Szum, szumnie, Szumowska! Włochy
Przed 75. Festiwalem Filmowym w Wenecji, czyli...
nie z akademii filmowych, lecz z branży reklamy, absolwent ekonomii i twórca przyjemnych, często kasowych komedii.
W tym roku filmowcy są w mniejszości i w dziewięcioosobowym składzie jury dominują kobiety, frapujące osobowości i niezaprzeczalne talenty – jak Szumowska. Pewne jest, że nie będzie ona miała takiej sytuacji jak Paweł Pawlikowski, który w 2015 roku miał okazję oceniać film rodaka („11 minut” Jerzego Skolimowskiego), bo w tym roku w sekcji głównej nie ma polskich produkcji. Może za to, o ile będzie warto, przyczynić się do wyróżnienia jedynej w konkursie kobiety reżysera Australijki Jennifer Kent. Gdy w 58. edycji festiwalu w jury siedział Skolimowski, wybrano właśnie damskie dzieło, obraz indyjskiej reżyserki Miry Nair (ona i Clare Peploe rywalizowały wówczas z 18 reżyserami).
Małgorzata Szumowska, która reżyseruje, pisze scenariusze, produkuje fabuły i dokumenty, przebojem zdobywa Złote Lwy i Srebrne Niedźwiedzie, mocno ciekawi Italię, gdzie na stu liczących się reżyserów przypada jedynie 7 kobiet. To mocny charakter w środowisku, który trudno porównywać do współczesnych włoskich reżyserek (jak Laura Morante, Maria Sole Tognazzi, Laura Bispuri czy Giorgia Farina), bo prze po nagrody zupełnie innym kinem: dojrzalszym, zajmującym tematycznie. Takim, w którym nawet znani aktorzy są prowadzeni tak, że zaskakują grą i świeżością kreacji. Już właściwsze byłoby zestawienie jej z najbardziej kojarzącą się Włochom postacią ich narodowego kina, sędziwą Liną Wertmüller, pierwszą reżyserką na świecie nominowaną do Oscara (którego, tak na marginesie, zdobyła do tej pory tylko Kathryn Bigelow). Jurorowanie w Wenecji fortyfikuje status polskiej reżyserki w kinie europejskim, dobrze wróży na przyszłość, a sama możliwość decydowania o tym, do kogo poleci skrzydlaty Złoty Lew – symbolizujący postać ewangelisty Marka, patrona festiwalowego miasta – to wystarczający powód do przeżywania osobistej i zawodowej satysfakcji.
O statuetkę Złotego Lwa ubiega się 21 tytułów, w tym 3 włoskie, nakręcone przez reżyserów z pokolenia 50- i 60-latków. Luca Guadagnino, dotąd bardziej nagradzany od Maria Martonego i Roberta Minerviniego, zrobił remake Suspirii z 1977 roku. – Historia ta sama, ale uciekająca w odmiennym kierunku – tak reżyser syntetyzuje swoją przygodę z horrorem. Główną rolę gra córka Dona Johnsona i Melanie Griffith – Dakota Johnson. 40 lat wcześniej w jej postać wcielała się Jessica Harper, która w obecnej wersji również wystąpi, tyle że w mniejszej roli. U Guadagnina na ekranie pojawi się także Małgorzata Bela.
Kosmiczny początek festiwalu zapewni film otwarcia, „Pierwszy człowiek” w reżyserii Damiena Chazelle’a, w którym występują Ryan Gosling, Jason Clarke i Claire Foy. To historia z Księżyca wzięta, o Neilu Armstrongu – pierwszym astronaucie, który postawił stopę na naturalnym satelicie Ziemi – i misji NASA. Niewykluczone, że fakty, interpretacje i moc człowieka okażą się składnikami godnymi Lwa. Francuski reżyser Jacques Audiard debiutuje filmem po angielsku „The Sisters Brothers”, adaptacją książki kanadyjskiego pisarza. Naturalnie młody (w tym miesiącu stuknie mu trzydziestka) Brady Corbet pokaże drogę gwiazdy popu w „Vox Lux”. W kilku filmach przeważa pierwiastek polityczny, agencja Ansa wskazuje na tematy „od Trumpa po Turcję”.
Paul Greengrass zamierza zwyciężyć filmem „22 lipca”. Nie są to bynaj- mniej kadry poświęcone historii Polski, lecz Norwegii. 22 lipca 2011 roku 77 osób zginęło w podwójnym ataku prawicowego ekstremisty Andersa Breivika, wskutek eksplozji bomby samochodowej w centrum Oslo i strzałów na obozie młodzieżowym zorganizowanym przez Norweską Partię Pracy. Brytyjczyk Greengrass podejmuje wątek przezwyciężania traumy i normalizacji kraju po ataku. Ten film poruszy każdego, bo zagrożenie terroryzmem pozostaje bolączką wielu metropolii. Dziś jest normalnie, za chwilę może nastąpić brutalny atak, ale trzeba się z tym uporać i żyć dalej. Chociaż brzmi to trywialnie, strasznie i nieprawdopodobnie, to jednak reżyser zamierza udowodnić, że zawsze następuje jakieś jutro.
Rok temu tryumfował „Kształt wody” tegorocznego szefa jury Guillermo del Toro. Czy teraz podobne wrażenie zdoła wywrzeć inny Meksykanin – Carlos Reygadas? Publiczności zwykle podoba się rozemocjonowane meksykańskie kino i dlatego szczególnie czeka na „Romę” Alfonso Cuaróna, opowieść o losach meksykańskiej rodziny snutą w latach 70. XX wieku. Strzałem w Lwa może być westernowa „Ballada o Busterze Scruggs” braci Cohenów. Twórcy wiążą z nią wielkie nadzieje. A może przyszła pora na grecki sukces i statuetka powędruje do Yorgosa Lanthimosa za „Faworytę” z Emmą Stone i Rachel Weisz, przeniesionymi na dwór królowej Anny Stuart i ścigającymi się o wszelkie względy i instynkty władczyni? Motyw lesbijski w dobie #MeToo ma szansę zapunktować i trzeba założyć, że homoseksualizm na szczytach władzy, zgrabnie wyplatany z historycznych ram, nie umknie uwadze jurorek.
W sumie w różnych kategoriach na festiwalu pokazane zostaną 72 filmy pełnometrażowe i 15 krótkometrażowych. Ma być dużo gości ze świata, z Rzymu i Hollywoodu, bo filmowcy nie lękają się przenoszonego przez komary wirusa West Nile (jak informują dziennik Il Corriere della Sera i portal VeneziaToday, z jego powodu już 11 osób leży w szpitalach regionu Wenecji Euganejskiej na oddziałach chorób zakaźnych, a jedna zmarła). Drugi raz z rzędu zamiast matki chrzestnej festiwal będzie miał ojca – tym razem aktora Michele’a Riondina. Za całokształt kariery Lwy otrzymają brytyjska aktorka Vanessa Redgrave oraz reżyser David Cronenberg. Redgrave lubi Wenecję i bez trudu porozumiewa się po włosku, bo miała męża Włocha, a z nim syna Carla, który jest reżyserem. Z kolei Cronenberg to pionier i spec gatunku nazywanego „body horror”, w którym uczucia przerażenia i strachu w widzach są prowokowane poprzez przedstawianie fizycznych deformacji ciała w wyniku mutacji genetycznych, chorób czy okaleczania. Ciekawe, co Kanadyjczyk myśli o filmach polskiej jurorki, „Body/ Ciało” i „Twarz”, i wzajemnie... (ANS)