Przygotowania do nowego sezonu
Tydzień na działce
Tegoroczna piękna, złota polska jesień przedłużyła nam sezon ogrodniczy. Możemy więc dalej sadzić – jeżeli jeszcze mamy miejsce – róże z gołym korzeniem, drzewka i krzewy owocowe. Sadzimy, dopóki ziemia nie zamarznie. Zaraz po posadzeniu, jak już pisałam, trzeba rośliny okopczykować ziemią. Z innym zabezpieczaniem przed zimą czekamy do pierwszych przymrozków. Rośliny muszą naturalnie przejść w stan spoczynku. Tak sobie pomyślałam, że tegoroczna jesień mocno zmieniła tradycyjny kalendarz prac ogrodniczych. Połowa listopada, rośliny w pełni wigoru i jak tu je przygotowywać do zimy? Jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie opracować nowy harmonogram, mocno uwzględniając rośliny z innych stref klimatycznych, które dzisiaj z coraz większym powodzeniem uprawiamy w naszych ogrodach.
Na razie zadbajmy o przyszły sezon. Na pustych rabatach rozkładamy obornik, kompost lub zwykły popiół drzewny z kominka lub ogniska (zawiera potas i fosfor) i przekopujemy (przewracamy o 180 stopni) na głębokość szpadla. Tam gdzie posialiśmy poplon (gorczycę, łubin), przekopujemy go razem z ziemią. Po jesiennym przekopaniu grządek nie grabimy ich, tylko zostawiamy w tzw. ostrej skibie. Chociaż spotkałam się już z opinią, że ze względu na ocieplenie klimatu w ostatnich latach nie zaleca się tej metody. Ja nie bardzo się z tym zgadzam, bo głębokie przekopanie napowietrza, rozluźnia jednak ziemię i parę mroźnych dni wystarczy, aby szkodniki wymarzły. A przecież mroźne dni jeszcze się u nas zdarzają. Kolorowa klęska urodzaju na tle ogrodu. Sama koszę trawę, uprawiam warzywa i kwiaty. Ania Kaczmarek, Zgorzelec Dolnośląskie Tegoroczny konkurs na „Piękny ogród” dobiegł końca. Wszystkim Czytelnikom, którzy przesłali zdjęcia swoich przepięknych ogrodów, bardzo dziękuję. Zwycięzców poznamy pod koniec grudnia. Dalej jednak mogą Państwo brać czynny udział w redagowaniu tej rubryki. Listy i zdjęcia są mile widziane. jola.b@angora.com.pl
Rocznie na świecie produkuje się blisko 5 mln ton herbaty, z czego prawie 70 proc. na kontynencie azjatyckim. Szczególne miejsce zajmuje tu Sri Lanka. Tradycyjny sposób uprawy i zbierania herbaty oraz wielki szacunek do niej wyróżniają wyspę wśród wielu innych terenów hodowli tej rośliny.
Historia herbaty sięga trzeciego tysiąclecia p.n.e., ale pierwsze pisemne informacje o niej pochodzą z X w. p.n.e. Dopiero pod koniec XVII w. napój ten trafił do Polski. Pierwsze wzmianki na jego temat pojawiły się w czasie panowania Jana II Kazimierza Wazy. Początkowo ze względu na wysoką cenę i ograniczoną dostępność, a także przekonanie, że jest to zioło lecznicze, pijano ją jedynie na dworze królewskim oraz dworach magnackich. Dopiero w XIX w. za sprawą kilku przypadkowych zdarzeń oraz przedsiębiorczych osób herbata zaczęła być coraz bardziej popularna w całej Europie.
Przez kawę do herbaty
Za czasów brytyjskiego panowania zauważono w Sri Lance (wówczas Cejlonie), że górzyste centralne tereny wyspy doskonale nadają się do uprawy kawowca. To spowodowało masowy napływ plantatorów, głównie z Wysp Brytyjskich, którzy widzieli tu możliwość zarobienia dużych pieniędzy. Karczowano lasy tropikalne, a wzgórza obsadzano kawowcami. Dla biednej miejscowej ludności była to wielka szansa na znalezienie pracy. Uprawa wymagała jednak znacznie większej liczby pracowników. Wówczas za namową Brytyjczyków rozpoczęła się pierwsza fala emigracji zarobkowej z południowo-wschodnich Indii zamieszkiwanych przez Tamilów.
To eldorado nie trwało jednak długo. W latach 70. XIX w. większość plantacji kawowca została zaatakowana przez rdzę kawową – chorobę wywołaną przez grzyb Hemileia vastatrix. Plantacje kawy w zasadzie przestały istnieć. Przedsiębiorczy Brytyjczycy zauważyli jednak, że mikroklimat górzystych terenów środkowego Cejlonu doskonale nadaje się również na uprawę herbaty. Prawdopodobnie pierwszą osobą, która w 1867 r. obsadziła wzgórza jej sadzonkami, był James Taylor, zarządca na plantacji kawy. Był to sprowadzony z Indii gatunek Assam, który – jak się okazało – ze względu na nowe warunki geologiczne i klimatyczne na Cejlonie nabrał zupełnie nowego charakteru. Duża wilgotność i opady spowodowane monsunami, ale równocześnie nasłonecznienie wyspy przez niemal cały rok, ponadto częste zamglenia i chłodne noce – wszystko to stwarzało unikalne warunki do uprawy herbaty.
Wymagała ona wszakże jeszcze więcej siły roboczej niż uprawa kawy. Herbata to drzewo, a nie krzew, i w naturalnych warunkach jego wysokość może dochodzić do kilkudziesięciu metrów. Na plantacjach drzewa są jednak prowadzone tak, aby miały wysokość do około jednego metra, co ułatwia zbieranie liści. Dodatkowo co 5 – 6 lat rośliny są przycinane do wysokości ok. 30 cm. Ponadto ze względu na dobre warunki klimatyczne co dwa tygodnie ręcznie zbiera się nowe przyrosty liści. Miliony drzew na plantacjach, ręczne zbieranie, powracanie co kilka tygodni do zbiorów z tego samego miejsca – wszystko to powodowało, że ciągle brakowało rąk do ciężkiej pracy.
Jak zawsze w takich przypadkach „z pomocą” przyszli imigranci zarobkowi, których w ciągu kilkunastu lat napłynęło na Sri Lankę około miliona. I byli to znów Tamilowie z południa Indii.
Trud tamilskich kobiet
W folderach biur turystycznych czy reklamach plantacje herbaty są pokazywane jako malownicze, przepiękne zielone wzgórza. Pośród herbacianych pól kolorowo ubrane, często w sari, uśmiechnięte Tamilki zbierające jasnozielone liście. Po prostu sielanka! Ale nic bardziej mylnego...
Od początku historii herbaty na Cejlonie do dziś tamilscy imigranci należą do jednej z najbiedniejszych i najbardziej dyskryminowanych grup społecznych na wyspie. Mieszkają w małych osadach lub wioskach w pobliżu plantacji. Często taka osada to jedna wielopokoleniowa rodzina, dziesiątki spokrewnionych ze sobą osób. Bardzo skromne zabudowania, najczęściej szachulcowe lub drewniane domy mające jedynie podstawowy sprzęt gospodarstwa domowego. W większych wioskach znajdują się też świątynie hinduistyczne. Wizyta w takiej osadzie często kończy się zaproszeniem do domu na porcję herbaty, bo Tamilowie są bardzo ciekawi turystów.
Zbieraniem zajmują się głównie kobiety. Pracę rozpoczynają o świcie, a kończą o zmierzchu. Nadzorcy poszczególnych rejonów wyznaczają im kolejne lokalizacje zbiorów. Po wyzbieraniu nowo wyrośniętych liści w jednym miejscu Tamilki przemieszczają się w kolejne, często pokonując wielokilometrowe odległości w górzystym terenie. Każda zbieraczka pozyskuje dziennie średnio około 20 kg herbaty, za które otrzymuje równowartość 4 – 5 dol. Pozornie wydaje się to proste, a jednak to bardzo trudna i ciężka praca. Na jeden kilogram świeżych liści herbaty wchodzi ich ok. 2500! Zbieranie odbywa się ręcznie, przy bardzo zmiennej pogodzie: dużym nasłonecznieniu, deszczach, mgłach, chłodzie. W herbacianych drzewkach gnieżdżą się też pijawki czy gryzonie, które potrafią atakować ludzi.
Dzienny zarobek w zasadzie starcza na pokrycie bieżących potrzeb. Ale bardzo często zbieraczki chętnie też pozują turystom, oczekując niewielkiej zapłaty. W ciągu całego dnia niektóre, mające więcej odwagi i szczęścia, potrafią w ten sposób dorobić kilkanaście dolarów.
Na plantacjach pracują również mężczyźni. Ci są nadzorcami i „kontrolerami jakości”, pilnującymi kobiet, aby zbierały właściwe liście. Ponadto przyjmują zebrane worki herbaty, ważą je i przewożą do przetwórni. Zajmują się także przycinaniem drzew i utrzymaniem porządku na plantacjach. Uprawa