Kurczak na lodzie
Tomasz Zimoch rozmawia z łyżwiarką Natalią Maliszewską.
– Dlaczego nazywana jest pani Kurczakiem? – Byłam mała, ale w pewnym momencie zaczęły mi szybko rosnąć nogi, chodziłam w żółtej puchowej kurtce i wyglądałam jak kurczak. Tak nazwała mnie pierwsza trenerka i tak pozostało. Nawet bardziej reaguję na to określenie niż na imię Natalia. Jestem szczęśliwym Kurczakiem, który kilka dni temu powrócił z zawodów w Kanadzie i USA z medalami i ogromnym bagażem doświadczeń. – Dlaczego wybrała pani short-track? – Dorastałam jeszcze w środowisku dzieci, które nie siedziały w domu przed komputerem, a już od siódmej rano biegały po podwórku. Short-track zaczęłam trenować dzięki starszej siostrze Patrycji, choć przez kilka lat sporo frajdy dawał mi taniec towarzyski. Dzisiaj jednak nie tańczę salsy, walca, kompletnie zapomniałam, jak należy poruszać się po parkiecie. Trenuję coś znacznie lepszego, fajniejszego. W short-tracku każdy zakocha się od pierwszego wejrzenia. – Dlaczego? – Nie znam bardziej emocjonującej i ekscytującej dyscypliny sportowej. Niezwykle widowiskowa, a dodatkowo jest chyba najbardziej nieprzewidywalna. Wyniki mogą być zaskakujące; nawet gdy minę metę na trzecim miejscu, to ostatecznie mogę wygrać bieg, bo zawodniczki z dwóch pierwszych pozycji mogą być zdyskwalifikowane. Short-track to wyjątkowa adrenalina. Gdy oglądam biegi, to zawsze przebieram nogami, bo chciałabym za kogoś startować. Ruszam całym swoim ciałem. Ważna jest szybkość, dynamika. Walka przebiega bark w bark, noga w nogę. Na torze może być nawet osiem zawodniczek. Każda musi znaleźć własny styl, by w tym tłoku wyprzedzać rywalki. To jest genialny sport, w którym istotne jest myślenie i obranie właściwej taktyki jazdy.
– Wygrała pani zawody w Kanadzie i USA, prowadzi pani w klasyfikacji Pucharu Świata.
– Dziewczyna z Polski, z Białegostoku, pokazuje, że można być w ścisłej czołówce światowej. Miłe, że mogę stać się przykładem dla zawodniczek, które dopiero zaczynają karierę. – Co decyduje o sukcesach? – Niezwykle istotna jest technika jazdy. Ma to znaczenie zwłaszcza w końcówce wyścigu, gdy nogi zalewa kwas mlekowy. Najważniejszy jest moment odepchnięcia. Płoza jest specjalnie wyprofilowana. Jeżdżenie na tak zwanej kołysce, czyli tak jak się bujamy na huśtawce, daje właściwą prędkość na lodzie. Ważny jest kąt, w jakim kładziemy się na wirażach. Siła odśrodkowa jest bowiem tak duża, że może nas wyrzucić z toru pod bandę lodowiska. Przekonuję się, jak działają prawa fizyki. Łatwiej mi to pojąć w praktyce, więc teraz bardziej ją rozumiem niż w szkole. – W Polsce niewiele wiemy o short-tracku. – Tor na środku lodowiska wyznaczają małe trzycentymetrowe klocki (tor ma 111,12 m). Na każdym wirażu jest ich siedem. Złudne jest, że najlepiej jeździć blisko nich. Bardzo trudno, by przy prędkości dochodzącej do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę jeździć właśnie po wewnętrznym odcinku toru. Lepiej przy dużej prędkości znaleźć się na zewnętrznej stronie, łatwiej wtedy ścinać zakręty i blokować rywalkę. Na moim ulubionym dystansie 500 m najlepiej od startu być na czele, ale nie zawsze tak się zdarza w czasie walki. Gdy jadę za prowadzącą wyścig zawodniczką, to cały czas myślę o tym, co zrobić, by w odpowiednim momencie ją wyprzedzić.
– Nie jest to podobno takie łatwe... – Właściwie widzę tylko jej ruszające się pośladki. Niekiedy warto się schować za liderką. Łatwiej się wtedy jedzie, gdy rywalka zbiera cały pęd powietrza. Lubię się czasem „za kimś przewieźć”, żeby nabrać luzu, odetchnąć i wybrać właściwy moment do ataku. – Tak jak ostatnio w Kanadzie i USA? – W Calgary finałowy bieg na 500 m przejechałam cały czas na pierwszej pozycji. To jest idealne rozwiązanie, ale zdaję sobie sprawę, że nie jestem jeszcze przygotowana, nie mam tyle siły, by zawsze prowadzić bieg z dobrą prędkością. Świetna była taktyka przygotowana przez moich trenerów. Zgodnie z tym planem od startu narzuciłam ostre tempo, ale po pewnym czasie wyraźnie zwolniłam, zaskoczyłam tym rywalki. Niemal na mnie wpadły, wytraciły prędkość. Wtedy wykorzystałam swój ogromny atut, potrafię na dwóch krokach zdecydowanie przyspieszyć i odskoczyłam wyraźnie od rywalek. Taktykę zrealizowałam w stu procentach. Złoty medal z tych zawodów daje wyjątkową satysfakcję. 500 metrów to niecałe pięć okrążeń. Proszę wierzyć, świat wcale nie kręci się wtedy w głowie. W Calgary były bardzo szybkie biegi. W pewnym momencie pomyślałam sobie: „Kurcze, Natalia, a może udałoby się poprawić rekord świata?”. Jeszcze się nie udało. A szkoda, bo w Calgary lód jest zawsze znakomicie przygotowany i o rekordowe wyniki tam łatwiej. Tym razem się nie udało, ale do rekordu naprawdę niewiele już mi brakuje. – W USA znowu sukces. – W Salt Lake City wyścig finałowy był jak widowisko teatralne. Wygaszone światła, reflektory kierowane tylko na uczestników biegu, nie czułam się komfortowo, pomyślałam: „O Boże, co się tu dzieje?”. Czułam, że drżą mi powieki, wargi. Jestem sportowcem, nie lubię świateł kamer skierowanych na mnie przed decydującym biegiem. Z kamerą nie umiem się zaprzyjaźnić. Pomachałam szybko do kamery i pomyślałam: „Kurczak, sru na lód!”. Lodowisko jest miejscem, w którym czuję się najlepiej. Były dwa falstarty, lekkie zdenerwowanie, kumulowałam jednak w sobie skupienie. Bieg przebiegał inaczej niż w Kanadzie. Po starcie znalazłam się na drugiej pozycji, a prowadziła Holenderka.
Najważniejsze było, by nie zaprzątać sobie myśli, kto jest za mną, a skupić się tylko na tej, która mnie wyprzedza. Zobaczyłam jej pośladki, z bliska wydawały się bardzo duże, po ich ruchu wiedziałam, jaki ma rytm biegu. Wykonywała dobre odbicia, stawiała duże kroki. Wiedziałam, że muszę jechać bardzo szerokim torem, by nabrać odpowiedniej prędkości. Musiałam zaryzykować, dwa okrążenia przed metą objęłam prowadzenie. Wtedy myślałam już tylko o tym, by nikt nie przecisnął się po wewnętrznej stronie, blokowałam tę część toru. Nogi stawały się coraz cięższe, byłam bardzo zmęczona. Na plecach i pośladkach czułam oddech dziewczyn. Wiedziałam, że się czają na finiszową walkę. Tuż przed metą kątem oka zauważyłam najwścieklej atakującą Holenderkę. W głowie jak błyskawica przeleciała myśl: „Kurczaku, nie po to masz tak długie nogi, by nie wygrać tego biegu”. Wygrałam! – Ważną rolę odgrywa sprzęt... – Ogromną. Mam kanadyjskie buty, są odlewane na miarę. Karbonowe, lekkie, bardzo wytrzymałe. Używam ich od kilku lat, są już trochę zniszczone, stały się zbyt miękkie, dlatego po zawodach w Stanach Zjednoczonych zostały wysłane do producenta w celu renowacji. Płozy również są dopasowywane do każdego zawodnika. Wykonane są w Holandii z niezwykle szlachetnej stali. Płozy szybko się tępią, nawet odrobina piasku to powoduje. Trzeba o nie dbać, są delikatne, trzeba je wręcz pieścić. Śmiejemy się, że z płozami właściwie powinno się spać, żeby nikt poza mną ich nie dotykał.
– Nie będzie łatwo utrzymać miano najlepszej zawodniczki świata.
– To będzie trudne zadanie. Nie uderzy mi woda sodowa do głowy. To, że jestem obecnie najszybszą zawodniczką świata w short-tracku nie zmieni mnie. Dalej jestem tym samym Kurczakiem, dalej jestem tą samą Natalią, dziewczyną z mojego ukochanego Białegostoku. Mam tylko dwa złote medale z wielkich zawodów o Puchar Świata. Nie zwariuję, dążę do mojego najważniejszego celu. – A co jest tym celem? – Oczywiście igrzyska olimpijskie w Pekinie. Te obecne zwycięstwa to tylko część mojego długofalowego procesu. Zdobyłam w Calgary i Salt Lake City nie tylko medale, ale też bagaż doświadczeń. Muszę wiedzieć, jak wyjść z każdej trudnej sytuacji na lodowisku. Najlepiej, by na igrzyskach to rywalki oglądały moje pośladki, ale nie przeszkadza mi, że w czasie zawodów do igrzysk ja niekiedy będę oglądała inne tyłki. Więcej, nieraz trzeba dostać po tyłku, żeby być najlepszą na świecie. – Bije z pani radość. – Wie pan, kiedy jeszcze byłam dzieckiem, przeprowadziłam wizualizację pewnego wyścigu. Metę minęłam pierwsza. To, co sobie wyobrażałam, realizuje się, ale najważniejszy jest ten olimpijski bieg. Bardzo pragnę tego medalu. Każdy sportowiec marzy o sukcesie olimpijskim. Pragnę tego i ja, ale nie mogę ze stuprocentową gwarancją powiedzieć, że z Pekinu wrócę z medalem. Short-track jest nieprzewidywalnym sportem, lód jest śliski i można dosłownie oraz w przenośni upaść. Będę sobie jednak ten olimpijski wyścig wizualizować po to, by wszystkie moje marzenia się spełniły.