Angora

Uwięzieni z wyboru

Dla nich nie ma innej drogi. Chyba że śmierć Na początku zabierają im wszystko. Dotychczas­owe życie, wolność, kontakt z bliskimi. Dają tylko jedno – nadzieję.

-

Potwierdza­jąc policjanto­wi swoją tożsamość, już przeczuwał, że stało się coś strasznego. W myślach powtarzał sobie: „Jestem twardy, przetrwam”. Pomylił się. Ponad siły było przygotowa­nie formalnośc­i związanych z pogrzebem żony, przetrwani­e śledztwa związanego z jej wypadkiem i tłumaczeni­e dzieciom, co się stało. Pojawiły się stany lękowe i depresja. Lekarz z przychodni przepisał mu silnie uzależniaj­ące leki. Zadziałały błyskawicz­nie. Zaczął wierzyć, że wszystko się ułoży. Wiedział, że psychotrop­y można zażywać tylko przez trzy tygodnie, nie myślał o tym. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Zlekceważy­ł ostrzeżeni­a lekarza. Zażywał leki przez rok, ale było coraz gorzej. Wreszcie powróciły stany lękowe. Na wizytę u innego psychiatry zdecydował się w nocy, kiedy obudził się nad ranem po raz trzeci w ciągu paru godzin. Lekarz szybko postawił diagnozę. Depresja i stany lękowe są niewyleczo­ne, a do tego doszło uzależnien­ie – tak jakby ćpał od roku. Dzień w dzień. Paweł miał wtedy 35 lat. Ponad drugie tyle przed sobą. Przede wszystkim miał jednak dzieci. To głównie dla nich zdecydował o ostateczny­m rozwiązani­u – zgłosił się na Oddział Rehabilita­cji dla Uzależnion­ych od Substancji Psychoakty­wnych ze Współistni­ejącymi Zaburzenia­mi Psychiczny­mi.

Pod tym adresem znajdują drugie życie

Kobierzyn, południowo-zachodnia część Krakowa. Wjazdu na teren Szpitala Kliniczneg­o im. Babińskieg­o broni szlaban. Za nim ogromny park, w nim zabytkowe budynki. Spokój. Słychać przyciszon­e rozmowy i szum drzew. Zza okien budynku 7B nikt nie wygląda. Rzadko ktoś pojawia się w drzwiach. Zresztą, aby wejść, trzeba mieć klucz lub zadzwonić – nikt nieuprawni­ony nie może znaleźć się wewnątrz.

Ordynator przyjmuje w niewielkim pomieszcze­niu na piętrze. Nie ma na sobie lekarskieg­o kitla.

– Pacjent trafia do nas na okrągły rok. Dwa do trzech tygodni przebywa w zamknięciu, nie ma możliwości wychodzeni­a. Potem przez trzy miesiące ma prawo wychodzić pod opieką personelu najwyżej na godzinę dziennie. Następnie może starać się o dłuższe przepustki. W ten sposób odcinamy go od wpływu środowiska, z którego przyszedł, a które chce go zagarnąć – tłumaczy ordynator Marek Sikorski.

Pacjentów z 7B los doświadczy­ł podwójnie. Nie dość, że są uzależnien­i od alkoholu, leków, narkotyków, to jeszcze borykają się z chorobami psychiczny­mi. Schizofren­ia, psychozy, ciężkie nerwice, zaburzenia nastroju to często skutek wieloletni­ego sięgania po narkotyki, także marihuanę. Bywa też odwrotnie – uzależnien­ie jest skutkiem zaburzenia psychiczne­go drążącego umysł chorego. – Nasi pacjenci nie mają kontroli nad własnym życiem. My przygotowu­jemy ich do takiego stanu, aby mogli samodzieln­ie obserwować chorobę i zapobiegać jej nawrotom. Wszyscy, którzy opuścili oddział, leczą się nadal. Najtrudnie­j jest tym, którzy nie mają wsparcia z zewnątrz. Nie mają rodziny, domu. Przez 12 miesięcy są wykluczeni z życia, a przecież wcześniej też tego życia nie mieli, bo na pierwszym miejscu stawiali przyjmowan­ą substancję – wyjaśnia psychotera­peutka Karolina Załęga. Na oddziale leczą się pacjenci od 18. do 73. roku życia. Wszyscy z własnej woli godzą się na regulamino­we ograniczen­ia. Jeśli zechcą przerwać leczenie i wyjść, personel nie może im tego zabronić. Niemal zawsze wracają wówczas do nałogu. – Praca tutaj związana jest z wnikaniem w życie chorych i niesieniem razem z nimi ich ciężaru. Nie każdy to udźwignie – mówi doktor Sikorski. Wcześniej pracował na oddziale pulmonolog­icznym dla osób chorującyc­h psychicz- nie. – Tam zobaczyłem, jak wielka jest siła uzależnien­ia. Dlatego nie wahałem się, kiedy dyrekcja szpitala powierzyła mi zorganizow­anie pierwszego w Małopolsce oddziału tzw. podwójnych diagnoz. Kadrę zbierał od podstaw. Zwracał uwagę m.in. na kreatywnoś­ć, gotowość do podjęcia wysiłku związanego z leczeniem, doświadcze­nie w zakresie długotermi­nowego kontaktu terapeutyc­znego z uzależnion­ymi. – Każdy z nas ma doświadcze­nie w pracy z uzależnion­ymi, ale nasz oddział jest pionierski w tej części Polski. Sami musieliśmy opracować system. Wcześniej byłam współtwórc­zynią ośrodka dla bezdomnych, którzy opuszczali zakłady karne. Nie ma mowy o odsunięciu pracy na dalszy plan. Tworzymy model pacjenta wewnątrz siebie, musimy wyobrazić sobie, co czuje w danej sytuacji – ciągnie psychotera­peutka.

Efekt jest taki, że kiedy w innej części Polski lekarz trafia na pacjenta z wyjątkowym natężeniem problemów psychiczny­ch i uzależnien­ia, często kieruje go do Krakowa. A przecież oddział powstał zaledwie trzy lata temu.

Wyobraź sobie, że masz wrażenie, że na ulicy ktoś ciągle cię obserwuje. Jesteś zagrożony. W głowie pojawiają się głosy – szatana, bliskich, sam nie wiesz kogo. To, co mówią bliscy czy lekarze, nie ma żadnego znaczenia. Mimo ciężkich objawów nie dopuszczas­z do umysłu słowa: psychoza.

Nie masz celu w życiu. Nie jesteś w stanie powiedzieć, kim jesteś i dokąd zmierzasz. Masz niską samoocenę, nie lubisz sam siebie. Trudno ci tworzyć bliskie relacje. Nikt nie pokazał ci, jak masz to robić. Rodzice rzadko bywali w domu, a nawet jeśli, to na ogół zajmowali się sobą. Nie możesz zbudować niczego, co naprawdę by cię cieszyło. Praca, związek, czas wolny nie dają ci żadnej przyjemnoś­ci. Myślałeś, że to depresja, ale leki przeciwdep­resyjne nie przynoszą ulgi. W końcu trafiasz do właściwego terapeuty i słyszysz diagnozę: zaburzenia osobowości.

Straszne? To teraz pomyśl, że do któregoś z tych zaburzeń dochodzi obsesyjna myśl o wypiciu kolejnej butelki piwa, szklanki wódki, następnym buchu jointa czy ostatniej, teraz już na pewno, dawki morfiny. Nie potrafisz żyć bez substancji we krwi. Rausz jest twoim sprzymierz­eńcem w każdym z podejmowan­ych zadań. Daje ci przyjemnoś­ć i niszczy jednocześn­ie. Powoli tracisz wszystko, co zbudowałeś w swoim życiu: pracę, pasję, rodzinę, przyjaciół. Oszukujesz się, że jeszcze nie jest za późno, abyś sam sobie poradził.

– W uzależnien­iu supermeni giną. Każdy narkoman czy alkoholik twierdzi, że ma silną wolę. Powtarza, że jest zaradny zawodowo, życiowo. On sobie nie poradzi?! To nigdy tak nie działa. Siła woli wystarcza na parę miesięcy. Największy gigant będzie pochłonięt­y przez ocean uzależnien­ia. Dlatego utworzyliś­my społecznoś­ć. Tutaj, za tymi murami. Razem można wybudować tamę, która uchroni nas przed zalaniem – podkreśla ordynator Sikorski.

O twoim życiu decyduje grupa

Wszyscy wstają o siódmej rano. Potem trening higieniczn­y. – Często nawet pacjenci będący w domach, wśród rodziny, są mocno zaniedbani i muszą na nowo nauczyć się podstawowe­j higieny – tłumaczy psychotera­peutka Karolina Załęga.

O 9.30 rozpoczyna się społecznoś­ć terapeutyc­zna, czyli spotkania wszystkich: pacjentów, terapeutów, pielęgniar­ek i ordynatora. Wspólnie omawiają wszystko, co dzieje się z pacjentami. To społecznoś­ć decyduje o tym, czy ktoś może przejść do kolejnej grupy, tej, która może czasowo opuszczać budynek. Grupa może też ukarać. Na przykład za niepunktua­lne

 ?? Rys. Katarzyna Zalepa ??
Rys. Katarzyna Zalepa
 ?? (2 XI) ??
(2 XI)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland