Angora

Libero z twardym tyłkiem

- TOMASZ ZIMOCH

świata, a do domu wróciłem dopiero po kilku tygodniach. Trener Vital Heynen uwierzył we mnie, docenił moją ciężką pracę.

–A przecież między wami tak kolorowo nie było?

– Rzeczywiśc­ie, ale doceniam w trenerze to, że można mu powiedzieć, co się myśli, nie potrzeba niczego ściemniać. Nie podobało mi się, co krzyknął do mnie w czasie turnieju w Krakowie, ale wiem, że potrzebuje mocnych słów, by określić, czego wymaga. Nie byłem dłużny w męskich słowach. Wydaje mi się, że belgijski szkoleniow­iec nie miał wtedy racji, by mnie mocno skrytykowa­ć, ale na dłuższą metę pewnie wie, co robi. Wymiana była ostra, ale być może trenerowi zależało na prowokacji, właśnie w taki sposób zaplanował sobie, że do mnie dotrze, a to wywoła dodatkowe pozytywne emocje. Zadziałało, moja forma eksplodowa­ła, osiągnął cel. Może nawet podświadom­ie chciałem trenerowi coś udowodnić, pokazać. Dobrze, że jesteśmy facetami, którzy nie boją się takich rozmów. Być może dlatego sobie bardziej ufamy i wzajemnie się cenimy.

– Belg od niedawna reprezenta­cję siatkarzy.

– Jest oryginalny­m szkoleniow­cem. Baliśmy się trochę, jak nasza współpraca się ułoży, jak będzie wyglądało życie w kadrze. Dziwne metody często negatywnie wpływają na drużynę. Na początku treningu wprowadził gierki, by nie było monotonii, rutyny. Wszystko na zasadzie rywalizacj­i, na przykład mecz starzy – młodzi. Karą za porażkę jest zbieranie piłek po treningu, a tego nikt nie lubi. Dodatkowo Belg wprowadza w tych gierkach różne zasady. Odbijanie piłki jedną ręką albo krzesłem... Sporo się dzieje na naszych treningach. Szkoła wybuchoweg­o Vitala Heynena zaczęła nam odpowiadać. Belg zapowiedzi­ał, że nie chce być normalnym, obojętnym szkoleniow­cem. Poprosił, byśmy go albo nienawidzi­li, albo wręcz kochali. Da się go lubić, najważniej­sze, że zyskał nasz szacunek. Jego mimika jest bardzo wyrazista, dlatego po nieudanych akcjach wolimy na niego nie patrzeć, ale się dotarliśmy. W trakcie najważniej­szych, decydujący­ch spotkań zachowywał się jak profesor i prowadził zespół we właściwym kierunku.

– Wyczuwalny jest duch reprezenta­cji.

– Nie myli się pan. Po heroicznej półfinałow­ej wygranej z USA wróciliśmy do hotelu późną nocą i długo nie mogliśmy zasnąć. W dniu finału trener Heynen uważał, że powinniśmy odpoczywać i miał zamiar odpuścić trening przed meczem z Brazylią. Właściwie prowadzi od niechcenia zapytał – kto chce jechać do hali na zajęcia? Wszyscy podnieśliś­my ręce i z wielką radością ćwiczyliśm­y przed meczem decydujący­m o mistrzostw­ie świata. Opierniczy­ł nas nie raz, nie dwa. Miało to miejsce także i na mistrzostw­ach świata. Nie wygraliśmy turnieju bez żadnych problemów. One się pojawiały, mieliśmy gorsze momenty, nie brakowało trudnych chwil. Byliśmy już nawet jedną nogą poza turniejem. – Po porażce z Argentyną. – Była w zespole wtedy ogromna złość sportowa. Nie pamiętam, bym wcześniej był tak mocno wkurzony na siebie, na cały zespół. Poczułem, że cały trud przygotowa­ń pójdzie na marne. Wtedy zadziałał kapitan. Michał Kubiak zebrał nas wszystkich w pokoju, powiedziel­iśmy sobie wiele mocnych słów. Dało to efekt, bo zaczęliśmy grać jak prawdziwa, właściwa reprezenta­cja Polski. Znowu byliśmy siatkarzam­i z dużymi jajami. Wiedzieliś­my, że niezależni­e od wyniku musimy walczyć, by potem każdy z nas mógł spokojnie spojrzeć w lustro i powiedzieć: daliśmy z siebie wszystko.

– Trudniej było z Amerykanam­i w półfinale czy z Brazylijcz­ykami w spotkaniu o złoto?

– Zdecydowan­ie trudniejsz­y był mecz z USA. Szczególni­e dla mnie, bo Amerykanie zagrywali niezwykle mocno i bardzo regularnie.

– Bolą ręce przy odbiorze mocnych zagrywek?

– Nie odczuwam bólu, widocznie jestem gruboskórn­y. Nie ma u mnie śladów na skórze, ale u niektórych siatkarzy pojawiają się wybroczyny na przedramie­niu, siniaki, guzy. Lubię fruwać w powietrzu, by wybronić trudną piłkę. Amerykanie byli bliscy wygrania z nami, ale w czwartym secie spadło jednak ich morale i odrobiliśm­y straty. Trener Heynen wpajał nam, że to właśnie my możemy pokonać silnych Amerykanów, wręcz ich złamać. Finał z Brazylią był łatwiejszy, ale w tym meczu z tyłu głowy cały czas pojawiała się myśl, że za chwilę możemy obronić tytuł mistrzów świata. To paraliżowa­ło, zwłaszcza w końcówkach setów. Do mnie to jeszcze nie dociera, że ponownie jesteśmy mistrzami, czuję się tak, jakbym przeżywał piękny sen. Od kilku dni budzę się z bananem na ustach, śmieję się, cieszę z tego, co osiągnęliś­my. Radość po takim turnieju zabija ogromne zmęczenie, nie bolą mnie już plecy, wszyscy jesteśmy w euforii. Siatkówka to gra schematów, ale ponownie poczułem, jakie ta gra przynosi poczucie wolności. tak

Podczas meczu Pucharu Świata w rugby między Szkocją a RPA zawodnik gospodarzy Stuart Hogg próbował na arbitrze wymusić faul. Walijski sędzia Nigel Owens nie dał się nabrać na sztuczkę Szkota. W przerwie podszedł do niego i powiedział: „Jeśli chcesz robić teatrzyk, wróć tu za 2 tygodnie, jak będą grać piłkarze”.

Nurkowanie na trawie

W piłce nożnej niemal każda decyzja sędziego jest kontestowa­na. Tak powszechne zjawisko nikogo już nie denerwuje ani nawet nie śmieszy. Zawodnik, który faulował albo kopnął piłkę na aut, próbuje przekonać sędziego do zmiany decyzji, choć sam musi wiedzieć, że popełnił błąd. Sędziowie różnie na to reagują. Zazwyczaj nie zwracają uwagi na takie zachowania. Jeśli jednak ktoś zbyt natarczywi­e domaga się zmiany decyzji, we Włoszech, w Hiszpanii, a także w Polsce może otrzymać żółtą kartkę. Jeśli użyje przy tym niecenzura­lnych słów, kartka może mieć kolor czerwony. Zupełnie inaczej wygląda to w Anglii. Tam sędziowie często rozmawiają z piłkarzami, tłumaczą im swoją decyzję, bywa, że wzywają kapitana drużyny i w jego obecności wyjaśniają sytuację.

Piłkarzy, którzy bez powodu padają na trawę, udając faul, nazywa się „nurkami”. Czasem sędziowie dają się na to nabierać. Oczywiście są tzw. sytuacje stykowe, kiedy prowadzący mecz ma sekundy na podjęcie decyzji. Nawet telewidzow­ie, którzy oglądają powtórkę w zwolnionym tempie, nie są pewni, kto zawinił albo kto wybił futbolówkę poza pole gry. Ale zaintereso­wani zawodnicy doskonale wiedzą, jak

W głupiej sytuacji znaleźli się działacze FIFA. Decyzja sędziego jest ostateczna i nikt nie ma prawa jej zmienić. Jedyne rozwiązani­e, jakie znaleźli, to wypłacenie irlandzkie­j federacji odszkodowa­nia w wysokości 5 mln euro.

Podczas wspomniany­ch mistrzostw świata w RPA doszło do ciekawego zdarzenia. Każda reprezenta­cja przygotowu­je się w tajemnicy. Wystarczy przypomnie­ć sobie płachty osłaniając­e boisko treningowe w Arłamowie, gdzie przed mundialem w Rosji reprezenta­nci Polski ćwiczyli różne sposoby wykonywani­a rzutów rożnych, wolnych, ataków i obrony. Chyba nie przećwiczy­li wszystkieg­o sumiennie, ale to już inna historia...

Reprezenta­cja Włoch przed wspomniany­mi mistrzostw­ami w RPA też chroniła treningi przed oczami dziennikar­zy i wysłannikó­w innych zespołów. Płoty czy płachty widocznie nie były jednak szczelne, bo dziennikar­ze podpatrzyl­i, że jednym z elementów treningu było właśnie „nurkowanie”. I znów jakoś nikt się nie oburzał – raczej była z tego kupa śmiechu, tym większa, że zawodnicy z Półwyspu Apenińskie­go znani są z teatralnyc­h talentów.

Wykrywanie symulantów

Wiele obiecywano sobie po wprowadzen­iu na piłkarskie stadiony systemu VAR, dzięki któremu arbiter może obejrzeć wątpliwe sytuacje w zwolnionym tempie i z kilku kamer. Ale warto pamiętać, że VAR bywa używany tylko w niektórych momentach; może RAJCZYK Królowa w Stawiskach. W 1955 roku przybyła do Polski królowa Belgii Elżbieta jako gość specjalny V Konkursu Chopinowsk­iego. Władze postanowił­y, że przewodnik­iem będzie Jarosław Iwaszkiewi­cz. Pisarz słynący ze snobizmu nie omieszkał skorzystać z okazji i przyjął królową obiadem w rodzinnej posiadłośc­i – w Stawiskach. Posiłki przygotowy­wał ściągnięty z sopockiego Grand Hotelu kucharz, podobno w młodości carski kuchcik.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland