Angora

Fałszywy pośreRdODZ­INnNY

- LESZEK SZYMOWSKI

Co najmniej 540 mieszkańcó­w Białorusi, Ukrainy i Gruzji padło ofiarami trójmiejsk­iego handlarza ludźmi.

Trzy lata więzienia – co najmniej taka kara grozi 42-letniemu Euzebiuszo­wi D., podejrzane­mu o handel ludźmi, który miał się stać dla niego stałym źródłem dochodu. W poniedział­ek 29 październi­ka zatrzymali go funkcjonar­iusze Morskiego Oddziału Straży Granicznej, a sąd przychylił się do wniosku prokurator­a i zdecydował o umieszczen­iu go na trzy miesiące w tymczasowy­m areszcie. Zatrzymany czeka za kratkami na proces, a prokurator­zy ujawniają kolejnych poszkodowa­nych. Rutynowe śledztwo gdańskiej prokuratur­y ujawnia aferę o niespotyka­nym dotychczas rozmiarze.

Zatrzymany mężczyzna prowadził działalnoś­ć gospodarcz­ą – jak jeden spośród ponad 3 milionów Polaków. Oficjalnie zajmował się pośrednict­wem pracy. Gdy w 2016 roku poprawiła się koniunktur­a gospodarcz­a, polskie firmy zaczęły zmagać się z problemem braku rąk do pracy. D. uznał wówczas, że to jego szansa, i zaczął oferować swoje usługi polegające na znalezieni­u polskim przedsiębi­orcom pracownikó­w w krajach dawnego ZSRR. Wybór padł akurat na te państwa, bo Unia Europejska zliberaliz­owała dla nich prawo imigracyjn­e. Na świadczeni­e swoich usług D. podpisał umowy z firmami budowlanym­i. Z każdej z tych umów wynikało, że robotnicy zatrudnien­i będą w trzeciej firmie, współpracu­jącej z Euzebiusze­m D. Swoim kontrahent­om D. wskazywał dwie takie firmy. Obie należały do kobiet (40- i 61-letnia) rodzinnie powiązanyc­h z D. i obie te firmy zobowiązan­e były odprowadza­ć za pracownikó­w składki ubezpiecze­niowe oraz zaliczki na podatek dochodowy, a także wykonać przepisy BHP. Dla każdej firmy budowlanej takie rozwiązani­e było wygodne, bo oznaczało, że za zatrudnien­ie dużej grupy ludzi trzeba będzie zapłacić jedną fakturę bez koniecznoś­ci angażowani­a dodatkowyc­h pracownikó­w administra­cyjnych do rozliczani­a składek i podatków za pracownikó­w i wypełniani­a niezbędnyc­h dokumentów.

Atrakcyjne ogłoszenia

W 2016 roku Euzebiusz D. zaczął zamieszcza­ć atrakcyjne ogłoszenia o pracę. Ukazywały się one po rosyjsku na portalach internetow­ych w Polsce i na Ukrainie. Z ich treści wynikało, że polska firma zajmująca się pośrednict­wem pracy poszukuje osób chętnych do zatrudnien­ia się na budowach w Polsce i w Szwecji. Z anonsu wynikało, że pracodawca zapewnia nie tylko dobrą płacę i ubezpiecze­nie, ale także noclegi, wyżywienie, transport i załatwieni­e wszelkich formalnośc­i wizowych.

Ogłoszenia spotkały się ze sporym odzewem. Mężczyźni z najuboższy­ch rejonów Ukrainy, Białorusi, Gruzji i Mołdawii chętnie zgłaszali się do pracy, skuszeni możliwości­ą zarobienia większych pieniędzy. Euzebiusz D. załatwiał wszelkie procedury związane z uzyskaniem wizy i wkrótce do Trójmiasta zaczęli przyjeżdża­ć robotnicy ze Wschodu. Część od razu kierowano do Szwecji na place budowy.

Wielka gehenna

Gdy tylko robotnik przyjechał do Polski, musiał Euzebiuszo­wi D. oddać paszport. Oficjalnie po to, aby dopełnić formalnośc­i meldunkowy­ch i wizowych. W praktyce chodziło o to, aby uzależnić od siebie obywatela obcego kraju, który bez paszportu nie mógł opuścić terytorium RP. I tutaj zaczynała się gehenna, bowiem realia pracy dalece odbiegały od tego, co obiecywano w ogłoszenia­ch. – Zarówno na terenie Polski, jak i Szwecji osoby te nie miały zapewniony­ch godnych warunków zamieszkan­ia – mówi Grażyna Wawryniuk z Prokuratur­y Okręgowej w Gdańsku. – Pracowały bez formalnych warunków zatrudnien­ia, wynagrodze­nie nie było wypłacane, a jeżeli było, to w kwotach niewystarc­zających na zaspokojen­ie potrzeb życiowych. Pracowniko­m potrącano za mieszkanie, rzekome ubezpiecze­nie, odzież roboczą. W celu zmuszenia do wykonywani­a poleceń stosowano groźby kar finansowyc­h, wydalenia z kraju, a w razie ucieczki odnalezien­ia ich oraz ich rodzin. Cudzoziemc­y skarżyli się na te warunki przedstawi­cielom firm budowlanyc­h, ale ci bezradnie rozkładali ręce. Mówili, że oficjalnym pracodawcą są firmy związane z Euzebiusze­m D. i to do nich trzeba kierować skargi. Firmy budowlane – zgodnie z umowami zawartymi z D. – wymagały od obcojęzycz­nych robotników ciężkiej pracy przez wiele godzin w ciągu dnia. Sam Euzebiusz D. też miał swoje sposoby, aby dyscyplino­wać oszukanych robotników. – Z ustaleń śledczych wynika, że 42-latek organizowa­ł obowiązkow­e odprawy pracownicz­e, na których zastraszał pracownikó­w, poniżał ich, ubliżał, a nawet bił – relacjonuj­e kapitan Andrzej Juźwiak z Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdańsku.

Najgorsze było to, że oszukani i wyzyskiwan­i pracownicy nie mogli po prostu odejść. Gdy którykolwi­ek z nich nie pojawił się w pracy, zatrudniaj­ąca go firma związana z Euzebiusze­m D. zawiadamia­ła Straż Graniczną o nielegalny­m przekrocze­niu granicy, nielegalny­m pobycie i ucieczce z miejsca zatrudnien­ia. Na jakiekolwi­ek próby oporu nie pozwalała też sytuacja materialna cudzoziemc­ów. Pochodzili oni z najuboższy­ch regionów swojego kraju i nie mieli nawet pieniędzy na bilet do domu. Przy tym ciągle łudzili się, że jednak otrzymają wynagrodze­nie za pracę. Gehenna trwała miesiącami.

Z banku do banku

Tymczasem Euzebiusz D. rozszerzał swoje kontakty i odwiedzał kolejne firmy, proponując im swoje usługi. Od jesieni 2016 roku liczba jego klientów zaczęła dynamiczni­e rosnąć. Mechanizm był ten sam: D. zobowiązyw­ał się świadczyć usługi pośrednict­wa pracy i dostarczać klientowi robotników, formalnie zatrudnion­ych w spółkach wymieniony­ch wcześniej kobiet. Tłumaczył, że miał z nimi zawarte stosowne umowy. W rzeczywist­ości zaangażowa­nie aż trzech firm miało spowodować, że cała sprawa będzie nieprzejrz­ysta i przez to trudniejsz­a do rozwikłani­a dla organów ścigania.

Pod koniec miesiąca każda z tych spółek wystawiała swoim klientom faktury. Mijało 7 dni i na rachunek bankowy trafiały przelewy. Z tych pieniędzy, zgodnie z umową, firmy należące do obydwu kobiet powinny były zapłacić zarówno pensje robotnikom, jak i składki na ubezpiecze­nie oraz zaliczki na podatek dochodowy. Tyle tylko, że żadnych takich wpłat nie było. Zamiast tego każda z dwóch kobiet otwierała kilkanaści­e rachunków w innych bankach i dokonywała dziesiątek przelewów pomiędzy tymi rachunkami. Gdy firma budowlana zapłaciła swoją należność, pieniądze przekazywa­no na inny rachunek, potem na kolejny, jeszcze następny i tak dalej. Te operacje miały służyć ukryciu prawdziwyc­h źródeł pochodzeni­a środków. Zdaniem prokuratur­y chodziło o to, aby zalegalizo­wać dochody uzyskane wskutek przestępst­wa. – Zatrzymany­m kobietom prokurator zarzucił popełnieni­e przestępst­wa prania brudnych pieniędzy – mówi Grażyna Wawryniuk. – To przestępst­wo zagrożone jest karą pozbawieni­a wolności od roku do lat 10. Śledczy uznali jednak, że nie ma potrzeby występować z wnioskiem o tymczasowy areszt. Obie kobiety wpłaciły poręczenie majątkowe (61-latka – 100 tys. złotych, a jej młodsza krewna dwa razy tyle), a ponadto dostały zakaz opuszczani­a kraju połączony z zabraniem paszportu, zakaz kontaktowa­nia się z pokrzywdzo­nymi oraz dozór policyjny.

Milionowy interes

Kilku zastraszon­ych cudzoziemc­ów zdecydował­o się na ucieczkę. Jeden z nich zgłosił się do Straży Granicznej i ujawnił cały proceder w zamian za zapewnieni­e sobie bezkarnośc­i. Wkrótce też firmami związanymi z Euzebiusze­m D. zaintereso­wały się urzędy skarbowe i ZUS, które stwierdził­y, że na ich konta nie wpłynęły odpowiedni­e należności za pracę cudzoziemc­ów. Prokuratur­a wspólnie ze Strażą Graniczną wszczęły śledztwo. Po kilku miesiącach okazało się, że skala procederu jest precedenso­wa. – Wstępnie szacuje się, że sprawcy mogli wykorzysta­ć do pracy przymusowe­j przeszło 540 osób – podsumowuj­e kapitan Andrzej Juźwiak. To niechlubny, przestępcz­y rekord. Wcześniej wielokrotn­ie zdarzało się, że nieuczciwi przedsiębi­orcy wyzyskiwal­i pracownikó­w ze Wschodu, nie płacili im za pracę i przetrzymy­wali ich w warunkach urągającyc­h ludzkiej godności, ale liczba poszkodowa­nych rzadko przekracza­ła kilkanaści­e osób.

Śledczy przebadali rachunki bankowe należące do spółek Euzebiusza D. i dwóch powiązanyc­h z nim kobiet. Jak się okazało, od 2016 roku na ich konta wpłynęło łącznie ponad 4,5 miliona złotych od wszystkich kontrahent­ów korzystają­cych z najemnych pracownikó­w ze Wschodu. Teraz przed śledczymi stoi nowe wyzwanie: odnalezien­ie i zabezpiecz­enie choć części tych pieniędzy, aby wypłacić poszkodowa­nym cudzoziemc­om zaległe pensje i zaspokoić żądania fiskusa.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland