Wymierzanie „sprawiedliwości”
Fajbusiewicz na tropie
Rodzina G. mieszkająca w małej miejscowości Krzczonów na Lubelszczyźnie nie cieszyła się dobrą opinią. Chodziło głównie o dwóch synów z tej rodziny, którzy z roku na rok coraz bardziej wtapiali się w środowisko lokalnych przestępców. 22-letni Rafał dopiero co opuścił więzienie, w przeciwieństwie do swojego brata, któremu pozostało jeszcze sporo do odsiadki. Obydwaj czuli się niewinni, uważali, że są prześladowani przez policję za to, że w słusznej sprawie wymierzali „sprawiedliwość”.
Wszyscy się ich bali i schodzili im z drogi. Nie dawała sobie z nimi rady samotnie wychowująca ich matka. Awantury, bójki i drobne kradzieże to ich stałe zajęcia. Gdy ktoś próbował im się przeciwstawić, zbierał jak to określał Rafał – „łomot”. Kiedy był jeszcze w więzieniu, często zastanawiał się, z kim musi się po jego opuszczeniu rozliczyć i komu wymierzyć „sprawiedliwość”. Zakład karny opuścił trzy miesiące przed tragicznymi zdarzeniami – w grudniu 1998 roku. Nie podjął żadnej pracy, zdając się na utrzymanie biednej matki. Właściwie większość wolnego czasu spędzał z podobnymi do siebie „młodzieńcami”, włócząc się bez celu i szukając okazji do wypicia alkoholu. Pijani byli nader odważni i butni. Tak też było 6 marca 1999 roku. Rafał w towarzystwie kumpli jeździ polonezem po okolicy, odwiedzając znajomych. Co dokładnie robił w ciągu dnia, do końca nie udało się ustalić. Ale, co bardzo ważne w tej sprawie, to fakt, że około południa Rafał G. wraz z kolegami podjechał na stację benzynową w miejscowości Krzczonów (w tej samej gdzie mieszkał). Miał od dawna konflikt z jej właścicielem. Uważał, że niesłusznie posądził jego brata o kradzież. Brat Rafała odsiadywał karę pozbawienia wolności za włamanie do tej właśnie stacji benzynowej. Na stacji doszło do kolejnej awantury pomiędzy Rafałem i właścicielem. Ponoć odmówił on „gościom” sprzedaży paliwa. Na szczęście nie doszło do rękoczynów. Postraszeni wezwaniem policji napastnicy odjechali. Wieczorem Rafał G. wrócił do domu. Matce aż trudno było uwierzyć, że jej wyrodny syn tak wcześnie powrócił do pieleszy. Idylla nie trwała jednak zbyt długo, bowiem już po godzinie 21, pod jego dom rodzinny podjechał polonez z kumplami. „Goście” poprosili go, aby pojechał z nimi do zajazdu w miejscowości Zielona, gdyż jest tam ponoć grupa młodych mężczyzn, z którymi są w konflikcie, i chcą wymierzyć im „sprawiedliwość”. Jak wiemy, Rafał G. bardzo chętnie uczestniczył w różnych bójkach, więc długo się nie zastanawiając, dołączył do kumpli. Po przyjeździe do Zielonej w zajeździe nie zastali, niestety, tych mężczyzn. Ale skorzystali z okazji i wypili „trochę” alkoholu i około godziny 23 Rafał wraz z dwoma kolegami poszedł pieszo do domu. Kiedy rozstał się z kolegą, swoje kroki skierował w stronę domu. Kilka minut później, kobieta mieszkająca w jednym z domów położonych przy szosie w Krzczonowie zauważyła młodego zataczającego się mężczyznę, który upadł przed jej bramą. Nie wiedzieć czemu, zamiast pogotowia wezwała policję. Poznała, że to syn sąsiadów Rafał, niedający znaków życia. Przybyli policjanci wezwali pogotowie ratunkowe i wtedy okazało się, że chłopak został zastrzelony. Z późniejszych ustaleń wynikało, że do Rafała G. oddano strzał z broni długiej kaliber 9 mm. Pocisku jednak nie odnaleziono, najprawdopodobniej dlatego, że kula przeszyła ofiarę na wylot. Zwłoki znaleziono około 200 metrów od stacji paliw, na której kilka godzin wcześniej doszło do awantury. Monitoring częściowo odpowiedział na pytanie, co wydarzyło się tuż po godzinie 23. Otóż Rafał, wracając do domu, przechodził obok wspomnianej stacji, wszedł na jej teren i zaczął demolować dystrybutor. W chwili kiedy próbował rozbić kolejny, z terenu obok tej stacji (opuszczone zabudowania dawnej SKR) padł jeden strzał. Pocisk ugodził ofiarę w klatkę piersiową. Ranny Rafał zdołał jeszcze przejść około dwustu metrów i upadł przed stojącym przy drodze domem. Czy ktoś wymierzył mu „sprawiedliwość”? Nigdy nikomu nie postawiono zarzutów w tej sprawie. Wiesz coś o tej zbrodni, pisz:
rzecznik@lu.policja.gov.pl