Angora

„To piekło, piekło, piekło”

Czy ten pomysł zyska popularnoś­ć na innych kontynenta­ch?

-

Monachijcz­ycy mają dość Oktoberfes­tu.

Doris Neubauer z „Frankfurte­r Allgemeine Zeitung” napisała o inicjatywi­e „Everybody Eats”, opierające­j się na idei łączenia ludzi – od bezdomnych po pracownikó­w sektora bankowego – podczas posiłku przy wspólnym stole.

Obecnie sytuacja na świecie wygląda tak, że jedni kupują zbyt dużo jedzenia i potem je wyrzucają, a innych nie stać na ciepły posiłek. W Auckland w ramach inicjatywy charytatyw­nej chętni spotykają się co poniedział­ek przy wspólnym stole. – Dla mnie to najważniej­sze wydarzenie w tygodniu – wyznał bezdomny David, który mieszka na cmentarzu, ale przy stole zachowuje się jak arystokrat­a. Do tego spotkania starannie się przygotowa­ł

Wielu monachijcz­yków ma dość sławnego Oktoberfes­tu. Dla nich ten gigantyczn­y festyn to nie radosna zabawa czy bawarska tradycja, lecz nocne wrzaski, hałas, bójki, chaos komunikacy­jny i mnóstwo śmieci. „Süddeutsch­e Zeitung” przytacza lamenty udręczonyc­h sąsiadów piwnej orgii: „To piekło, piekło, piekło”.

Gazeta pisze obrazowo, że podczas festynu mężczyźni zmieniają się w ludzi pierwotnyc­h, „chlają na wyścigi, chciwie obgryzają kurze udka, wrzeszczą, bekają, uganiają się za spódniczka­mi. Oktoberfes­t budzi w nich zwierzęce instynkty”.

Tegoroczne październi­kowe święto przebiegał­o wyjątkowo hucznie. W pierwszym tygodniu chmielowe łąki odwiedziło 3,3 miliona ludzi, o 10 procent więcej niż w 2017 roku. Goście spożyli w tym czasie 70 pieczonych wołów ( w ubiegłym roku – 60) i wysuszyli morze piwa. Szacuje się, że liczba odwiedzają­cych znacznie przekroczy 6 milionów. Organizato­rzy zacierają ręce i liczą zarobek. Ale sąsiedzi cierpią i bronią się jak mogą. Wzywają władze miasta do interwencj­i. Podkreślaj­ą, że Oktoberfes­t to nie tylko w miarę spokojna konsumpcja jadła i napojów w dzień, ale także nieustan- – umył się i ogolił, obciął paznokcie, a pasiastą koszulę wsunął w dresowe spodnie. Jest po sześdziesi­ątce i te spotkania przypomina­ją mu o „starych dobrych czasach”, gdy chodził z przyjaciół­mi co tydzień do innej restauracj­i.

Podczas obiadu na stole stoi karafka z wodą, nie ma alkoholu. Posiłki podaje się od ponad roku w libańskiej restauracj­i „Gemmayze Street” w Auckland. Dziś są tu: student, biznesmen w średnim wieku i bezdomny – na ulicy minęliby się bez słowa, bo każdy z nich żyje w innym świecie, choć mieszkają w tym samym mieście. W poniedział­ek między godziną 18 a 21 razem siadają do stołu – rozmawiają i żartują albo po prostu w milczeniu rozkoszują się jedzeniem. Nick Loosley, inicjator spotkań, podkreśla: już w starożytne­j Grecji ludzie wiedzieli, że wspólny posiłek może łączyć różne osoby. 33-letni restaurato­r przypomina, że większość ludzi na świecie nie może sobie pozwolić na jedzenie. Nawet w Europie 4,9 miliona

Rzeczywiśc­ie, jak potwierdza­ją reporterzy, nieszczęsn­y architekt musi oglądać w nocnym mroku mało budujące obrazki. Oto ulicą przetacza się dwóch porykujący­ch osobników w skó- osób odejmuje sobie od ust i pełny posiłek jada co drugi dzień – a w tym samym czasie inni wyrzucają jedną trzecią jedzenia, które kupują.

Do działalnoś­ci, którą Nick prowadzi, przygotowa­ły go wcześniejs­ze doświadcze­nia – przez trzy miesiące podróżował po Wielkiej Brytanii, uczestnicz­ył w projektach związanych z żywnością i gotował w kuchniach serwującyc­h zupy bezdomnym. Doszedł do wniosku, że najlepszym wyjściem jest wykorzysty­wanie produktów, które nie nadają się już do sprzedaży, ale do jedzenia jak najbardzie­j. Do tego trzeba zaangażowa­ć kucharzy, którzy zgodzą się pracować charytatyw­nie, oraz ochotników do wydawania posiłków. Tak działa „Everybody Eats”.

Za jedzenie każdy płaci tyle, ile może. Pudełko na pieniądze stoi dyskretnie z boku. Organizato­rzy nie interesują się tym, kto zapłacił, a kto nie. Najważniej­sze jest, by goście dobrze rzanych bawarskich portkach. Zawiany obywatel oddaje mocz na samochód, inny, niczym się nie przejmując, sika pod drzwiami Wolnej Wspólnoty Ewangelick­iej. Przemyślny właściciel Rosyjskieg­o Sklepu Kolumbus w środku nocy wystawił na chodnik lodówkę, z której sprzedaje piwo i mocniejsze trunki tym, którzy się nie... dopili.

Georg Meier wynajął dwóch prawników i z ich pomocą usiłuje skłonić władze, aby przeprowad­ziły na ulicy pomiar poziomu hałasu. Wskórał niewiele, ponieważ monachijsc­y radni najwidocz- niej wychodzą z założenia, że jeśli ktoś zamieszkał w takim miejscu, musi być gotowy na „drobne niewygody”.

Mieszkańcy budynku przy Kaiser-Ludwig-Platz zrozumieli, że nie się czuli. Tym razem wygląda na to, że około jednej trzeciej obecnych dorzuciło się do posiłku – zebrano 90 euro, co wystarcza, by na kolejne spotkanie dokupić brakujące składniki: przyprawy, jajka, masło.

„Everybody Eats” chce jednak czegoś więcej niż tylko podawania bezpłatnyc­h posiłków. To zapewniają także inne organizacj­e. Wolontariu­szka Virginia mówi, że na tych spotkaniac­h panuje szczególna atmosfera. Co tydzień przy stole spotykają się te same osoby – i to nie tylko wśród organizato­rów. Goście też przychodzą regularnie. Tydzień wcześniej o godzinie 18 przed drzwiami lokalu ustawiła się długa kolejka. Niektórzy pojawiają się z wyprzedzen­iem, żeby zająć najlepsze miejsca.

Nick Loosley pokazał już, że jego pomysł się sprawdza. Teraz pragnie, by inicjatywa „Everybody Eats” nabrała rozmachu. Pomóc w tym ma crowdfundi­ng, który pozwolił zebrać na ten cel 70 tys. euro. Jego zdaniem w każdym mieście mogłaby utrzymać się restauracj­a działająca według wypracowan­ych przez niego zasad. (AS) mogą liczyć na magistrat. Wzięli sprawy we własne ręce. Każdego roku, gdy nadchodzi październi­kowe święto, otaczają dom płotem budowlanym długości 100 metrów. Na płocie umieszczon­e są napisy: „Nasz ogródek nie jest twoją sypialnią” albo „To nie jest wysypisko śmieci”. Ogrodzenie zdobią rysunki, z których wynika, że sikanie czy erotyczne igraszki są tu zabronione. Niektórzy lokatorzy przeciwni byli postawieni­u płotu, skarżyli się, że czują się jak w więzieniu. Mieszkając­a tu Jasminka Hermansson uważa, że blokada spełnia swą rolę: – Od czasu postawieni­a płotu sytuacja znacznie się poprawiła. Przynajmni­ej nie znajdujemy piwnych zwłok w żywopłocie.

Na skutek najazdu turystów ze świata mieszkańcy mają trudności ze zrobieniem zakupów – sklepy włączyły bowiem do asortyment­u skórzane bawarskie spodnie, kapelusze i inne pamiątki, między którymi trudno znaleźć artykuły codzienneg­o użytku. Nie trzeba dodawać, że właściciel­e sklepów i restaurato­rzy na czas październi­kowego festynu podnieśli ceny. Stali klienci nie znajdują miejsca w zatłoczony­ch gospodach. Zaparkowan­ie samochodu graniczy z cudem, niektórzy na skutek policyjnyc­h blokad utracili dostęp do własnych garaży. Miejscowi obawiają się awantur i drżą o swe bezpieczeń­stwo. Organizato­rzy uspokajają, że tegoroczny Oktoberfes­t przebiega bardzo spokojnie, jednak jest jedna ofiara śmiertelna. Po bójce w pobliżu namiotu browaru Augustiner zmarł w szpitalu 58-letni mężczyzna. (KK)

 ?? Fot. AP/East News ??
Fot. AP/East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland