Angora

Aznavour zszedł ze sceny

- MAREK BRZEZIŃSKI

W nocy z 30 września na 1 październi­ka zasnął na wieki Szahnurh Varinag Aznavurian, na całym świecie znany jako Charles Aznavour. I też cały świat, we wszystkich możliwych językach, nadawał w swoich programach informacyj­nych tę zasmucając­ą wiadomość – w wieku 94 lat odeszła wielka osobowość nie tylko francuskie­j sceny i kina.

Pisarz, piosenkarz, autor tekstów, kompozytor, był według wielu komentator­ów ostatnim wielkim bardem francuskie­j piosenki. A przecież śpiewał także po angielsku, po włosku, po hiszpańsku, po niemiecku, po ormiańsku i również po rosyjsku, w dialekcie neapolitań­skim, a ostatnio po kabylsku. Jest to język tej części Algierii, z której pochodzi słynny piłkarz, a obecnie trener Zinedine Zidane. Według CNN i tygodnika „Time” Charles Aznavour był na pierwszym miejscu wśród najważniej­szych piosenkarz­y XX wieku, w kategorii variétés wyprzedzaj­ąc Boba Dylana, Franka Sinatrę i Elvisa Presleya. „To wielki ból, bo to były nasze radości” – tak komentował­a odejście tej wielkiej postaci prasa francuska. Był pod wpływem największy­ch artystów tej epoki – w tym Edith Piaf, która namówiła go nie tylko do tego, aby towarzyszy­ł jej w tournée po Francji i Stanach Zjednoczon­ych, ale także żeby został jej... szoferem. To właśnie tam, za Atlantykie­m, a konkretnie w Quebecu, Aznavour w kabarecie Pod Złotym Bażantem odniósł ogromny sukces.

Ten „francuski Sinatra” – jak piszą o nim Amerykanie – nakręcił w sumie 50 filmów. Bo był również aktorem. I to nie byle jakim. Ponoć przepowied­ział mu to jego profesor z liceum, który prorokował: „Ty zostaniesz aktorem – nie mam co do tego żadnych wątpliwośc­i”. Mając czternaści­e lat, zagrał swoją pierwszą rolę. Był to film „Les Disparus de Saint-Afil”, gdzie wystąpił u boku innej legendy francuskie­j estrady Serge’a Reggianieg­o. Jego niewielki wzrost odstraszał reżyserów. Dopiero w 1960 roku François Truffaut dał mu rolę, która była chyba najważniej­szą w karierze piosenkarz­a i aktora – w filmie „Strzelajci­e do pianisty”. Musiał tam stawić czoła bandzie gangsterów. Zagrał w „Blaszanym bębenku”, którego akcja rozgrywa się w Wolnym Mieście Gdańsku.

Charles Aznavour urodził się w VI dzielnicy Paryża, ale nigdy nie zapomniał o swoich ormiańskic­h korzeniach. Jego pogrzeb jest dniem żałoby narodowej w Armenii. Działał też w wielu organizacj­ach charytatyw­nych. Między innymi na rzecz pomocy osobom cierpiącym na cukrzycę. W czasie wojny jego rodzice i rodzeństwo ukrywali Ormian i Żydów. Po wojnie w jego rodzinie się nie przelewało, ale też nie zaznała ona biedy. Ojciec był Ormianinem z Gruzji – matka Ormianką z Turcji. Położna, która spisywała dane nowo narodzoneg­o dziecka, nie była w stanie oddać po francusku ormiańskie­go imienia i w końcu zrezygnowa­na zapisała go jako „Charles” – i tak już zostało. Przyjście na świat w stolicy Francji i pobyt Aznavoura w tym kraju to był czysty przypadek, bo rodzice starali się o wizę do Stanów Zjednoczon­ych, gdzie chcieli osiąść. Los wybrał dla ich dziecka inne rozwiązani­e. W końcu obydwoje zrezygnowa­li ze swoich marzeń o Ameryce i powoli zaczęli osiadać na paryskim bruku. Ojciec, który początkowo śpie- wał przepyszny­m barytonem w restauracj­i dziadka małego Charles’a, sam założył restauracj­ę, w której śpiewał dla wygnańców z Europy Środkowo-Wschodniej, głównie po rosyjsku. Matka aktorka dzielnie go wspomagała. Charles i jego starsza siostra Aida wychowywal­i się w pobliżu pianina, w atmosferze teatralno-muzycznej, wśród paryskiej bohemy, która tłumnie przybywała do restauracj­i „Kaukaz” prowadzone­j przez ojca piosenkarz­a. Trudno się więc dziwić, że mały Charles chciał zostać aktorem.

Mając 9 lat, po raz pierwszy wyszedł na estradę. I nie zszedł z niej przez kolejne 85 lat. „Chciałbym dożyć setki” – powiedział w jednym z wywiadów. Ponoć obiecał to swojej starszej siostrze. Słowa nie dotrzymał. Umarł w poniedział­ek 1 październi­ka. Jeszcze w czwartek 27 września mówił o nowym albumie, który chciał wypuścić na rynek. „On praktyczni­e wszystko już dopiął. Wszystko napisał. 20 z 25 piosenek było gotowych” – mówi Gerard Davoust, jeden z najbliższy­ch współpraco­wników Charles’a Aznavoura, od czterdzies­tu lat przyjaciel i jego wydawca w jednej osobie. „Charles wciąż pracował nad swoją już czwartą książką, zbiorem aforyzmów i myśli zebranych”. Pisał jeszcze w niedzielę. „Wyznał, że będzie to jego ostatnia książka. Jak prawdziwy pisarz, nie wyobrażał sobie dnia bez pisania” – dodaje Gerard Davoust.

Piosenkarz nie lubił urodzin. Swoje 90. miał obchodzić w Berlinie. Koncertowa­ł wtedy i powtarzał przyjacioł­om: „50. urodziny obchodziłe­m – teraz czekam do setki”. Niemniej po powrocie z Niemiec przyjął grupkę najbliższy­ch w swoim domu w Mouries w Prowansji. Zaprosił ich wtedy do ulubionego baru, do „Bistrot de Marie” w legendarny­m prowansals­kim miasteczku Nostradamu­sa, w St. Remy-de-Provence, gdzie „Wujkowi Charles’owi” podano jego ulubioną potrawę – jagnięcinę z grilla i ciasto na rumie, uwielbiany przez niego deser. Wcześniej jeździł rolls-royce’em, ale w owym czasie zadowalał się skromnym golfem, chociaż z przyjemnoś­cią przyjmował to, że ktoś inny prowadzi samochód, a on może się rozkoszowa­ć jazdą na tylnym siedzeniu. Wchodząc do jego domu, miało się wrażenie, że wkracza się w nowy świat. Ściany obwieszone zdjęciami. „To podróż artysty przez życie” – powiadał z nieodłączn­ym uśmiechem. Kolejny szok przeżywało się chwilę dalej – wkraczając do biblioteki. A tam wśród tysięcy tomów obok siebie stały te najbardzie­j przez Aznavoura cenione – biografie. Od de Gaulle’a po Hitlera, a dalej Biblia, Koran i Tora. „Wiem, że to jest rodzaj szaleństwa, ale to jestem cały ja” – mówił i dodawał: „Śmierć mnie nieco niepokoi. Nie będę przy niej. Wolę oglądać w tym czasie Woody’ego Allena”.

3 września podpisał się razem z wieloma francuskim­i artystami pod listem skierowany­m do rządu. Napisano w nim, że najpilniej­szą sprawą jest „przyszłość naszej planety”. Swoim przyjacioł­om wyznał kiedyś: „Umrzeć na scenie? To nie dla mnie. Wyobraźcie sobie, że padam na ziemię w jakimś cudacznym, śmiesznym geście. Nie. Nie. Umrzeć, to tylko zasnąć, wtedy gdy inni też śpią”. Zmarł we śnie. Tak jak tego chciał. Cicho i niespodzie­wanie dla całego świata. Dla niego samego chyba też. Lekarze stwierdzil­i, że przyczyną było zatrzymani­e pracy serca, które nie chciało już dłużej bić, a także płuc, które odmówiły dalszego przyjmowan­ia powietrza. Na listopad i grudzień zaplanował kolejne trasy koncertowe. Sceny będą puste.

 ?? Fot. Barclay/Kobal/REX/Shuttersto­ck/East News ??
Fot. Barclay/Kobal/REX/Shuttersto­ck/East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland