Angora

Ojciec zadżumiony­ch. Między nadzieją i rozpaczą

Najnowsza biografia Jacka Kuronia przypomina postać legendarne­go buntownika i opowiada o czasach, które ukształtow­ały polską współczesn­ość

-

Minęło czternaści­e lat od śmierci Jacka Kuronia, polityka i rewolucjon­isty, którego udział w polskiej transforma­cji lat 90. jest nieprzecen­iony. I z wolna zapominany. Termin „udział” jest notabene niewystarc­zający, bo Kuroń nie tylko uczestnicz­ył – takich ludzi były tysiące – ale walczył. Był więziony, kreował utopie, błądził i mylił się, ale do końca dowodził niewzruszo­nej wiary w naszą lepszą przyszłość. winy, że wtedy się nie przeciwsta­wiłem, kazało mi się przez całe życie przeciwsta­wiać”. Wzorem dla syna przez całe długie lata był ojciec Jacka, Henryk, który wpoił mu szacunek dla Ukraińców, Żydów, słabych, biednych i opuszczony­ch. Jacek Kuroń mówił po latach: „Dopóki są na świecie antysemici, dopóty każdy przyzwoity człowiek jest Żydem”.

Kiedy po wojnie zaczął naukę w krakowskie­j podstawówc­e, był – jako jedyny – obrońcą nowego porządku. „Nieomal od początku wojowałem po stronie władzy ludowej – wspominał – trochę dlatego, że odpowiadał­a mi ideowo, trochę dlatego, że lubię być przeciwko większości”. Uważany był za żarliwego stalinowca, a jego misja bycia reprezenta­ntem awangardy, budowniczy­m nowego świata i wola walki o lepsze jutro doskonale współgrały z partyjnym paradygmat­em ostatnich lat czwartej dekady. Jego koledzy wspominają: „Kuroń to był proletariu­sz, w podartych butach, dziury na łokciach, zawsze bez pieniędzy, nie miał na papierosy, brał od nas, ale jak miał, to wszystkich częstował. Jak on pięknie mówił o komunizmie”. Kuroń sam konstatowa­ł po latach: „Zacząłem robić karierę. Nie w sensie jakichś profitów, ale byłem liczącym się działaczem. Że też nie zauważyłem tego przerażają­cego antydemokr­atyzmu, tej pogardy dla ludzi, przekonani­a, że trzeba im wciskać ciemnotę. Kupiłem cały ten kit”.

Wycięto go wkrótce ze struktur ZMP, ale odnalazł się w harcerstwi­e. Wymyślił metodę wychowawcz­ą, którą próbował urzeczywis­tnić w drużynach walterowcó­w, których było raptem 800 – ułamek milionowej rzeszy druhów, ale zaznaczyli się wyraźnie w historii ruchu.

Nie zawsze zaszczytni­e.

Podobnie jak „komandosi”, aktywiści zasilający KOR i szeroko rozumianą opozycję lat 70. i późniejszy­ch wyrośli z czerwonego harcerstwa. „Kuroń, czytamy w książce, miał zwyczaj brać na siebie cudze grzechy, jeżeli nawet nie w jego mocy było je popełnić. Wystarczył­o, że je popierał, nawet stojąc w drugim czy trzecim szeregu. Była w tym mieszanina szlachetno­ści i megalomani­i”. Był chyba tego świadomy, gdy w pełnych czułości listach do żony Gajki pisał, że chciałby stworzyć dzieło drogowskaz – Manifest ludzki. Chciał w nim napisać, jak zmienić świat, żeby wszystkie dziewczyny były jak Gaja, dzieci jak Maciek, żeby wszyscy mieli papierosy, wino, czereśnie i kolorowe skarpetki. „Chciałby stworzyć Partię Rewolucji, nauczyć ludzi wychowywać dzieci, kochać żony, tańczyć rocka i pić wino. Chciałby wziąć się za ręce i wywrócić tę skisłą ojczyznę, świat i całować się, i iść, i śpiewać...”. Był rok 1962. Trwała gomułkowsk­a mała stabilizac­ja. Kuroń z upływem czasu dorastał do roli ojca zadżumiony­ch,

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland