma układami napędowymi, umieszczonymi na dwóch skrzydłach. Konstrukcja jest solidna i odporna na uszkodzenia, a całkowity czas ładowania akumulatorów wynosi tylko pół godziny. Pionowy start i lądowanie możliwe są na trawiastej nawierzchni. – To, jak on się przemieszcza, bardzo mnie zaskoczyło – przyznał Darren Pleasance, dyrektor amerykańskiego stowarzyszenia lotniczego. – Nigdy nie widziałem czegoś podobnego.
Firma Opener zapewnia, że do prowadzenia BlackFly nie jest konieczne posiadanie licencji pilota. Wystarczy jedynie zaliczenie krótkiego programu szkoleniowego i zdanie pisemnego egzaminu FAA Private Pilot. Nagrodą za to – zdaniem Marcusa Lenga, szefa firmy – będzie niezwykła przyjemność operowania tym latającym cackiem. – Operator pojazdu ma nad nim całkowitą kontrolę. Kiedy chcesz zawisnąć w powietrzu, przestajesz po prostu ruszać joystickiem.
Leng zapewnia, że kolejnym krokiem będzie stworzenie wersji autonomicznej, czyli sterowanej całkowicie przez komputer. Twierdzi też, że BlackFly będzie kosztować tyle, ile obecnie trzeba zapłacić za dobrej klasy samochód sportowy. Czy rzeczywiście ten latający samochód ma szansę urzeczywistnić wizje twórców filmów i powieści science fiction, czas pokaże. Z pewnością do realizacji takich pomysłów przyczynić się może rosnące zainteresowanie tym raczkującym segmentem lotniczego rynku. Konkurencją dla BlackFly mogą stać się produkty takich gigantów jak m.in. Airbus czy Uber, które także pracują nad latającymi samochodami.
Nie wszyscy jednak podzielają entuzjazm wizjonerów. Wystarczy poczytać opinie internautów na ten temat. Oto kilka przykładów: „Jak można porównywać to coś do samochodu, skoro nie ma kół i oferuje tylko jedno miejsce siedzące. W tej sytuacji cena powinna wynosić ¼ tego, ile płacimy np. za SUV-a; „Czy poważnie chcemy, by nasze niebo wypełniały takie hałaśliwe śmieci? Te samochody nie są pilnie potrzebne i nie poprawią komfortu życia ludzi”; „Tak wielu inteligentnych ludzi marnuje swój czas i pieniądze na pomysł, który jest zasadniczo głupi”; „Wspaniały prezent dla terrorystów i każdego, kto ma dostęp do złośliwego oprogramowania”. „To, że wychowaliśmy się na historiach science fiction nie znaczy, że musimy je od razu urzeczywistniać”. (AM)