Tam, gdzie Pan Bóg nie kocha biednych (Monako)
Z gwiazdą
Amerykański aktor świętuje 50-lecie pracy zawodowej. Z tej okazji 74-latek doczekał się odsłonięcia gwiazdy w słynnej holly woodzkiej Alei Sław. W ceremonii towarzyszyli mu najbliżsi: 101-letni ojciec, Kirk Douglas, legenda światowego kina, żona – także aktorka – Catherine Zeta-Jones, i syn Cameron – wymienia cnn.com. Aktor tryskał humorem, śmiejąc się, że mimo wielu nagród, które zdobył w swojej karierze (jest m.in. laureatem dwóch Oscarów), najdłużej przyszło mu czekać właśnie na to wyjątkowe wyróżnienie. Gwiazda Michaela Douglasa jest 2648. odsłoniętą w historii Alei Sław.
Promocja z pompą
Jeden z najsłynniejszych amerykańskich raperów znany jest nie tylko dzięki swojej muzycznej twórczości, ale także za sprawą zamiłowania do kinematografii. Eminem debiutował na wielkim ekranie w 2002 roku (główna rola w kultowym filmie „8. Mila”). Po kilkunastu latach raper został współproducentem filmu „Bodied”, który ma nawiązywać do produkcji z początku XXI wieku. 46-latek zadbał o wyjątkową promocję filmu. – Wynajął całe kino w rodzinnym Detroit na dwa wieczory i zorganizował darmowe premierowe seanse „Bodied” – relacjonuje „The Sun”. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, bo kinowe sale wypełniły się do ostatnich miejsc.
Gdzie życie jest kilka razy droższe niż w sąsiedniej Francji, gdzie wynajęcie kawalerki kosztuje 10 tys. euro miesięcznie, gdzie porsche, ferrari czy okazały jacht nie są luksusem, gdzie wszystko jest sterylnie czyste, zadbane, ukwiecone, gdzie nikt się nie śpieszy, jest spokojnie i bezpiecznie, gdzie nic nie jest słodsze od wszechobecnego jak chleb powszedni bogactwa. Raj na ziemi, nad którym czuwa chrześcijańska męczennica Święta Dewota, patronka Monako.
Księstwo Monako to po Watykanie najmniejsze państwo na świecie, jedyne o granicach z kwiatów, jak zauważyła Colette. Zaledwie dwa kilometry kwadratowe skalistego Lazurowego Wybrzeża, na którym mieszka więcej cudzoziemców (30 tys.) niż obywateli (9 tys. Monegasków). Idylliczna kraina, ostatnia zachodnia monarchia prawie absolutna, której suweren dzierży mocne prerogatywy władzy. Państwo miasto, rodzinne przedsiębiorstwo Grimaldich o zerowym bezrobociu z 60 bankami strzegącymi finansowej tajemnicy 340 tys. kont swoich klientów; również modne siedlisko hazardu ze słynnym kasynem w Monte Carlo dostępnym wyłącznie dla obcokrajowców, sąsiadującym z operą zaprojektowaną przez architekta opery paryskiej Garniera. Enklawa splendoru, snobizmu, elegancji. Podatkowy raj dla wielkich fortun, czasem wątpliwego pochodzenia, miliarderów, aferzystów, gwiazd show-biznesu i sportu.
Nie zawsze było to miejsce tak ekskluzywne. Jego historia sięga czasów starożytnych, kiedy było kolonią fenicką, grecką, rzymskim terytorium, aż w 1297 roku uciekinier z Genui Franciszek Grimaldi z grupą stronników przebranych za mnichów wtargnął na zamek i po zabiciu załogi ogłosił się władcą Monako. Jego potomkowie z krótkimi przerwami panują na „Skale” do dziś. W 1949 roku tron po dziadku objął 26-letni Rainier III, który operetkowe państewko na kamiennym brzegu zmienił w czysty diament, nowoczesne „małe wielkie państwo” należące do ONZ i Rady Europy. Z braku ziemi wznosił je ku niebu i morzu, powiększając terytorium o 25 proc. na terenach wydartych morzu. Rządził twardą ręką, nie zawsze w aksamitnych rękawiczkach. Kierował się dwoma zasadami: „Z Bożą pomocą” ( Deo juvante) i „Monako to maszyna do robienia pieniędzy”. Zachowując niezależność, przeciwstawiał się de Gaulle’owi, który chcąc narzucić swoje prawa, groził odcięciem wody i elektryczności, oraz Onassisowi, który wykorzystując finansową kontrolę nad Księstwem, chciał je wykupić. Grecki magnat złośliwie zauważył: „Aby ratować Monako i jego turystykę, potrzeba ślubu księcia z Marilyn Monroe lub Grace Kelly”.
I tak się stało. Tak zaczęła się pierwsza hipermedialna baśń współczesnego świata o tym, jak to: Był sobie książę i przepiękna gwiazda z hollywoodzkiego snu. Ich ślub stulecia po raz pierwszy transmitowała na świat Eurowizja. Historia miłości Rainiera de Monaco i Grace Kelly ekscytowała cały świat, najpierw jako operetkowy spektakl, a po śmierci Grace de Monaco jako zgoła antyczna tragedia, która wydarzyła się w pewien wrześniowy poranek, kiedy boska Grace straciła panowanie nad samochodem i znalazła śmierć na dnie wąwozu. Spotkanie księcia i aktorki będącej jak fetysz dla Alfreda Hitchcocka – znanej z filmów „W samo południe” czy „Dziewczyna z prowincji”, za którą dostała Oscara – zorganizował magazyn Paris Match podczas Festiwalu w Cannes. Rok później opuściła Amerykę, zrezygnowała z kina i zagrała już w pełni życiową rolę – księżniczkę Grace de Monaco. Po śmierci Rainiera, który przeżył ją o 23 lata, władzę objął ich syn, wstępując na tron jako Albert II.
Prochy książęcej pary złożono w rodzinnym grobowcu Grimaldich, w krypcie katedry, w której wzięli ślub. Wielu turystów od tej neobizantyjskiej świątyni zaczyna zwiedzanie Monako, na co wystarczy jeden dzień. Główne stacje takiej marszruty to Pałac Książęcy, wzniesiony w miejscu dawnego zamku zdobytego przez Grimaldiego i jego „mnichów”. Jeśli na wieży powiewa flaga Księstwa (o odwróconych barwach Polski), to znak, że Jego Wysokość jest w pałacu i nie wypada przeszkadzać, lecz udać się do najatrakcyjniejszego obiektu – Muzeum Oceanograficznego ze słynnym akwarium, w którym żyją najrzadsze gatunki flory i fauny z mórz całego świata, gdzie można zobaczyć nawet australijskiego smoka morskiego. Jest też Muzeum Antropologiczne, w którym przechowuje się szczątki neandertalczyka nazwanego Grimaldi z przedrostkiem Cro-Magnon. Jest imponujący Ogród Egzotyczny z gigantycznymi kaktusami, agawami, aloesami. Można pospacerować jedynym ulicznym torem wyścigów Formuły 1 albo zażyć słoneczno-morskiej kąpieli na jedynej plaży publicznej Larvotto, a wieczorem zajrzeć na reprezentacyjny Place de Casino, gdzie są domy gry z najsłynniejszym Grand Casino de Monte Carlo, które uczyniło z Monako europejską stolicę hazardu.
Za kasynem stoją „Adam i Ewa” o obfitych kształtach autorstwa Botera. Czyżby chcieli wrócić do raju niegdyś utraconego? Do tej bajecznej enklawy, gdzie – zapewne za wstawiennictwem św. Dewoty – wzięto w gruby nawias słowa Dobrej Nowiny, że: ( Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego). W katolickim Monako to możliwe. Lecz nie dla mnie. Wracam tam, gdzie nie ma rajskiej wolności od trudów codziennego życia i żaden jednoręki bandyta nic tu nie pomoże. turkiewicz@free.fr