Książki na stulecie (Angora)
Prof. Jan Tomkowski o literaturze.
Początkowo tak to wymyśliłem: sto książek na stulecie. Sto polskich książek, bo i stulecie niepodległości to wydarzenie obchodzące głównie Polaków.
Sięgnąłem po kartkę papieru i zacząłem spisywać. Poszło naprawdę szybko, ale zaraz potem ogarnęły mnie wątpliwości.
Wyobraziłem sobie miny tych wszystkich, którzy oczywiście wiedzą najlepiej, jak być powinno, i znają się na książkach lepiej ode mnie. Wyobraziłem sobie listy oburzonych czytelników, którzy mają inny gust, na pewno lepszy, a w każdym razie bardziej przystający do informacji pojawiających się w gazetach, telewizji oraz na portalach internetowych. Zaraz też wytkną mi nieobecność tego czy innego autora, który był nie tylko filmowany, ale i nagradzany. Jak mogłem się przekonać, takie osoby znają głównie nazwiska, a mnie interesują książki. Dlatego tak trudno nam się porozumieć.
Spory wokół Przedwiośnia
Zamiast stu książek na stulecie, zamiast Przedwiośnia Żeromskiego i Pana Cogito Herberta, zamiast Dziennika Gombrowicza i Sklepów cynamonowych Schulza, a także Nocy i dni Marii Dąbrowskiej oraz Światła dziennego Miłosza postanowiłem przypomnieć książki, o których na ogół już nie pamiętamy.
Z różnych powodów, rzecz jasna. Jednym zaszkodziła powikłana biografia autora, inne powstały na przekór obowiązującym modom, jeszcze inne przeoczyli krytycy i historycy literatury. Czasem zadziałały stereotypy i opinia większości. Przyznajcie z czystym sumieniem, czy zawsze potraficie oprzeć się ocenom tak zwanych autorytetów i wszechobecnej reklamie, czy potraficie zrezygnować z lektury książek „nagradzanych” i sięgnąć po utwór, którego nikt nie poleca i nikt nie wyróżnia?
Wchodziliśmy w to mijające stulecie pod znakiem Przedwiośnia – wcale nie najlepszy patronat. Oburzycie się pewnie, bo to dzieło wybitne, a w dodatku sfilmowane, no i przez wiele lat czytane jako lektura szkolna. Powinno przynieść Żeromskiemu Nagrodę Nobla, wywołało natomiast gorące, głównie jednak polityczne spory. Endecy, socjaliści, piłsudczycy i ludowcy mieli się o co kłócić. Przedwiośnie utrwalało zarysowane już w dziewiętnastym stuleciu przekonanie, że literatura jest głównie próbą ogarnięcia historii i powstaje zawsze w cieniu polityki. Inne sprawy raczej się nie liczą, a w każdym razie podejmujący je pisarz skazany zostaje na drugorzędność.
Międzywojnie nie przypominało sielanki, raz po raz wybuchały konflikty społeczne, wobec których literatura nie pozostawała obojętna. Polemiki na łamach prasy, ambitne próby diagnozy w nowelach, powieściach i reportażach, zaangażowana publicystyka. Wcale nie twierdzę, że moglibyśmy się bez tej twórczości doskonale obejść. Ale zapomniano jakoś o przestrodze Miriama, który powiadał, że interesuje go literatura jako sztuka, to znaczy utwór literacki jako dzieło sztuki, a nie głos w dyskusji o problemach teraźniejszości. Dziwaczył? Wcale nie. Uświadamiał tylko, że literatura to nie dziennikarstwo i nie szlachetniejszy rodzaj uprawiania polityki. Bo pisarze powinni tworzyć arcydzieła, a nie teksty doraźne, zajmujące czytelnika przez chwilę, a potem obchodzące jedynie sumiennych historyków.
Adam Grywałd bez uznania?
Nie doczekał się należnego uznania wydany tuż przed wojną Adam Grywałd Tadeusza Brezy, niesłusznie zlekceważony jako spóźnione echo wielkiego cyklu Prousta, dziś czytany też opacznie. Co ciekawsze, pisarz po wojnie odszedł od swych najbardziej ambitnych pomysłów i zaczął tworzyć powieści jak najściślej związane z bieżącą polityką. Przyniosły mu one nagrody, zaszczyty, aprobatę władzy, chwilową poczytność i ostateczne zapomnienie.
Nawet krótkiej sławy nie doczekał się natomiast Czesław Straszewicz, którego Przeklęta Wenecja jeszcze dziś imponuje rozmachem, świeżością spojrzenia, oryginalnością i tempem narracji. W kontekście stosunków polsko-niemieckich i w latach trzydziestych XX wieku, a nawet o dziwo dzisiaj, jest to propozycja bezcenna, wyróżniająca się doskonałą znajomością rzeczy i nieomalże darem proroczym. Niestety, choć o Straszewiczu trochę u nas pisano (głównie zresztą w kontekście wspólnej podróży z Gombrowiczem na transatlantyku „Chrobry”), do wznowienia Przeklętej Wenecji jak na razie nie doszło.
Po roku 1989 dość pospiesznie opróżniano niektóre przynajmniej biblioteki, rewidowano także kanon książek wybitnych, by zrobić miejsce dla pozycji emigracyjnych i drugoobiegowych. W ciągu niemal trzech dekad zmieniało się wielokrotnie nasze widzenie rzeczywistości PRL. System zbrodniczy? Królestwo absurdu? A może raczej szara beznadziejność?
Wszyscy mieli pewnie trochę racji. Obraz najpełniejszy stworzył człowiek, który przez wiele lat co wieczór przemierzał (najczęściej pieszo i bez pośpiechu) ulice Warszawy. Równie dobrze znał okolice podwarszawskie, mazowieckie wsie i nieciekawe miasteczka. Ciągle spragniony spotkań z nowymi ludźmi, zawsze wiedział, co dzieje się w knajpach, hotelach, pociągach, parkach, melinach i zakładach pracy. Opowiadania Marka Nowakowskiego są niepowtarzalną kroniką polskiej codzienności okresu PRL. Jeszcze nie zostały zapomniane, ale inną powieść – Podróż Stanisława Dygata, pokazującą smutek ludzi zamkniętych w komunistycznym „raju” – czyta się już coraz rzadziej. Ulubionym zajęciem bohaterów jest tu „stanie w oknach”, czekanie na cud, który się nigdy nie zdarzy, tęsknota do świata, którego nie zdołają nigdy poznać, a nawet zobaczyć. Zmarnowane szanse to naprawdę wielki temat dla ambitnej literatury, może nie mniej porywający niż waśnie polityków?
Istnieje barwny świat, w którym żyją postacie z pierwszych stron gazet, ale mówiąc szczerze, przytłaczająca większość zwykłych śmiertelników zna go tylko z mediów. Podczas gdy zmieniają się rządy, wybuchają konflikty zbrojne i trwa walka politycznych elit, wszędzie dokoła ludzie rodzą się i umierają, uprawiają ziemię, pieką chleb, kochają się i zdradzają, szukają zapomnienia i pocieszenia. Przeciętna polska rodzina w całym minionym stuleciu, a nawet wcześniej, raczej sporadycznie przyciągała uwagę pisarzy. Największe arcydzieła naszej literatury – wymieńmy w tym miejscu choćby Pana Tadeusza, Lalkę, Nad Niemnem, Wesele – wiele mówią o narzeczeństwie i przygotowaniach do ślubu, lecz mało o życiu rodzinnym, które