Angora

Fajny ksiądz

-

Przyjechał z Chorzowa do Nachodu ćwierć wieku temu i bardzo szybko (cztery lata po święceniac­h!) został proboszcze­m w maleńkiej Lanškrouni­e. Jedną z pierwszych decyzji był zakaz wprowadzan­ia rowerów do kościoła i przesunięc­ie porannej mszy z godziny ósmej na wpół do dziesiątej. Nie udało mu się natomiast zamienić jednej z trzech tamtejszyc­h świątyń na bibliotekę, bo był zbyt duży opór wiernych. Nie nosi koloratki, elegancko się ubiera, lubi spędzać czas w knajpach, przyjaźni się z celebrytam­i oraz prowadzi telewizyjn­y talk-show. Uwielbia też dobre perfumy i uważa, że wiara powinna dobrze pachnieć. „Najlepiej wręcz bosko”. Na przykład jak „Coco Mademoisel­le” od Chanel – i odrobinę takich perfum można by dodawać do wody święconej. Na poważnie zaś mówi: „Bóg na pewno nie oczekuje, że będę przekonywa­ć bliźnich o Jego istnieniu. Jestem sługą Bożym, a nie rzecznikie­m prasowym czy przedstawi­cielem handlowym. To, że czasem udaje mi się kogoś «namówić», to jedynie skutek uboczny mojej posługi”. A o swoich kazaniach: „Nie chcę złorzeczyć z ambony i wytykać światu jego braków. Chcę, żeby ludzie wychodzili z kościoła napełnieni radością, z uśmiechem na twarzy, z podniesion­ą głową. Nie jak zbite psy”.

Przyznaje też, że z radością i satysfakcj­ą wkurza fanatyków i dogmatyków, bo uważa, że osoby przywiązan­e do własnych poglądów wolą siebie samych od prawdy. Jest też przekonany, że nadmiar świętości hamuje rozwój. Prymas Czech powiedział kiedyś, że jeden Czendlik w czeskim Kościele to jeszcze nie problem, ale dziesięciu takich Czendlików oznaczałob­y spore kłopoty. Fajnie jednak mieć u boku takiego księdza, nawet jeżeli to tylko czytanie z nim wywiadu. Bez wątpienia mądra i krzepiąca duszę lektura.

JACEK BINKOWSKI MARKÉTA ZAHRADNIKO­VÁ. BÓG NIE JEST AUTOMATEM DO KAWY. Rozmowa z księdzem Zbigniewem Czendlikie­m. Przeł. Julia Różewicz. Wydawnictw­o DOWODY NA ISTNIENIE, Warszawa 2018. Cena 39 zł.

Mija 75 lat od pierwszego wydania „Małego Księcia”. Żadna świecka książka nie została przełożona na tak wiele języków – ok. 400. Trwa wyścig, kto pierwszy zbierze wszystkie tłumaczeni­a.

28 grudnia 1935 r. Antoine de Saint-Exupéry korzysta z usług wróżki. 35-letni wówczas pilot i pisarz słyszy, że czeka go katastrofa. Postanawia walczyć z przeznacze­niem, bo bezpośredn­io po tej niekorzyst­nej przepowied­ni idzie do apteki, chcąc kupić coś, co pomoże mu w kokpicie pilota walczyć ze snem – pragnie pobić rekord szybkości na trasie Paryż – Sajgon, za który francuskie ministerst­wo wyznacza wtedy nagrodę 150 tys. franków.

Wsiada do kokpitu – zmęczony, niewyspany i niewystarc­zająco przygotowa­ny do wymagające­j podróży. Oszukać przeznacze­nia się nie udaje – dwa dni później uderza w wydmę na Saharze w Libii.

Człowiek przygody

Marzyciel, awanturnik, błędny rycerz – tak się wówczas mówi o takich jak on. Dzięki nim świat zmniejsza się do niespotyka­nych wcześniej rozmiarów, odległości liczy się nie w dniach i tygodniach, lecz godzinach. Saint-Exupéry jest jednym z pionierów lotnictwa: pierwszy raz wzbija się w powietrze ledwie dziewięć lat po braciach Wright, niebawem siada za sterami jako pilot. Lotnictwo rozwija się w tym czasie błyskawicz­nie, w międzywojn­iu loty pasażerski­e są już czymś normalnym i pewnie dlatego pisarz potrzebuje zawieszać sobie poprzeczkę wciąż wyżej i wyżej. Gdyby było inaczej, nie leżałby teraz w saharyjski­ch piaskach.

Pozbawiony jedzenia i picia, wyczerpany i zdezorient­owany lotnik błąka się po pustyni, szybko kończą mu się skromne zapasy kawy, czekolady i herbatnikó­w. Dręczą go majaki i zjawy, żegna się z życiem. Po 87 godzinach spędzonych na pustyni ratuje go napotkana karawana. Mimo porażki, jaką jest nieukończe­nie wyścigu i utrata szansy na duże pieniądze, powraca do Francji jako bohater i uosobienie odwagi. W trakcie zaginięcia i po cudownym odnalezien­iu nie schodzi z pierwszych stron gazet – słyszy o nim cała Francja, jest to przełomowy moment w jego karierze: staje się czołowym francuskim pisarzem i za życia rozpoczyna budowanie swojej legendy.

Być może to właśnie wtedy, podczas zmagań z libijską pustynią, Saint-Exupéry widzi w majakach chłopca, którego odmaluje później na kartach „Małego Księcia”. W najbardzie­j kanoniczne­j opowiastce filozoficz­nej napisze: „Tak więc żyłem samolubnie, nie mając nikogo, z kim mógłbym porozmawia­ć, aż do kraksy na pustyni Saharze, sześć lat temu”.

Pierwowzór małego chłopca najpewniej spotkał wiosną 1935 r. podczas podróży pociągiem z Paryża do Moskwy, gdzie wyruszył jako koresponde­nt dziennika „Paris-Soir”. W przedziale trzeciej klasy spostrzegł śpiące dziecko polskich górników, a jego piękna twarz bardzo go poruszyła. Tak napisał o tym w „Ziemi, planecie ludzi” (książka wydana w 1939 r.): „Z tej pary narodził się ten jakby złocisty owoc. Z tych ciężkich łachmanów zrodziło się arcydzieło piękna i wdzięku (...). Oto twarz muzyka, dziecięcy Mozart, piękna zapowiedź życia. Mali książęta z bajki nie mogą być inni: otoczony opieką i staraniem, kształcony, wychowywan­y, czym mógłby zostać!”.

 ??  ??
 ?? Nr 239 (13 – 14 X). Cena 5,30 zł ??
Nr 239 (13 – 14 X). Cena 5,30 zł

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland