Libero z twardym tyłkiem
świata, a do domu wróciłem dopiero po kilku tygodniach. Trener Vital Heynen uwierzył we mnie, docenił moją ciężką pracę.
–A przecież między wami tak kolorowo nie było?
– Rzeczywiście, ale doceniam w trenerze to, że można mu powiedzieć, co się myśli, nie potrzeba niczego ściemniać. Nie podobało mi się, co krzyknął do mnie w czasie turnieju w Krakowie, ale wiem, że potrzebuje mocnych słów, by określić, czego wymaga. Nie byłem dłużny w męskich słowach. Wydaje mi się, że belgijski szkoleniowiec nie miał wtedy racji, by mnie mocno skrytykować, ale na dłuższą metę pewnie wie, co robi. Wymiana była ostra, ale być może trenerowi zależało na prowokacji, właśnie w taki sposób zaplanował sobie, że do mnie dotrze, a to wywoła dodatkowe pozytywne emocje. Zadziałało, moja forma eksplodowała, osiągnął cel. Może nawet podświadomie chciałem trenerowi coś udowodnić, pokazać. Dobrze, że jesteśmy facetami, którzy nie boją się takich rozmów. Być może dlatego sobie bardziej ufamy i wzajemnie się cenimy.
– Belg od niedawna reprezentację siatkarzy.
– Jest oryginalnym szkoleniowcem. Baliśmy się trochę, jak nasza współpraca się ułoży, jak będzie wyglądało życie w kadrze. Dziwne metody często negatywnie wpływają na drużynę. Na początku treningu wprowadził gierki, by nie było monotonii, rutyny. Wszystko na zasadzie rywalizacji, na przykład mecz starzy – młodzi. Karą za porażkę jest zbieranie piłek po treningu, a tego nikt nie lubi. Dodatkowo Belg wprowadza w tych gierkach różne zasady. Odbijanie piłki jedną ręką albo krzesłem... Sporo się dzieje na naszych treningach. Szkoła wybuchowego Vitala Heynena zaczęła nam odpowiadać. Belg zapowiedział, że nie chce być normalnym, obojętnym szkoleniowcem. Poprosił, byśmy go albo nienawidzili, albo wręcz kochali. Da się go lubić, najważniejsze, że zyskał nasz szacunek. Jego mimika jest bardzo wyrazista, dlatego po nieudanych akcjach wolimy na niego nie patrzeć, ale się dotarliśmy. W trakcie najważniejszych, decydujących spotkań zachowywał się jak profesor i prowadził zespół we właściwym kierunku.
– Wyczuwalny jest duch reprezentacji.
– Nie myli się pan. Po heroicznej półfinałowej wygranej z USA wróciliśmy do hotelu późną nocą i długo nie mogliśmy zasnąć. W dniu finału trener Heynen uważał, że powinniśmy odpoczywać i miał zamiar odpuścić trening przed meczem z Brazylią. Właściwie prowadzi od niechcenia zapytał – kto chce jechać do hali na zajęcia? Wszyscy podnieśliśmy ręce i z wielką radością ćwiczyliśmy przed meczem decydującym o mistrzostwie świata. Opierniczył nas nie raz, nie dwa. Miało to miejsce także i na mistrzostwach świata. Nie wygraliśmy turnieju bez żadnych problemów. One się pojawiały, mieliśmy gorsze momenty, nie brakowało trudnych chwil. Byliśmy już nawet jedną nogą poza turniejem. – Po porażce z Argentyną. – Była w zespole wtedy ogromna złość sportowa. Nie pamiętam, bym wcześniej był tak mocno wkurzony na siebie, na cały zespół. Poczułem, że cały trud przygotowań pójdzie na marne. Wtedy zadziałał kapitan. Michał Kubiak zebrał nas wszystkich w pokoju, powiedzieliśmy sobie wiele mocnych słów. Dało to efekt, bo zaczęliśmy grać jak prawdziwa, właściwa reprezentacja Polski. Znowu byliśmy siatkarzami z dużymi jajami. Wiedzieliśmy, że niezależnie od wyniku musimy walczyć, by potem każdy z nas mógł spokojnie spojrzeć w lustro i powiedzieć: daliśmy z siebie wszystko.
– Trudniej było z Amerykanami w półfinale czy z Brazylijczykami w spotkaniu o złoto?
– Zdecydowanie trudniejszy był mecz z USA. Szczególnie dla mnie, bo Amerykanie zagrywali niezwykle mocno i bardzo regularnie.
– Bolą ręce przy odbiorze mocnych zagrywek?
– Nie odczuwam bólu, widocznie jestem gruboskórny. Nie ma u mnie śladów na skórze, ale u niektórych siatkarzy pojawiają się wybroczyny na przedramieniu, siniaki, guzy. Lubię fruwać w powietrzu, by wybronić trudną piłkę. Amerykanie byli bliscy wygrania z nami, ale w czwartym secie spadło jednak ich morale i odrobiliśmy straty. Trener Heynen wpajał nam, że to właśnie my możemy pokonać silnych Amerykanów, wręcz ich złamać. Finał z Brazylią był łatwiejszy, ale w tym meczu z tyłu głowy cały czas pojawiała się myśl, że za chwilę możemy obronić tytuł mistrzów świata. To paraliżowało, zwłaszcza w końcówkach setów. Do mnie to jeszcze nie dociera, że ponownie jesteśmy mistrzami, czuję się tak, jakbym przeżywał piękny sen. Od kilku dni budzę się z bananem na ustach, śmieję się, cieszę z tego, co osiągnęliśmy. Radość po takim turnieju zabija ogromne zmęczenie, nie bolą mnie już plecy, wszyscy jesteśmy w euforii. Siatkówka to gra schematów, ale ponownie poczułem, jakie ta gra przynosi poczucie wolności. tak
Podczas meczu Pucharu Świata w rugby między Szkocją a RPA zawodnik gospodarzy Stuart Hogg próbował na arbitrze wymusić faul. Walijski sędzia Nigel Owens nie dał się nabrać na sztuczkę Szkota. W przerwie podszedł do niego i powiedział: „Jeśli chcesz robić teatrzyk, wróć tu za 2 tygodnie, jak będą grać piłkarze”.
Nurkowanie na trawie
W piłce nożnej niemal każda decyzja sędziego jest kontestowana. Tak powszechne zjawisko nikogo już nie denerwuje ani nawet nie śmieszy. Zawodnik, który faulował albo kopnął piłkę na aut, próbuje przekonać sędziego do zmiany decyzji, choć sam musi wiedzieć, że popełnił błąd. Sędziowie różnie na to reagują. Zazwyczaj nie zwracają uwagi na takie zachowania. Jeśli jednak ktoś zbyt natarczywie domaga się zmiany decyzji, we Włoszech, w Hiszpanii, a także w Polsce może otrzymać żółtą kartkę. Jeśli użyje przy tym niecenzuralnych słów, kartka może mieć kolor czerwony. Zupełnie inaczej wygląda to w Anglii. Tam sędziowie często rozmawiają z piłkarzami, tłumaczą im swoją decyzję, bywa, że wzywają kapitana drużyny i w jego obecności wyjaśniają sytuację.
Piłkarzy, którzy bez powodu padają na trawę, udając faul, nazywa się „nurkami”. Czasem sędziowie dają się na to nabierać. Oczywiście są tzw. sytuacje stykowe, kiedy prowadzący mecz ma sekundy na podjęcie decyzji. Nawet telewidzowie, którzy oglądają powtórkę w zwolnionym tempie, nie są pewni, kto zawinił albo kto wybił futbolówkę poza pole gry. Ale zainteresowani zawodnicy doskonale wiedzą, jak
W głupiej sytuacji znaleźli się działacze FIFA. Decyzja sędziego jest ostateczna i nikt nie ma prawa jej zmienić. Jedyne rozwiązanie, jakie znaleźli, to wypłacenie irlandzkiej federacji odszkodowania w wysokości 5 mln euro.
Podczas wspomnianych mistrzostw świata w RPA doszło do ciekawego zdarzenia. Każda reprezentacja przygotowuje się w tajemnicy. Wystarczy przypomnieć sobie płachty osłaniające boisko treningowe w Arłamowie, gdzie przed mundialem w Rosji reprezentanci Polski ćwiczyli różne sposoby wykonywania rzutów rożnych, wolnych, ataków i obrony. Chyba nie przećwiczyli wszystkiego sumiennie, ale to już inna historia...
Reprezentacja Włoch przed wspomnianymi mistrzostwami w RPA też chroniła treningi przed oczami dziennikarzy i wysłanników innych zespołów. Płoty czy płachty widocznie nie były jednak szczelne, bo dziennikarze podpatrzyli, że jednym z elementów treningu było właśnie „nurkowanie”. I znów jakoś nikt się nie oburzał – raczej była z tego kupa śmiechu, tym większa, że zawodnicy z Półwyspu Apenińskiego znani są z teatralnych talentów.
Wykrywanie symulantów
Wiele obiecywano sobie po wprowadzeniu na piłkarskie stadiony systemu VAR, dzięki któremu arbiter może obejrzeć wątpliwe sytuacje w zwolnionym tempie i z kilku kamer. Ale warto pamiętać, że VAR bywa używany tylko w niektórych momentach; może RAJCZYK Królowa w Stawiskach. W 1955 roku przybyła do Polski królowa Belgii Elżbieta jako gość specjalny V Konkursu Chopinowskiego. Władze postanowiły, że przewodnikiem będzie Jarosław Iwaszkiewicz. Pisarz słynący ze snobizmu nie omieszkał skorzystać z okazji i przyjął królową obiadem w rodzinnej posiadłości – w Stawiskach. Posiłki przygotowywał ściągnięty z sopockiego Grand Hotelu kucharz, podobno w młodości carski kuchcik.