Marieta Żukowska
Już ponad połowa ludzi na świecie należy do klasy średniej. To znaczy, że bez zbytniego wysiłku jeżdżą na wakacje, zmieniają co kilka lat samochody, bywają w restauracjach, kupują nowe ubrania i kosmetyki. Korzystają z dobrodziejstw internetu, chodzą do kina, a nawet opery. Żyją we własnych mieszkaniach, choć oczywiście kupionych na kredyt i urządzonych meblami z popularnej szwedzkiej sieciówki. Z okazjii Nowego Roku piją raczej proste prosecco niż prawdziwego szampana, nie jedzą kawioru i ośmiorniczek, ale i tak nie mają powodów do narzekań. Wprawdzie różnica między najbogatszymi a resztą ludzi pogłębia się niemal każdego dnia, ale to już zupełnie inna historia. Częścią tego dostatniego świata jest przemysł związany z modą. Wart miliardy dolarów. Zysk z handlu ubraniami, butami czy innymi akcesoriami wyniesie w tym roku ponad pięćset milionów dolarów, jest się o co bić. Nic dziwnego, że wszyscy – od największych koncernów po małe firemki – wmawiają nam, że nie wystarczy już jedna kurtka na kilka lat: moda zmienia się teraz kilka razy do roku i żebyś był szczęśliwy, musisz za nią nadążać. Potem pęcznieją nam domowe szafy i garderoby, aż zatrudniamy eksperta od „odgruzowywania” naszych pomieszczeń. I tak spece od pozbywania się nadmiaru rzeczy zbijają potem fortuny na naszej głupocie. Żeby jednak sprawiedliwości stało się zadość, nie bądźmy tacy krytyczni i jednostronni – ubrania, nowa szminka to najszybsza psychoterapia, wie o tym każda dziewczyna już od przedszkola. Łatwo poprawić sobie humor modną torebką albo zupełnie nową parą najbardziej pożądanych w tym sezonie butów. Nie byłoby mody bez projektantów, w Polsce od paru lat nie możemy narzekać na ich niedostatek. Dlatego miesięcznik „Elle” wręcza co roku nagrody dla osób związanych ze światem mody. A ten, sądząc po niedawno zorganizowanej gali ELLE Style Awards, bardzo ładnie pachnie. Nad wnętrzem galerii Desa Unicum, gdzie zorganizowano imprezę, unosił się zapach mieszanki dobrych perfum. Wprawny nos wyczuł nawet zapachy tak zwane niszowe, komponowane z oryginalnych składników i tworzących wyjątkowe, charakterystyczne kompozycje. Mężczyźni w świecie mody są jacyś bardziej wylewni, na powitanie padają sobie w ramiona i soczyście całują w policzki. Kobiety dla odmiany zachowują się za to bardziej powściągliwie, raczej rzucają sobie ukradkiem taksujące spojrzenia, by zobaczyć, co nosi w tym sezonie „konkurencja”. Nic tak nie psuje humoru jak ta sama sukienka na innej dziewczynie i nic go tak nie poprawia jak świadomość, że nasza kiecka jest najdroższa i najbardziej efektowna na całej imprezie. W tym roku nagrodę dla najbardziej stylowej gwiazdy dostała aktorka Marieta Żukowska (36 l.). Abstrahując od tego, czy ubiera się ładnie, czy brzydko, to dość zabawne, bo takie wyróżnienia powinny za każdym razem dostawać stylistki. Przecież to one od początku do końca tworzą wizerunek znanych kobiet i mężczyzn. Biegają po sklepach i dobierają stroje na małe i wielkie wyjścia. Do tego dochodzi jeszcze fryzjer i makijażystka. Kto ma wątpliwości, niech porówna zdjęcia celebrytów z czasów, gdy nikt w naszym kraju nie słyszał jeszcze o prywatnych stylistach na usługach gwiazd. Tak czy inaczej Żukowska odebrała statuetkę z rąk ubiegłorocznej laureatki Magdy Mołek (42 l.). Dziennikarka w sukience w znowu modne w tym sezonie panterkowe wzory – zapewne za radą stylistki – omotała sobie wokół szyi coś w kolorze ostrego żółtego, prowokując tym samym komentarze, że być może chciała w ten sposób ukryć pierwsze zmarszczki. Szanowna pani stylistko, nie była to udana ozdoba, bo skutecznie odwróciła uwagę od urody pani Magdy. Jedną z nagród wręczał tworzący głównie w Berlinie Dawid Tomaszewski (37 l.). W Polsce projektuje dla znanej z dobrej klasyki firmy Patrizia Aryton. Jak powiedział prowadzący galę Olivier Janiak (44 l.), projektant zawsze ma na nogach oryginalne buty i tak było też tym razem. Czarne mokasyny z perłami wokół obcasów – kiedyś takie rzeczy nosiły tylko kobiety. Ale jako się rzekło, to było kiedyś. Dziś modny mężczyzna to współczesny dandys, fircyk wystrojony jak paw. I niech te słowa nie zabrzmią jak krytyka, bo moda jest przecież także po to, żeby się nią bawić i nie traktować zbyt serio. W końcu nawet w ponurych czasach komunizmu mieliśmy tu, nad Wisłą, bikiniarzy, którzy próbowali z szarego tłumu wyróżnić się choćby tylko kolorem skarpetek. Dziś też nie każdy musi chcieć wtłaczać się w ramy i normy. Nie wszyscy pracują w korporacjach, gdzie obowiązują ścisłe reguły dotyczące stroju. Nie każdy jest członkiem rodziny królewskiej, by musiał przestrzegać dworskiej etykiety. Właśnie dzięki takim kolorowym ptakom nasz świat jest trochę ładniejszy, a już na pewno ciekawszy. Redakcja „Elle” uznała też w tym roku Łukasza Jemioła (35 l.) za najbardziej stylowego mężczyznę. Projektant nie ma ostatnio dobrej passy – Warszawę obiegła plotka, że odwiedził go właśnie komornik, a to nigdy nie zwiastuje nic dobrego. Jemioł, odbierając statuetkę, zapewnił, że „ma się dobrze”, ale minę miał nietęgą. Na dodatek znów wypuścił kolekcję z błędem językowym. Były już bluzy, teraz są nieudane koszulki i tłumaczenie, że „zrobiłem to specjalnie, bo kocham kontrowersje”, jest równie słabe jak za ciasna sukienka, która podkreśla niedoskonałości figury. Po co brać się do angielskich napisów, jeśli nie umie się mówić i pisać w tym języku? Projektant może i dobrze się ubiera, ale styl to coś więcej niż moda. Po pierwsze, styl jest ponadczasowy, a po drugie – i co nie mniej ważne – biznesy też należy prowadzić w dobrym stylu. Tak, by nie budziły żadnych, najmniejszych nawet wątpliwości.