Barbara Romanowicz
Polka odznaczona Legią Honorową.
Każdy posiada swój Everest. Dla Barbary Romanowicz, uczonej, Everestem stało się wnętrze Ziemi. Pani Barbara, laureatka tegorocznego tytułu Wybitnej Polki w dziedzinie Nauki, zawdzięcza karierę Ziemi.
Przez dłuższy czas prowadziła badania w najważniejszym francuskim ośrodku naukowym CNRS, aby następnie przez 20 lat zajmować stanowisko dyrektorki Laboratorium Sejsmicznego na amerykańskim Uniwersytecie Berkeley. Obecnie zarządza katedrą w renomowanym Collège de France i wykłada w Stanach Zjednoczonych.
Początkowo
nic nie wskazywało, że zostanie sejsmologiem. W rodzinie rozmawiało się raczej o literaturze, jej mama była pisarką. Rodzice Barbary Romanowicz zamieszkali we Francji przed jej narodzinami, zaś ona przyszła na świat w Suresnes pod Paryżem. W domu mówiło się zawsze po polsku, dlatego jako młoda dziewczyna, posługując się biegle dwoma językami, widziała się w przyszłości w roli tłumacza. W liceum okazało się jednak, że ma talent matematyczny. To był pierwszy impuls, który miał zaowocować pracą naukową. – Myślę, że podświadomie pragnęłam pójść własną drogą – mówi pani Barbara. Po studiach matematycznych Barbara Romanowicz zrobiła doktorat z astronomii i wtedy, dzięki spotkanym w trakcie badań geofizykom, zainteresowała się wnętrzem Ziemi. Szczególny wpływ wywarł na nią Australijczyk Kurt Lambeck, który zaproponował jej napisanie doktoratu z sejsmologii. Tak odkryła swą życiową pasję. Pracuje w tej dziedzinie od 1975 roku. W latach 1981 – 1991 zbudowała we francuskim Institut de Physique du Globe de Paris program GEOSCOPE, pierwszą globalną szerokotaśmową sieć sejsmologiczną. Od 1991 roku jako profesor na kalifornijskim Uniwersytecie Berkeley stworzyła system automatycznego powiadamiania i szacowania trzęsień ziemi w Kalifornii Północnej. Siedem lat temu upomniało się o nią Collège de France, więc powróciła nad Sekwanę. Jej dzieci wybrały kraje anglojęzyczne – syn mieszka w Stanach Zjednoczonych, córka – w Anglii.
Barbara Romanowicz nie ma w sobie nic z kostycznego, surowego naukowca. Jest ciepłą kobietą o czarującym uśmiechu, uwielbianą przez studentów. Jej dorobek, doceniany na świecie, dotyczy głównie obrazowania sejsmicznego w głębinach ziemskich i ma na celu praktyczne wykorzystanie informacji zawar- tych w zapisach o silnych trzęsieniach ziemi. Dzięki analizie tych ostatnich udało jej się między innymi potwierdzić istnienie źródeł gorącej materii pod oceanicznymi łańcuchami wulkanicznymi. Pani Barbara prowadzi też badania nad procesem pękania prowokującego trzęsienia ziemi oraz zajmuje się tworzeniem i rozwojem obserwatoriów sejsmicznych na lądzie i dnie oceanów. Jest autorką ponad 250 artykułów naukowych i niekwestionowanym autorytetem. Od 15 lat prowadzi Instytut „Bez murów” – CIDER, zajmujący się multidyscyplinarnymi studiami w zakresie badań o wnętrzu globu, pozwalający młodym naukowcom na wymianę doświadczeń i współpracę z kolegami z paralelnych dyscyplin.
Dla laików termin „sejsmologia” brzmi egzotycznie. Jakie są praktyczne zastosowania odkryć Barbary Romanowicz? – Aby zrozumieć fizykę źródeł trzęsienia ziemi, należy opracowywać rejestrację fal sejsmicznych, które są zniekształcane po drodze przez niejednorodność struktury – wyjaśnia. – Im lepiej jest ona określona, tym lepiej można zdefiniować źródło. Metody obrazowania wnętrza Ziemi mogą znaleźć zastosowanie nie tylko w badaniach jej głębi, ale także w poszukiwaniu ropy i innych bogactw. Sieć Geoscope to z kolei część międzynarodowej sieci stacji sejsmologicznych, służąca do opracowywania struktury wewnętrznej Ziemi aż do jej jądra i do szybkiego określania zródeł trzęsienia ziemi. Obecnie można określić dokładnie ich miejsce, głębokość, siłę i inne parametry – to wszystko za pomocą przesyłanych telemetrycznie nagrań.
W czym tkwi tajemnica jej naukowego sukcesu? – Miałam wielkie szczęście, ponieważ znalazłam, właściwie przypadkiem, dziedzinę, która wzbudziła mój entuzjazm i pasję. Dzięki temu mogłam skupić się na nauce bez specjalnych wyrzeczeń. Przychylne zbiegi okoliczności sprawiły też, że miałam okazję brać udział w budo- waniu infrastruktury naukowej sejsmologii. Dużą rolę odegrała pomoc rodziców i męża: dzięki nim mogłam wychować dwoje cudownych dzieci i jednocześnie poświęcać czas pracy zawodowej. Bo sukces bez pracy nie istnieje.
Barbara Romanowicz posiada najwyższe odznaczenia naukowe i państwowe, w tym Legię Honorową i
Medal Inge Lehmann
amerykańskiego Związku Geofizyków. – To bardzo ważne i oczywiście przyjemne, kiedy nasze wysiłki i osiągnięcia są doceniane – mówi. – Uznanie stymuluje i poprawia samopoczucie. Obecnie przyszła kolej na mnie, żeby odznaczać moich młodszych kolegów. Bardzo mi się ta funkcja podoba. Czy czuję się obywatelką świata? Jak najbardziej – odpowiada. Najtrudniejsze jest określić, z jakim krajem czy kulturą czuję się najbardziej związana.
Mimo że Barbara Romanowicz należy do pokolenia urodzonego za granicą, Polska zajmuje istotne miejsce w jej życiu. – Polska zawsze była dla mnie ważna – wyznaje uczona. – Zostałam wycho- wana w polskim języku i plskiej kulturze – te dwa elementy stanowią nieodłączną część mojej osobowosci. O ile czas mi na to pozwala, śledzę wydarzenia kulturalne w Polsce, również ze względu na pamięć o rodzicach, którzy odegrali ważną rolę w krzewieniu ojczystej kultury na emigracji. Z mężem mówimy w domu po polsku, w tym języku rozmawiamy również z dziećmi.
Jej życie zawodowe koncentruje się jednak głównie na osi Francja – Stany Zjednoczone. – Ciągłe podróże między Francją i Stanami nie pozwalają mi na pobyty w innych krajach, od czasu do czasu odwiedzam jednak Polskę. Utrzymuję kontakt z częścią rodziny, zawarłam też wiele znajomości o charakterze zawodowym. Romanowicz
należy do niewielu kobiet,
również nad Sekwaną, które osiągnęły tak wysoką pozycję naukową. Czy spotkała się ze zjawiskiem „szklanego sufitu”? – Jeżeli tego doświadczyłam, to raczej w sposób dość subtelny – zamyśla się. – W każdym razie świadomie tego nie zauważałam i nie przeszkodziło mi to w karierze. Również w rodzinie nie traktowano mnie inaczej, dlatego że byłam dziewczynką. We Francji miałam dużo szczęścia: najpierw w żeńskim liceum, a następnie w École Normale Supérieure, która promowała kariery naukowe kobiet, jednocześnie ucząc je zaufania do siebie.
Czy łatwiej pracuje się z pasją? Bez wątpienia. – Pracy naukowej nie można prowadzić bez pasji – mówi. – Dziewięćdziesiąt procent czasu to mozolne badania o niewiadomym rezultacie. Trzeba mieć w sobie dużo entuzjazmu, uporu i wiary, żeby je kontynuować. Nie każdy się do tego nadaje, ale to wspaniały zawód, pozwalający wciąż się rozwijać. Dla mnie sejsmologia była zawsze pracą i rozrywką jednocześnie.
Jaką radę dałaby młodym ludziom wchodzącym w życie? – Ważne, żeby umieli korzystać z pojawiających się, często niespodziewanie, możliwości, Nie należy wybiegać myślą zbyt daleko przed siebie, ale nie należy też oszczędzać sił. Udana kariera jest jak skomplikowane równanie, w którym rolę odgrywają nie tylko talent, entuzjazm i determinacja, ale także losowe zbiegi okoliczności i ludzie, których spotykamy.
Sama uważa się za „szczęśliwego geofizyka”. Jaka jest jej recepta na szczęście? – Znaleźć zajęcie, które posiada jakiś sens, nieważne w jakiej dziedzinie. Pracę, którą można się pasjonować i która zawiera w sobie element twórczy – odpowiada bez wahania. – Najważniejsza jest świadomość, że to, co się robi, na coś się przydaje, że nie jest tylko zwykłym zarabianiem na życie. Sama znalazła sens w głębinach Ziemi. W końcu tam narodziły się Alpy, które uwielbiała już jako dziewczyna.