Czym się odurzać?
OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO
Ostatnie wybory pokazały, że Polska dzieli się cywilizacyjnie na dwie krainy: miejską i podmiejską. Z tym, że podmiejska – wbrew nazwie i utartym zwyczajom – znalazła się nad miastami, jest górą i je sobie podporządkowuje.
Miasta zabarykadowały się przed rządem i stały bastionem opozycji, gdzie rząd nie ma wstępu. Największą metropolią rządową, w której rządzi rząd, jest Zamość; oprócz niego w skali kraju są jeszcze tylko trzy mniejsze miasta.
Piotr Skwieciński z tygodnika Sieci wskazuje na najbardziej prawdopodobny w tym układzie kurs rządowy: dalsze „rozpalanie na prowincji negatywnych emocji skierowanych przeciwko elitom III RP, a w tle – przeciw bogatym, liberalnym metropoliom”, albowiem „tylko mobilizacja prowincji zapewni [PiS-owi – przyp. MO] sukces wyborczy na skalę umożliwiającą kontynuację rządzenia”. Przewidując to, ale i się obawiając takiej eskalacji, autor proponuje rządzącym „zagryźć wargi” – tak to tytułuje. Chodzi o to, żeby nie zagryzać nikogo, a jeśli już koniecznie kogoś muszą, to tylko swoje wargi. Czy to jest aby realne?
Wprost już widzi coś zupełnie odwrotnego: „ powyborcze zaostrzenie kursu”. Miast PiS nie odbije, więc skupi się na kokietowaniu swojej bazy podmiejskiej. Na przykładzie Morawieckiego widać, że nawet wszystkie próby „europeizacji” kończą się tam tym samym: jeszcze większą pisowością. Premier, który miał być odtrutką na partyjną Szydło, w miarę upływu czasu wychodzi z partyjnego worka w jeszcze większym stopniu niż ona sama.
Cały czas przerabiamy więc kolejne warianty dowcipu o tym, jak skorpion przepływa przez rzekę. Pamiętają Państwo. Płynie skorpion na grzbiecie żaby, którą przekonał, że przecież jej nie użądli, bo sam by zginął. Ale w końcu to robi, bo jego natura jest silniejsza.
Mit, że „polska wspólnota narodowa zacznie przypominać ogromny PiS, okazała się bezspornie i empirycznie nierealna” – uświadamia im Piotr Skwieciński. Mimo to ciągle nie rezygnują.
Nie bardzo już zresztą mają inne wyjście. Przecież porzucenie przez PiS haseł bojowych i walki z miastami jest dla nich nie do przyjęcia, bo wyglądałoby na kapitulację na całej linii. Zawiodłoby ich najwierniejszych wyborców, którzy głosują na PiS właśnie po to, aby kogoś walnął. Pozostaje brnąć dalej.
Będziemy obserwować coraz większe oddalanie się „miast” i „prowincji”, i będzie to podsycane. Miasta będą chciały mieć coraz mniej wspólnego z „zacofańcami” ze wsi, a nasza swojska prowincja utwierdzi się w zapiekłej niechęci do miastowych.
Okazuje się, że miejscy i podmiejscy podzielili się już tak, że nawet odurzają się czym innym i odlatują w wyniku innych doznań. W tygodniku Wprost dużo o tym, jak ćpa Warszawa: podobno cała wciąga nosem, co popadnie. Trochę nie zgadza się to z nadtytułem raportu o ćpaniu w stolicy, bo Wprost pisze: „tylko u nas”.
Mieszkam w Warszawie, a tak jakbym tego nie robił, bo nigdy nic nie wciągnąłem. Czuję się wobec tego nawet dość nie w porządku, bo żeby nadgonić statystyki, inni to muszą robić za mnie. Wprost pisze o kliencie „dilera gwiazd”, który kupił dwa i pół kilo kokainy i wydał na to 750 tysięcy złotych; tzn. ma jeszcze u niego 100 tysięcy niespłaconego kredytu. Za tyle można kupić już w stolicy niezłą działkę.
Znów te przepaści społeczne: na bogobojnej prowincji biorą zwykłe dopalacze i dużo taniej wychodzi im każdy odlot i odjazd. Mają też po nich zupełnie inne wizje.
Jak pisze Polityka, potrzeby mieszkańców Sanoka, Ostrołęki, Siedlec, Radomia czy Elbląga źle ocenili Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki, przywożąc im do wciągania w kampanii wyborczej nie to, co tam ludzi bierze. I wyborcy tego nie wciągnęli. Wydawałoby się, że takie lotnisko dla Radomia kolejnych „oświeconych” swoim geniuszem myślicieli od Arystarcha – filozofa żyjącego w III p.n.e., który całe wieki przed innymi wyjaśnił istotę zaćmienia księżyca, po Einsteina z jego E=mc , byśmy mogli poczuć się wolnymi.
Później autor „Krótkich odpowiedzi...” przeszedł do przedstawienia swoich przemyśleń, które w konsekwencji winny skłonić czytelnika do pełnej zgody (z wnioskami Hawkinga), iż Bóg wcale nie był potrzebny, by to wszystko się kiedyś zaczęło.
No i tu mam „zgryz” i przyznam, że poczułem się nieco zawiedziony.
Stephen Hawking wielokrotnie odwołuje się w swoich teoriach do praw fizyki, które są niezmienne i wykluczają jakiekolwiek zjawiska, których empirycznie nie da się wytłumaczyć, więc w nauce nie ma miejsca na wiarę jako uniwersalnego wytłumaczenia niewytłumaczalnego.
Autor licznych naukowych rozpraw z dziedziny fizyki idzie dalej w swoim przekonaniu, twierdząc, że obecny wiek będzie skutkował takim postępem wiedzy, że kolejne niewiadome przestaną być zakryte przed ludzkim umysłem i krok po kroku Bóg ze swoimi tajemnicami będzie w swoistym odwrocie. powinno zapewnić tam pełen odlot: tymczasem lokalsi olali tę wizję i nie wybrali na prezydenta kandydata PiS-u z jego pasmem startowym.
Sanokowi sam prezes Kaczyński przywiózł wizję autobusu elektrycznego dla miejscowej fabryki Autosan, ale mieszkańcy wolą się jarać zupełnie czym innym i ofertę wraz z pisowskim prezydentem miasta odrzucili.
Ekonomista prof. Witold Orłowski zauważa w Polityce, że „wizja miliona samochodów elektrycznych nie porywa widocznie nawet jej twórców”, albowiem przez dwa lata nie zrobili nic w tym kierunku, tylko roją. Mimo to popiera pomysł premiera Morawieckiego, abyśmy mieli jakąkolwiek wizję, którą moglibyśmy się odurzać. „Potrzebujemy wizji, która porwie naród” – uważa prof. Orłowski. „Ale cały naród, a nie tylko swój klan”.
Z tym, jak wiadomo, jest najgorzej, bo każdego z miasta i spoza miasta porywa co innego i każdy ma inne zwidy – żadnych wspólnych.
Kwestia wizji została kiedyś brutalnie zniszczona przez Tuska. Gdy był premierem i zarzucano mu, że nie ma wizji, powiedział, że jeśli ktoś ma wizje, to powinien iść do lekarza, a nie do Rady Ministrów.
Ale potrzeby, żeby gdzieś odlecieć, ciągle wracają, tylko nie można w skali kraju uzgodnić dokąd. Dość nieoczekiwanie ma tu coś do zaproponowania Newsweek, który wystąpił z wizją pojednawczą: w ostatnim numerze zaczął lansować elektryczne hulajnogi. Może to będzie ten oczekiwany wspólny odlot, który nas pogodzi?
W tym „marszu wiedzy” Hawking zdaje się rezerwować dla siebie miano tego, który wyprzedzając innych, posiadł zrozumienie rzeczywistości w takim stopniu, iż może ogłosić, że Boga nie ma!
Pomijam już konkluzję, na której autor „ Krótkich odpowiedzi...”. opiera swoją pewność, gdy przyjmuje ( teoretyczne) założenie, że wszechświat począł się w chwili, gdy ruszył czas, a przedtem zwyczajnie nie było nic; bo nijak nie mogę przyjąć, iż w fizycznym (racjonalnym) umyśle można przyjąć za prawdę, iż z niczego rodzi się cokolwiek.
Tak na koniec wydaje mi się, że Stephen Hawking w swoich „ racjonalnych” dociekaniach doszedł do ściany, a może rodzaju szyby, za którą jawi się tylko obraz wiary.
Mnie kiedyś (gdy byłem jeszcze mały) moja mama, próbując odpowiadać na trudne pytania o Pana Boga, mówiła o Jego tajemnicy, która zawsze będzie na tyle wielka, że umysłem jej nie zgłębimy, ale także na tyle prosta, że każdy może pojąć ją wiarą. (kryspinkrystek@onet.eu)