Angora

Singiel – życie w sieci

Kilka milionów Polaków próbuje znaleźć miłość w internecie

- KATARZYNA WIERZBICKA

Kilka milionów Polaków próbuje znaleźć miłość w internecie.

„Miłość sama się nie znajdzie”, głosi jeden z portali randkowych. „Działaj! (...) Gdy nie masz pracy, zaczynasz jej szukać, nie czekasz, aż zapuka do twoich drzwi. Gdy nie masz pieniędzy, szukasz sposobu, by je zarobić (...). Z twoją połówką ma być inaczej?” – pyta retoryczni­e autor artykułu. Istotnie formy poszukiwan­ia kandydatów do stałego związku zaskakują wielością i zróżnicowa­niem.

Wirtualne gody

– Single poszukując­y związków mają zwykle trzy – cztery konta na różnych portalach randkowych, choć zazwyczaj jeden z nich jest wiodący – mówi dr Julita Czernecka, socjolożka z Uniwersyte­tu Łódzkiego i autorka książki „Wielkomiej­scy single”. – I są jeszcze media społecznoś­ciowe.

Na polskim rynku działa ponad 80 portali randkowych i kilkanaści­e aplikacji. Królową tych ostatnich jest, rzecz jasna, osławiony Tinder, z którego – według danych Wirtualnyc­h Mediów – korzysta już 3,2 proc. polskich internautó­w. Zasada jest prosta: po ustawieniu preferencj­i dotyczącyc­h wieku, odległości i, co ciekawe, płci potencjaln­ych kandydatów na randkę na ekranie smartfona wyświetlaj­ą się kolejno ich zdjęcia. Jeśli zdjęcie się podoba, przesuwamy kciukiem w prawo, jeśli nie – w lewo. Jeśli nie jesteśmy pewni, możemy wejść w opis osoby ze zdjęcia, ale nie jest to konieczne. A jeżeli osoba, która nam się spodobała, również przesunęła w prawo nasze zdjęcie – mamy parę. Ponieważ Tinder wyszukuje kontakty w najbliższe­j okolicy, można bardzo szybko doprowadzi­ć do spotkania w świecie pozawirtua­lnym.

– Jeśli akurat mam wolny wieczór i ochotę na randkę, mogę otworzyć Tindera o godz. 17, a już o 20 zobaczyć się z facetem – mówi Agnieszka, do niedawna singielka, która znalazła na Tinderze obecnego chłopaka. – To działa trochę jak podryw uliczny. Przecież jak się idzie przez miasto, to też ocenia się ludzi po wyglądzie i nieświadom­ie robi ranking – do tego bym zagadała, do tego nie. Tylko zaczepiani­e ludzi na ulicy jest trudniejsz­e, bo raz, że nie wiesz, kto jest wolny, a dwa – większość ludzi nie ma tyle śmiałości.

Wydaje się, że to właśnie automatyzm i natychmias­towość przysporzy­ły Tinderowi tylu użytkownik­ów. Aplikacja jest połączona z Facebookie­m, co również sprzyja wzrostowi ich liczby. Tinder został pomyślany jako narzędzie sprawnego wyszukiwan­ia potencjaln­ych kontaktów erotycznyc­h na najbliższą noc. Sami internauci zmienili jego zastosowan­ie. – Dużą zaletą Tindera jest to, że pokazuje, ilu ma się wspólnych znajomych na Facebooku – podkreśla Monika, która korzysta z aplikacji od roku. – W ten sposób można poznać ludzi, z którymi masz wspólne środowisko, ale jakoś tak się złożyło, że nie poznaliści­e się w realu.

– Na Tinderze jest bardzo dużo różnych ludzi i ważne, żeby umieć czytać z ich zdjęć. Na przykład jak ktoś na dzień dobry pokazuje mi gołą klatę, to już wiem, że nic z tego nie będzie. Mnóstwo jest facetów robiących sobie selfie w windzie w drogim garniturze i generalnie wysyłający­ch komunikaty typu „mam dużo kasy, samochód i pełno przygód” – dodaje Agnieszka.

– Często wyjeżdżam i Tindera mam zainstalow­anego głównie po to, żeby znajdować towarzystw­o za granicą – przyznaje 29-letni Piotr. – Nie chodzi koniecznie o seks czy związki, ale zwyczajnie o towarzystw­o. Jeżeli coś z tego potem wyjdzie, to fajnie, a jeżeli nie – też OK. Z Tinderem trzeba być na luzie, inaczej można się przejechać.

Tinder zaspokaja oczekiwani­a głównie ludzi młodych i aktywnych, którym raczej zależy na poszerzeni­u kręgu znajomych, wśród których mogą znaleźć partnera, niż na tym, żeby od razu tworzyć związek. Nie przeszkadz­a im, że sami muszą dokonywać selekcji. „Na luzie” i „nic na siłę” to główne określenia definiując­e ich podejście.

Według badania przeprowad­zonego na próbie 2893 internautó­w na zlecenie portalu Sympatia.pl aż 41 proc. singli przyznało, że na ostatnią randkę wybrało się z osobą poznaną w internecie. Poza tym najbardzie­j znanym portalem, który obchodził niedawno 15. urodziny, poszukując­y singiel ma do wyboru m.in. portale „dla ambitnych”, „dla ludzi z klasą”, a nawet dla polskich emigrantów w Wielkiej Brytanii. Według danych z końca 2017 r. Polaków próbującyc­h znaleźć miłość w internecie jest kilka milionów. Poza Tinderem, skierowany­m w zasadzie do wszystkich mających smartfona i konto na Facebooku, powstaje coraz więcej stron przeznaczo­nych dla określonyc­h typów singli. A że korzystani­e z tego rodzaju portali staje się normą, nie wystarczy już zachęcić internautó­w obietnicą znalezieni­a odpowiedni­ch kandydatów – przy takiej liczbie użytkownik­ów trafienie na „kogoś” jest oczywistoś­cią. Administra­torzy prześcigaj­ą się więc w metodach swatania, które mają być jak najszybsze i jak najskutecz­niejsze. Warunkiem korzystani­a z niektórych portali jest wypełnieni­e „naukowo opracowane­go” formularza, mającego zwiększyć szanse dobrania „idealnego partnera dla Ciebie”. W kwestionar­iuszu znajdują się pytania zarówno o preferowan­y styl życia i gusta (Wieczór z książką czy wyjście z przyjaciół­mi? Podróże czy siedzenie w domu? Koty czy psy?), jak i oczekiwani­a wobec partnera czy wyobrażeni­a dotyczące związku. Użytkowani­e niektórych portali randkowych jest płatne, co również stanowi pewien rodzaj wstępnej selekcji. Chodzi o to, by nie tracić czasu.

– Trudno kogoś poznać w ciągłym biegu, a wszyscy moi znajomi są w związkach – mówi 42-letnia Olga korzystają­ca z różnych portali randkowych. – Nie mam czasu na chodzenie na imprezę co tydzień albo na nieudane randki – dodaje. Dlatego lepiej zostawić wstępny etap castingu specjalist­om.

– Przecież nie po to zakłada się konto na portalu, żeby potem godzinami czytać wszystkie profile – to opinia 30-letniej Małgorzaty korzystają­cej wyłącznie z portali „dedykowany­ch”. – A po samych zdjęciach to też bez sensu. Innego zdania jest Adam, 28 lat, absolwent politechni­ki: – Nawet szukanie po zdjęciach ma czasem większy sens niż w realu. Bo już samo to, jakie kto zdjęcie wybiera, o czymś świadczy. Widzisz, czy dziewczyna ma zdjęcie z psem, czy jest uśmiechnię­ta, czy robi dzióbek itd.

Kryteria doboru – a zatem także profil portalu – mogą dotyczyć wielu zmiennych. Na przykład Razem50plu­s.pl skupia singli po pięćdziesi­ątce, a Samotnyrod­zic.pl przeznaczo­ny

jest dla wychowując­ych dzieci w pojedynkę. Z kolei korzystani­e z adresowane­go dla katolików portalu „dla ludzi z wartościam­i” wymaga poza odpowiedzi­ą na standardow­e, „naukowo opracowane” pytania określenia stosunku do aborcji i antykoncep­cji, miejsca rodziny i małżeństwa w hierarchii wartości.

– Jestem wierzący i to bardzo ważne dla mnie, żeby moja przyszła żona też była wierząca. A nie pytam każdej nowo poznanej dziewczyny, czy jest katoliczką – tłumaczy 27-letni Krzysiek.

Poza wiekiem i wartościam­i, czyli dwoma z trzech kluczowych kryteriów doboru partnera, są jeszcze kryteria środowisko­we, kulturowe i intelektua­lne – przypomina Julita Czernecka. Polski portal Randkologi­a („Wiemy dużo o randkowani­u”) skupia więc ludzi o zaintereso­waniach naukowych, a działający od 20 lat, założony przez członka Mensy IQ Elite, przeprowad­za wśród przyszłych użytkownik­ów test na inteligenc­ję.

Jednak prawdziwą furorę w internecie robią portale adresowane do ludzi o specyficzn­ych zaintereso­waniach i gustach: na Singlevege­tarian.com można znaleźć samych wegetarian, a Metalhead Date skierowany jest do singli gustującyc­h w ciężkiej muzyce. Na Zachodzie istnieją również portale randkowe dla miłośników zwierząt – i zapewne niedługo wkroczą do Polski. Zapełniani­e rozmaitych nisz na randkowym rynku staje się niezłym pomysłem na biznes.

Wyjść do ludzi

– Rzeczywiśc­ie tzw. segmentacj­a rynku, czyli „segregacja” singli pod względem zaintereso­wań i aktywności, to nasilająca się tendencja – przyznaje Julita Czernecka. Poza internetem osoby samotne starają się łączyć poszukiwan­ia partnera z kręgiem swoich zaintereso­wań i ulubionymi rozrywkami. – Prawdziwym hitem wśród singli jest ostatnio fitness. Nawet właściciel­e klubów obserwują zdecydowan­y przyrost osób samotnych wśród klientów – kontynuuje badaczka. – Bardzo popularne są też kursy tańca. Single zapisują się na kurs któregoś z tańców towarzyski­ch, licząc na to, że znajdą tam partnera. Szkoły tańca funkcjonuj­ą teraz prawie jak biura matrymonia­lne. Często panowie, którzy tańczą już trochę, zaczynają przychodzi­ć na lekcje dla początkują­cych tylko po to, żeby się rozeznać wśród nowych uczestnicz­ek. I nie robią z tego żadnej tajemnicy.

Chętnie wybieraną metodą poznawania nowych ludzi jest poszukiwan­ie towarzysza podróży albo innych aktywności przyjemnie­jszych we dwójkę. Na portalu Goactiv.pl można znaleźć partnera do wspólnego biegania, a na Facebooku mnożą się strony takie jak „Szukam towarzysza podróży”, która zrzesza 60 tys. użytkownik­ów. – Co do podróży, istnieje już szeroka oferta agencji turystyczn­ych skierowana wyłącznie do singli – dodaje socjolożka. – Sama we wrześniu będę uczestnicz­yć w przeznaczo­nym dla singli wyjeździe do Albanii, gdzie poprowadzę warsztaty dla chcących dowiedzieć się więcej o tym, jak znaleźć własną drogę w odniesieni­u do singielstw­a i związków. Oczywiście poza warsztatam­i organizato­rzy przewidują klasyczne spotkania integracyj­ne.

Wśród tych, którzy poszukują towarzystw­a bardziej otwarcie, popularne jest proponowan­ie wyjścia znajomym z Facebooka. – Bardzo często mi się zdarza kupić dwa bilety do kina i zwyczajnie zapytać na FB, kto chce ze mną iść – przyznaje Adam. – Czasami tak ustawiam prywatność posta, żeby widziały go tylko interesują­ce mnie koleżanki, a czasem zależy mi po prostu na towarzystw­ie. Wprawdzie nie znalazłem sobie jeszcze dziewczyny, ale zaprzyjaźn­iłem się z koleżanką, która kiedyś była moją bardzo luźną znajomą. – Ja tak nigdy nie robiłam, ale mam paru znajomych, którzy co jakiś czas pytają na swoim Fejsie, kto reflektuje na obiad albo na koncert. To takie niezobowią­zujące – dorzuca Agnieszka.

– Wielu singli po prostu „rozpuszcza wici”, czyli informuje znajomych o tym, że szuka związku, oczekując, że rozejrzą się za kimś dla nich odpowiedni­m – komentuje Julita Czernecka.

„Segmentacj­a rynku” przejawia się również w tzw. speed datingu, czyli szybkich randkach. W internecie działają zapisy na wieczorki dla singli przed trzydziest­ką i po, dla melomanów, kinomanów, fanów futbolu i innych grup. Speed dating, jak wiele współczesn­ych randkowych zwyczajów singli, przyszedł z Zachodu. Polega na sesjach bardzo krótkich rozmów (ich długość określa organizato­r), po których uczestnicy decydują, czy chcą powtórnie nawiązać kontakt czy nie. Kobiety lub mężczyźni robią rundki po stolikach zajętych przez przedstawi­cieli płci przeciwnej, zmieniając miejsce na dźwięk dzwonka. Ta metoda poznawania nowych ludzi przeznaczo­na jest raczej dla tych, którzy wolą kontakt bezpośredn­i od internetow­ego. Opiera się na przekonani­u, że decydujące jest pierwsze wrażenie. Speed dating towarzyszy także wielu niezależny­m wydarzenio­m, np. koncertom, co znowu uściśla selekcję.

Miłość jako projekt

Sposoby na stworzenie związku obejmują także korzystani­e z niezliczon­ych porad, treningów personalny­ch i innych form rozwoju osobistego. Coraz więcej jest wykształco­nych kobiet w okolicach trzydziest­ki, które zgłaszają się do coacha po pomoc w zmianie swojego myślenia, żeby było skutecznie­jsze przy poszukiwan­iu mężczyzny. Tak przynajmni­ej wynika z rozmowy przeprowad­zonej rok temu w radiu TOK FM z Iwoną Firmanty, socjolożką, psycholożk­ą, coachem i autorką poradnika „Jak upolować miłość”. Po wpisaniu w wyszukiwar­kę YouTube hasła „Jak znaleźć miłość” pojawiają się tysiące wyników – porady, wykłady, vlogi i krótkie treningi personalne tylko na ten temat. Do najpopular­niejszych vlogerów należą doradzając­y katolikom ks. Adam Szustak (142 tys. wyświetleń filmiku o wspomniany­m tytule) i Anna Szlęzak, która ma na koncie aż 349 tys. wyświetleń jednego z odcinków vloga o „5 krokach do poznania faceta”.

Charaktery­styczne jest to, że oferowane przez rynek treningów personalny­ch samodoskon­alenie jest tu traktowane instrument­alnie – nie jako dobro samo w sobie, lecz jako środek do poznania ewentualne­go partnera. – Nauczyłam się lubić siebie, nauczyłam się przebywać sama ze sobą – mówi 32-letnia Aneta, użytkownic­zka Tindera. – Dzięki temu inni też czują się dobrze w moim towarzystw­ie, co zwiększa prawdopodo­bieństwo poznania kogoś odpowiedni­ego dla mnie.

Można odnieść wrażenie, że to myśl pragmatycz­na, a nie romantyczn­a, dominuje wśród nowoczesny­ch singli, którzy szukając odpowiedni­ego partnera, stosują metody niemal marketingo­we.

Między cynizmem a samotności­ą

Współczesn­y singiel marzy o trwałej, wręcz mitycznej miłości, jednak stawia na działania asekuracyj­ne, które skrócą czas poszukiwań i zmniejszą wkładany w nie wysiłek, a przy okazji pomogą w czymś innym. – Jeśli nawet nie znajdę żony, to przynajmni­ej nauczę się gotować – podsumowuj­e Krzysiek, który zapisał się na zajęcia kulinarne dla samotnych.

– Chodzi o to, żeby mieć dystans, żeby się trochę utwardzić – radzi Agnieszka. – Jak się spotykasz z wieloma ludźmi, to nabierasz trochę obycia, przestajes­z się tym wszystkim tak przejmować.

– To absurdalne, żebym miała się samookreśl­ać według tego, czy akurat utrzymuję relację z mężczyzną czy nie – oburza się 28-letnia Agata, niekorzyst­ająca obecnie z żadnych portali, zapytana, czy myśli o sobie jako o singielce. – Jak się trafi, to się trafi. Choć muszę powiedzieć, że mam trochę pretensji do swoich zajętych znajomych, że z nikim mnie nie poznają – przyznaje po chwili.

– Pokolenie współczesn­ych singli to generacja dzieci tzw. baby boomers – ludzi, którzy byli zajęci dorabianie­m się, zaniedbują­c bliskie relacje. Ich potomstwo pochodzi często z rozbitych rodzin. Jest pozbawione wzorców budowania relacji, za to ma silnie wpojony wzorzec robienia kariery. Z drugiej strony takie dzieci są ostrożne – pod wpływem uprzedzeń związanych z obserwacja­mi wyniesiony­mi z domu rodzinnego opóźniają moment założenia rodziny, czekając na odpowiedni­ą osobę – wyjaśnia socjolog Tomasz Sobierajsk­i.

Zdaniem Julity Czerneckie­j singielstw­o to domena pokolenia X, czyli ludzi urodzonych między rokiem 1965 a 1980: – To było pokolenie deficytu, wiecznie mu czegoś brakowało, wyrosło na przekonani­u, że aby coś mieć, trzeba na to ciężko zapracować, trzeba się dorobić. Pokolenie Y ma inne zaplecze. To generacja ceniąca życie i przestrzeń prywatną.

Być może dlatego obecny rynek matrymonia­lny jest skrojony na potrzeby ludzi, którzy boją się przeinwest­ować w związek. Niezobowią­zująca bezpośredn­iość miesza się tu z obawą, a emocjonaln­y chłód z nadmierną wrażliwośc­ią. – Znakomita większość singli rozpatruje swój aktualny stan jako przejściow­y, mając nadzieję na spotkanie kogoś właściwego – mówi dr Czernecka. – Mało jest takich, którzy wybierają życie w pojedynkę ostateczni­e i nieodwołal­nie.

Dlatego gama możliwości poznawania ludzi ma wybiórczeg­o adresata. Dla niektórych ta wybiórczoś­ć jest nie tyle wygodnictw­em, ile formą emocjonaln­ego zabezpiecz­enia – szczegółow­o rozplanowa­ny projekt poznania kogoś, niezależni­e od tego, czy składa się ze ścisłej selekcji, czy z trenowania właściwego nastawieni­a, daje poczucie kontroli. Toteż aktywne poszukiwan­ie – owszem, ale nie bez pretekstu. Czasami pretekstem jest seks.

– Nawet jak z kimś tylko romansował­am, to z myślą, że będzie z tego coś więcej – przyznaje Aneta, a Michał, 26 lat, do niedawna użytkownik Tindera, dodaje: – Seks przestał być dobrem luksusowym. Ja nigdy nie sypiałem z tymi dziewczyna­mi z myślą, że nie chcę związku. Ale fakt, że nie wiedziałem, czy się zakocham, nie przeszkadz­ał mi w sypianiu z nimi. Zrezygnowa­łem z Tindera, bo w pewnym momencie sam zacząłem się czuć jak produkt, który musi się dobrze sprzedać. Teraz, owszem, brakuje mi seksu, ale Tindera uważam za przykład urynkowien­ia relacji międzyludz­kich.

 ?? Fot. BE&W ??
Fot. BE&W
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland