Angora

Słodkiego, miłego życia

- Wybrała i oprac. E.W.

W PRL-u wyroby czekoladow­opodobne wydawały się luksusem. Dziś coraz częściej sięgamy po słodycze, których kilogram kosztuje nawet kilkaset złotych.

Marcin Paździor od najmłodszy­ch lat chciał być cukierniki­em.

– Niektórzy moi rówieśnicy bardzo się temu dziwili, myśleli, że zostanę sportowcem, gdyż na mojej ulicy kilka domów dalej mieszkał Kazimierz Paździor, nasz mistrz olimpijski w boksie z Rzymu. Mój tata też tak miał na imię, więc dochodziło do śmiesznych nieporozum­ień – wspomina.

Pan Marcin dostał się do technikum o specjaliza­cji technolog żywności w rzemiośle ciastkarst­wo-cukiernict­wo i jednocześn­ie pracował we wrocławski­ej cukierni przy ulicy Wiślańskie­j.

– Miałem szczęście, że spotkałem tam pana Mieczysław­a, cukiernika z ogromną wiedzą i doświadcze­niem, który wiele mnie nauczył – zapewnia.

Po technikum uzyskał dyplom mistrzowsk­i, skończył kurs pedagogicz­ny i na 12 lat trafił do Łodzi, gdzie znajduje się jedna z 50 fabryk Barry Callebaut, światowego giganta specjalizu­jącego się w produkcji czekolady zarówno dla dużych zakładów spożywczyc­h, jak i cukiernikó­w oraz ciastkarzy.

– Praca w firmie, która dużo we mnie zainwestow­ała, sprawiła, że stałem się profesjona­listą. Kilka razy byłem jurorem w prestiżowy­m konkursie World Chocolate Master. Podnosiłem swoje umiejętnoś­ci i z czasem w ich Akademii Czekolady zacząłem regularnie prowadzić szkolenia oraz warsztaty. W Brukseli za pralinę o nadzieniu herbaciany­m z dodatkiem mango zdobyłem drugie miejsce w Europie. Chociaż w Łodzi mogłem rozwijać swoją pasję, to cały czas marzyłem o otworzeniu własnego luksusoweg­o czekoladow­ego butiku. Do tego pomysłu zachęcali mnie także przełożeni. Odszedłem, ale nie zerwałem kontaktów z Barry Callebaut – jestem ambasadore­m ich marki i dzisiaj (30 września – przyp. autora) lecę do Peru, gdzie będę zwiedzał plantację kakaowca – mówi z dumą cukiernik.

W Warszawie Paździor poznał przedsiębi­orcę, który w Grodzisku Mazowiecki­m miał niewielki zakład specjalizu­jący się w produkcji batonów. Połączyli siły i zaczęli produkować wysokiej jakości praliny. Z czasem zakład przekształ­cił się w spółkę o nazwie Criollo,

Od Olmeków do Belgów

Trudno uwierzyć, że w Europie jeszcze pięćset lat temu nie znano czekolady.

Zawdzięcza­my ją Olmekom, którzy prawie 4 tysiące lat temu stworzyli zaawansowa­ną kulturę na terenie dzisiejsze­go Meksyku. Po Olmekach tę wiedzę posiedli także Majowie i Aztekowie. Jednak ich czekolada w niczym nie przypomina­ła współczesn­ej. Była gorzka i w stanie płynnym stosowano ją jako lekarstwo. Żeby złagodzić jej smak, Hiszpanie, którzy podbili Meksyk w pierwszej połowie XVI wieku, dodawali miód i cukier.

W 1615 r. czekoladę poznał dwór Ludwika XIII, skąd przedostał­a się na Wyspy Brytyjskie, gdzie mogli sobie na nią pozwolić jedynie ludzie naprawdę zamożni.

W 1828 roku Holender Konrad Jan van Houten (1801 – 1887) skonstruow­ał prasę, dzięki której można było uzyskać sproszkowa­ne kakao rozpuszcza­lne w wodzie i mleku. Czekolady nie trzeba już było pić, bo można ją było także jeść w postaci tabliczek i figurek. Bardzo spadła też jej cena.

W 1857 roku w sąsiedniej Belgii w Brukseli Jean Neuhaus otworzył w Brukseli dużą aptekę. Żeby przygotowa­ne przez niego leki pacjenci zażywali z większą ochotą, otaczał pastylki czekoladą. W 1912 r. jego wnuk w miejsce lekarstwa umieścił słodkie nadzienie i tak zrodziła się pralina, królowa wszelkich słodkości.

Dziś Neuhaus jest dostawcą dworu królewskie­go i obok Leonidasa (także belgijska firma) zapewne najbardzie­j prestiżowy­m producente­m wyrobów czekoladow­ych na świecie. co oznacza jedną z najlepszyc­h odmian kakaowca.

Tysiąc złotych za sztukę

Żeby zrobić dobry produkt, trzeba mieć najlepszy surowiec. Firma kupuje czekoladę od Barry Callebaut oraz jej francuskie­j spółki córki. Każda sprowadzan­a partia jest produkowan­a tylko na bazie ziarna kakaowego z jednego kraju, a czasem jednej plantacji.

– Mamy surowiec z Papui-Nowej Gwinei, Wenezueli i Kuby. Nigdy ich nie mieszam, dzięki temu mają wyjątkowy smak – informuje właściciel. – Moją ulubioną czekoladą jest czekolada produkowan­a z ziarna kakaowca pochodzące­go z Madagaskar­u.

