Zabójstwo złotej rączki
Fajbusiewicz na tropie
Nie udało się ustalić, co spowodowało, że 46-letni Stanisław T. przeniósł się niegdyś z Podlasia w okolice Kielc. Czy szukał pracy? Czy chciał zmienić środowisko i uciec od czegoś? Tego nie wiemy. Wiadomo natomiast, że 10 lat później został zamordowany. Motywu tej zbrodni ani sprawcy nie ustalono do dziś.
Wcześniej mieszkał w Białymstoku razem z żoną i córką. W Świętokrzyskie wyemigrował z całą rodziną. Z policyjnych akt wynika, że niedługo po przenosinach do Kielc jego związek rozpadł się, a on sam zaczął się tułać, wynajmując kolejne mieszkania na terenie miasta. Dał się poznać jako złota rączka i tak go nazywano w kolejnych miejscach, gdzie pracował. W końcu ustabilizował swoje życie, zatrudniając się na etacie. Doskwierała mu jednak samotność, być może nie mógł się pogodzić z rozpadem małżeństwa i utratą rodziny. Jak to często bywa w takich przypadkach, uciekł w alkohol i nie brakowało mu kompanów do towarzystwa. W tym czasie dość często zmieniał firmy, w których zatrudniał się jako pracownik fizyczny. Często pojawiał się w pracy pijany, nie wywiązywał się z obowiązków. To m.in. spowodowało, że w 1998 roku został zwolniony dyscyplinarnie z jednego z kieleckich szpitali, gdzie pracował jako konserwator. Od tej pory był na zasiłku dla bezrobotnych. Kiedy skończyły się wypłaty owego zasiłku, poszedł w tzw. klasykę – zaczął zbierać złom, makulaturę, butelki, puszki. Wchłonęło go środowisko lumpów i tzw. złomiarzy. Kiedy jeszcze pracował na etacie, dorobił się działki pracowniczej i postawił tam altankę. To był teraz jego azyl i ucieczka od rzeczywistości, oczywiście suto zakrapiane alkoholem. Ale mimo tej „ułomności” znajdował czas na hodowlę gołębi oraz uprawę kwiatów i warzyw. Zaprzyjaźnił się też z niejaką Julią, kobietą trochę młodszą od niego, która również była właścicielką pracowniczej działki.
Jak się można domyślać, znajomość przerodziła się z czasem we w miarę