Ludzie poczuli, że mogą uderzyć w PiS (Przegląd)
... uważa dr Przemysław Potocki z Instytutu Polityki Społecznej.
– W pierwszych analizach wyników wyborów samorządowych kilka rzeczy rzuca się w oczy. Zwłaszcza wysoka jak na polskie warunki frekwencja.
– Ta wysoka frekwencja nie jest zjawiskiem zaskakującym w kontekście tego, co się działo po 2015 r. Można powiedzieć, że od tego czasu żyjemy w stanie permanentnego konfliktu politycznego i społeczeństwo na ten konflikt zareagowało. W sposób, którego nie oczekiwała ani opozycja, ani strona rządząca. Ta druga zakładała, że uzyska znaczny wzrost poparcia i to będzie wręcz forma plebiscytu. – Za „dobrą zmianą”. – Przynajmniej taki był przekaz okołorządowy. Opozycja z kolei zakładała, że będziemy mieli do czynienia z wyraźnym wskazaniem, że to, co robi PiS, nie jest społecznie akceptowane. No i wyszedł z tego remis. – Dlaczego remis? – Dlatego, że nie można wprost stwierdzić, że ktoś wyraźnie przegrał.
Miasto kontra wieś
– Ale można opisać tendencję. – Generalnie polską polityką rządzą cztery socjopodziały: miasto – wieś, konserwatyzm – liberalizm, prawica – lewica i stosunek do PRL – akceptacja versus odrzucenie. I jeśli chodzi o tę kadencję, mamy do czynienia ze wzmocnieniem dwóch socjopodziałów. Przede wszystkim miasto – wieś. Bardzo wyraźnie to widać, potwierdzają to wybory do sejmików. To samo dzieje się w odniesieniu do podziału konserwatyzm – liberalizm. Te podziały ukonstytuowały nam trzy główne pasma ideowe: pasmo PiS, razem z satelitami, pasmo anty-PiS, czyli Koalicja Obywatelska plus PSL i SLD, oraz pasmo nie-PiS, czyli ugrupowania, które próbowały zaprezentować alternatywę dla wymienionych nurtów. – I jak to wszystko wypadło? – Widać, że dla bloku PiS głównymi czynnikami wzrostu i utrzymania poparcia są dwa komponenty – wiejski i konserwatyzm, który łączy się z Kościołem, z wiarą, z uczestnictwem w praktykach religijnych. To jest baza PiS. Środowiska wiejskie o konserwatywnych poglądach, uczestniczące w praktykach religijnych zwłaszcza tam, gdzie są małe parafie, więc kontakt z duchownymi jest bliski. A z drugiej strony mamy komponent, który się kojarzy z liberalizmem i ośrodkami miejskimi. – Kto lepiej na tym wychodzi? – Popatrzmy na dane PKW, jak rozłożyły się głosy w podziale na miasto – wieś. Otóż w miastach oddano ok. 9,5 mln ważnych głosów, na wsi – niemal 6 mln. Co z tego wynika? Najbliższe wybory będą do Parlamentu Europejskiego. Wiemy, że w nich liczy się stopień mobilizacji twardego, bazowego elektoratu. A ten elektorat łatwiej zmobilizować w ośrodkach miejskich niż wiejskich. – Dlaczego? – Liczą się koszty dotarcia. W Polsce wciąż istnieje podział cyfrowy nakładający się na podział wieś – miasto. Na wsi korzystanie z internetu jest utrudnione i na niższym poziomie niż w miastach. Trudniej tam stosować narzędzia, które opierają się na mediach społecznościowych. Na wsi liczą się spotkania bezpośrednie. Ale najpierw trzeba mieć strukturę organizacyjną i zachęcić ludzi, żeby na spotkanie przybyli. Druga rzecz – mamy jednak do czynienia z pewnymi sieciami: sąsiedzkimi, społecznościowymi, które w przypadku miast są o tyle łatwiejsze do aktywizacji, że ich mieszkańcy częściej się kontaktują, wchodzą w interakcje. A generalnie, jeśli popatrzymy na specyfikę polskiego internetu, jest on rozpolitykowany na tle mediów społecznościowych w innych państwach Unii.
Miasta zostały zmobilizowane
– Jeżeli 9,5 mln wyborców głosuje w miastach, a 6 mln – na wsi, to mobilizując miasta, ma się większą szansę na zwycięstwo.
– I miasta zostały zmobilizowane. Widać to na poziomie analizy danych ze wszystkich okręgów wyborczych. Tam, gdzie mamy okręgi miejskie, stolice województw, widać bardzo wysoki wzrost frekwencji.
– Można więc stwierdzić, że wyborcy w miastach byli zmobilizowani, a na wsi przeciwnie?
– Nie. To zależy od województwa. PiS udało się zmobilizować elektorat wiejski w województwach ściany wschodniej – podkarpackim, lubelskim, podlaskim. Częściowo też w świętokrzyskim i małopolskim. W województwie łódzkim sytuacja jest nie do końca wyklarowana.
– Jeden mandat zadecydował, kto będzie rządził sejmikiem!
– I mogła go zyskać lewica przy intensywniejszej kampanii wyborczej. Strata PSL również była istotna. W województwach o charakterze rolniczym polityka socjalna PiS przyniosła owoce polityczne. Natomiast tam, gdzie mamy do czynienia z wyższym poziomem urbanizacji, wyższą jakością życia – w tych okręgach mamy lepszy wynik opozycji. Porównajmy głosy PiS i anty-PiS. Przewaga PiS jest największa w województwach podkarpackim i małopolskim. A przewaga anty-PiS to pomorskie, kujawsko-pomorskie, łódzkie, lubuskie, opolskie, warmińsko-mazurskie... Ponad połowa województw.
– Dobry wynik PiS po przeliczeniu na mandaty jest zasługą ordynacji i systemu D’Hondta? To grało na korzyść PiS?
– Podobnie jak w przypadku KO. Ordynacja może albo zwiększyć sukces wyborczy, albo pogłębić porażkę. Tak było w roku 2015, kiedy PiS otrzymało gigantyczną premię związaną z nieprzekroczeniem przez SLD i Razem progów wyborczych.
Rdzeń SLD istnieje
– W tamtych wyborach wynik SLD był porażką. A teraz? Sojusz dostał jeszcze mniej głosów.
– Ale utrzymał ich ponad milion. Ja bym to uznał za sukces, jeśli popatrzymy, że partia straciła reprezentację parlamentarną, groziło jej zjawisko dekompozycji struktur – to udało się zatrzymać. Sojusz utracił tylko tę grupę, która w roku 2015 była jego wartością dodaną dzięki formule koalicyjnej. Rdzeń SLD istnieje. – Ale nie rośnie. – To prawda. Lewica od kilkunastu lat na wysokiej frekwencji traci. Istnieje dla niej pewna bariera strukturalna. Wynika ona z oddziaływania czynników ekonomicznych. Po prostu sytuacja na rynku pracy, która przed wejściem do Unii, gdy rządził SLD, była wyjątkowo niekorzystna, zmieniła się. Wtedy było ponad 3 mln bezrobotnych. Obecnie mamy ich mniej niż milion. Poza tym lewica to partia ludzi, którzy wkroczyli w wiek średni albo już są w wieku poprodukcyjnym. I to są warunki brzegowe.
– Co dla SLD brzmi bardzo pesymistycznie.
– Rozumiem, mówi się przecież, że lewica powinna się otwierać na młodych. Pytanie, w jaki sposób, jeśli sytuacja na rynku pracy jest relatywnie dobra w porównaniu z tym, co się działo kilkanaście lat temu, kiedy na rynek pracy wchodził drugi wyż powojenny, przełomu lat 70. i 80. Ta sytuacja jest nieporównywalna.
– Jaki elektorat w tych wyborach się zmobilizował w porównaniu z poprzednimi latami?
– PiS udało się zmobilizować osoby, które z jednej strony głosowały wcześniej na PSL, a z drugiej – w ogóle nie chodziły do wyborów. Widać to zwłaszcza na ścianie wschodniej, na poziomie gmin, że wyższa frekwencja sprzyjała tam PiS. – A w miastach? –W miastach mamy do czynienia ze zjawiskiem odwrotnym. Na elektorat