Henryk Martenka, Sławomir Pietras
Nie trzeba nikogo przekonywać, że władza odurza, działa narkotycznie. Stąd pęd do władzy ludzi, którym endorfin nigdy nie dostarczy życie bez władzy. Ale narkotyk nie tylko uzależnia, narkotyk też degraduje. I nie ma wtedy znaczenia moralność, etyka, przyzwoitość i tym podobne puste zaklęcia, które zwykle – choć doraźnie – ułatwiają zdobycie władzy.
W potocznej polszczyźnie „upalony” to ktoś pod wpływem zioła, dopalacza, kokainy. Środków psychoaktywnych, dostępnych dużo łatwiej niż tabletka dzień po. Upalony to ktoś władny, czujący ekstazę jako minister pełnomocny, premier albo prezydent. Może nawet prezes? Po prostu zjarany! Widujemy ludzi upalonych władzą codziennie w każdej telewizji, i to od dziesiątków lat, bo władza tylko z wierzchu ma jakiś ideowy kolor. W istocie swej jest taka sama. Tocząca się na naszych oczach sprawa korupcji w Komisji Nadzoru Finansowego ilustruje upalenie władzą. Prezes Komisji Chrzanowski, fachowiec i patriota, jak przekonują jego towarzysze, zaoferował prywatnemu bankowcowi korupcyjny układ nie dlatego, że brakło mu na ratę za samochód, ale poczuł się tak zjarany, że wyda- ło mu się, iż świat leży mu u stóp. Poczucie, że władza przechodzi w boski stan wszechwładzy, w każdej naturze, nawet fachowca i patrioty, budzi nadzwyczajne poczucie mocy. Jedna decyzja szefa KNF mogła komuś złamać karierę, a drugiego wynieść na szczyty. I znów ktoś się do cna zjara... Chłopina z Częstochowy, radca prawny, jak się wydaje robiący za słupa, przyjmie każdą robotę, jaką mu zleci nastukany wszechmocą koleś z KNF. Może tyrać nawet za marne 40 milionów.
Identyczne uczucie zjarania bądź upalenia władzą musiał poczuć kiedyś niejaki Mastalerek, rzecznik prasowy PiS, do którego zatelefonował prezes, ale tamten czymś zajęty kazał szefowi spadać na drzewo. Skończyło się dla onego Mastalerka źle, bo prezes odciął go od koksu i teraz gość musi zasuwać jak, nie przymierzając, pracownik umysłowy. Zatem widzimy, że są takie stany... Psychiatria zna je doskonale. Totalnie upalony musiał się czuć niezapomniany Antoni Macierewicz, który w narkotycznym uniesieniu obiecywał naszemu wojsku prawdziwe helikoptery, a Rosjanom egipskie mistrale za dolara! To był w ostatnich latach przykład najwyższego stopnia upalenia, ale mało jest desperatów, którzy wciągnęliby naraz większą dawkę niż pan Antoni. Muszą to być tak ekstatyczne stany, że można kompletnie stracić poczucie rzeczywistości, co ministrowi Macierewiczowi się udało. I żeby to tylko raz! Na szczęście zorientował się w jego słabości prezes i odesłał zjaranego na detoks. I jakie ma to znaczenie, że i nasi, i Rosjanie musieli obejść się smakiem? Ani helikopterów, ani mistrali, aliści jaki minister, taka armia.
Wrażenie upalonych po krótkie czupryny robią chłopaki z korporacji taksówkarskiej zwanej Służba Ochrony Państwa. Oczywiście przykład i tam idzie z góry, bo słuchając wywiadu z szefem tej służby generałem Tomem Miłkowskim, byłem nie tylko przekonany, że gość wcześniej nastukał się jak gimnazjalista i dodatkowo dał sobie w kanał. Był pogodny, wymowny, wyluzowany, ale nikt przytomny nie dałby mu roboty w ochronie osiedla. Trudno się więc dziwić, że nie ma miesiąca bez informacji o jakiejś kolizji drogowej pojazdów SOP, ale czy podwładni odmówią sobie jointa, skoro to tak poprawia samopoczucie ich szefowi? A czym to się skończy? Nie wiadomo, jak nie wiadomo, czym za miesiąc będzie jeździła do domu pani Beata. Kolaską? Albo dwiema? Czemu nie?
Stan permanentnego zjarania uosabia wiceminister Jarosław ( Służbę zbaw!) Zieliński. Przez wiele miesięcy można było wierzyć, że PiS trzyma na posadzie gościa wyłącznie dla jaj, bo suma gaf i kabotyństwa dawno przebiła unikatowy dorobek robiącego wrażenie kompletnie ujaranego (a może po chłopsku tylko nawalonego?) ministra rolnego Jurgiela. Dziś, gdy wychodzą na jaw nieśmieszne detale rządów onego Zielińskiego, trzeba uznać, że władza każdego odurza, ale głupca odurza tak, że ten swoje halucynacje bierze za rzeczywistość. Czy nie mógłby Zieliński jarać jak człowiek albo Kukiz – w weekendy?
Czym innym jak nie zjaraniem można wytłumaczyć słynną krotochwilę prezydenta Dudy o żarówce? Urzekająco uśmiechnięty niczym technik Maliniak Roman Andrzej Duda pytał bezradnie zastanawiających się nad problemem Niemców: czemu Polak nie może sobie kupić żarówki, jaką chce? A musi kupić energooszczędną, bo tak każe Unia? To jest niepodległość? Głowa państwa była tak uniesiona swoją brawurą, że aż dziw, iż nie pytała: czemu zmusza się nas do przechodzenia przez jezdnię tylko na zielonym? Jakim prawem Unia odbiera nam przywilej przechodzenia na czerwonym? Gdzie nasza suwerenność? Nie po to wstawaliśmy z kolan, żeby nie móc skakać na główkę tam, gdzie mamy ochotę...
Widać więc wyraźnie, że miejscami, w których najarać można się najszybciej, są urzędy państwowe. Parlament, kancelarie, resorty... Gniazda władzy, źródła niekończącego się odurzenia. Tu nie ma przypadku. Podobnie jak w tytule felietonu nawiązującym do nazwy popularnego zespołu rockowego, któremu początek także dał polski Sejm, bo właśnie tam w 2005 roku muzycy ogłosili, że zakładają kapelę Poparzeni Kawą Trzy? Czemu Trzy? A czemu nie?