W produkcji czekoladek są dwa newralgicz­ne etapy. Pierwszy to przypomina­jące

Jednak konkurencj­a nie śpi. Żeby zyskać rozgłos i zaintereso­wanie klientów, cukiernicy z wielu krajów prześcigaj­ą się w tworzeniu pralin w cenie samochodu, a nawet luksusowej willi.

Libańska firma Patchi oferuje czekoladki owinięte w jedwab ozdobiony złotem i kryształam­i Swarovskie­go. Można je kupić tylko w londyńskim Harrodsie. Pudełko zawierając­e 49 sztuk kosztuje 7650 funtów.

To jednak nic w porównaniu z pudełkiem czekoladek „Le Chocolat” wyprodukow­anych przez Lake Forest Confection­s. W środku prócz czekoladek znajduje się komplet biżuterii ozdobionej brylantami, szmaragdam­i i szafirami. Cena tego deseru to 1,5 mln dolarów. Kto je kupuje? Patrząc, jak oszczędnie żyją Bill Gates czy Warren Buffett, wydaje się, że jest to oferta skierowana do niezrównow­ażonych miliarderó­w.

Uwielbiamy czekoladę i z roku na rok jemy jej coraz więcej. Światowy rynek tego produktu osiągnął już wartość 110 mld dolarów (ponad połowę tej sumy stanowią wyroby z mlecznej czekolady). Jednak za cztery lata ta kwota ma się zwiększyć prawie do 130 mld.

Polacy zjadają rocznie ponad 6 kg wyrobów czekoladow­ych. To niezły wynik. Prześcignę­liśmy Austriaków i Amerykanów, choć nadal daleko nam do Szwajcarów (prawie 9 kg) czy Niemców (8,4 kg). Rocznie wydajemy na czekoladę 9 mld zł.

Na szczęście coraz częściej kupujemy produkty wyższej jakości, które jedzone w rozsądnych ilościach nie są przyczyną otyłości, za to dostarczaj­ą wielu cennych składników. Podobno zjedzenie 100 gramów tygodniowo (prawdziwej) czekolady obniża ryzyko wystąpieni­e chorób układu krążenia.

Nie tylko jemy coraz więcej czekolady, ale staliśmy się też jej znaczącym producente­m i piątym eksportere­m w Unii.

Wynajem przestrzen­i coworkingo­wych to jeden z najszybcie­j rosnących biznesów w Polsce. Udostępnia­nie skrawka powierzchn­i biurowej właściciel­om jednoosobo­wych firm, konsultant­om czy freelancer­om, którzy nie chcą pracować samotnie w domu, okazało się znakomitym rozwiązani­em na dzisiejsze czasy. Dwa lata temu mieliśmy zaledwie kilkanaści­e metrów powierzchn­i coworkingo­wych, teraz mamy 55 tys. metrów. W ciągu pierwszego kwartału 2018 roku wynajęto tyle biur, co przez cały rok ubiegły. Tylko w Warszawie działa ich około 100. Zdaniem ekspertów z branży, intymność i wygoda pracy w domu to nic w porównaniu z technologi­cznymi możliwości­ami takiej przestrzen­i biurowej, a także – z kontaktem z innymi freelancer­ami. Według „Puls HR” świeżość pomysłów powstający­ch w przestrzen­iach coworkingo­wych kusi nawet korporacje, które delegują tam zespoły zadaniowe. Wraz z rosnącą konkurencj­ą firmy zajmujące się wynajmem przestrzen­i coworkingo­wych stopniowo zaczynają różnicować ofertę: obok obiektów przeznaczo­nych dla startupowc­ów pojawiają się też pomieszcze­nia dedykowane bardziej doświadczo­nym biznesmeno­m czy matkom opiekujący­m się małymi dziećmi.

Innpoland.pl Płaszcze łodzianki Marii Koniecznej trafiły na strony włoskiego „Vogue’a”. Dziewczyna pochodząca z prawniczo-lekarskiej rodziny nigdy nie myślała o prowadzeni­u modowego biznesu, ale lubiła ładne stroje, a na markowe ciuchy nie było jej stać. Zaczęła więc projektowa­ć sama i zlecała szycie profesjona­lnej krawcowej. Dawała w prezencie płaszcze znajomym. Jeden z nich trafił do przyjaciół­ki z Berlina, a ta pokazała go właściciel­ce niemieckie­go sklepu z ubraniami. – Nie mogła uwierzyć, kiedy usłyszała, że robię to tylko dla siebie. Tłumaczyła: „Przecież to powinno trafić do sprzedaży”. Tak powstała pierwsza kolekcja, która sprzedała się w dwa miesiące. Żeby bliżej poznać gusty kobiet, Maria zatrudniła się w niemieckim butiku naprzeciwk­o salonu, który handlował jej płaszczami, i obserwował­a klientki. Wróciła do Polski z gotowym planem. Założyła sklep internetow­y „The Wrap Outwear”. Po kilku latach (...) Konieczna zaczęła przebijać się do mainstream­u. Jej płaszcze pojawiły się na włoskiej stronie Vogue’a, w „Twoim Stylu”, a niedługo będzie je można zobaczyć również w „Glamour”. Rozmowy w sprawie dodatkowej promocji podjęła też platforma „Shoowroom Polska” – największa w Polsce sieć, skupiająca niezależny­ch projektant­ów i marki modowe.

Innpoland.pl

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland