Te wybory były przełomem (Dziennik Gazeta Prawna)
Fragment rozmowy z Jarosławem Flisem, socjologiem polityki.
– Jak wyniki tegorocznych wyborów mogą się przełożyć na wybory parlamentarne?
– Te wybory były czymś między dawnymi wyborami samorządowymi a dawnymi wyborami sejmowymi. Najbardziej widoczne są zmiany w miastach powiatach, czyli najbardziej zurbanizowanej jednej trzeciej kraju. Tam nastąpił bardzo wyraźny wzrost frekwencji, choć nadal nie jest ona tak duża jak w wyborach sejmowych. Można np. uznać, że jest to apogeum tego, na co stać obóz anty-PiS. Można też założyć, że to tylko przygrywka do czegoś większego, bo anty-PiS poczuł krew i teraz dopiero się skrzyknie, gdy stawka będzie jeszcze większa. Można też argumentować, że ludzie już raz wyrazili swoją opinię i za rok sobie odpuszczą, bo będą zmęczeni tym wyborczym maratonem. – Albo PiS ich uspokoi. – Na razie idzie mu kiepsko. Widać, zwłaszcza po wynikach II tury, że fala przeciwko PiS sama nie opadnie, że to nie była jednorazowa eksplozja wynikająca z dobrej pogody czy niehandlowej niedzieli. Jednak 4 listopada to kiepska pora na wybory – sprawa Warszawy była rozstrzygnięta już po I turze, więc medialność tej II tury była już mniejsza. Ale widać, że tam, gdzie rozstrzygały się losy władzy, tam PiS odbił się od ściany – nie tylko w metropoliach. Z 23 miast powyżej 50 tys. mieszkańców, w których kandydaci PiS weszli do drugiej tury, wygrali tylko w Chełmie. I to kandydat Jarosława Gowina, a nie z głównego nurtu PiS. Bardziej prawdopodobne, że mamy do czynienia z wyższym stanem mobilizacji elektoratu niż niższym. Lecz są i inne zmiany – znacznie ubyło głosów nieważnych. To znaczy, że ubocznym skutkiem awantury o głosy nieważne cztery lata temu jest to, że wyborcy w mniejszych gminach, którzy dotąd głosowali do sejmiku przy okazji wyborów wójta, zdecydowanie rzadziej niż dotąd wrzucali puste kartki. Wygląda na to, że zainteresowali się tymi wyborami i najwyraźniej spora część z nich jest odpowiedzialna za wzrost poparcia dla PiS. Mówiąc inaczej – gdzie najbardziej ubyło głosów nieważnych, wzrosło też najbardziej poparcie dla partii rządzącej.
– Pytanie, czy jest to zysk trwały czy okazjonalny.
– Może się zdarzyć, że ci wyborcy poczuli się na tyle upodmiotowieni, że pójdą na wybory sejmowe za rok, mimo że zazwyczaj na nie nie chodzili. Może być też tak, że to taka „peeselizacja” czy „uludowienie” PiS. Czyli że PiS będzie cierpiał na ten sam problem co PSL – wyborcy, którzy szli wybierać wójta i przy okazji głosowali na PSL, windując jego poparcie do kilkunastu procent, potem nie są zainteresowani wyborami sejmowymi. Dotąd w sejmowych wyborach zawsze spadało poparcie dla PSL. Jeśli więc PiS przejął część elektoratu ludowców, może mieć problem z jego mobilizacją za rok, a to może oznaczać spadek poparcia dla partii.
– Czyli te wybory były przełomem, tylko jeszcze nie wiemy, w którą stronę?
– Dokładnie tak. I tego dowiemy się za rok. Dużo zależy od tego, co partie zrobią w tym czasie (...).