Paryż stolicą...
lub małżonków zaproszonych przez Brigitte Macron do Wersalu.
Rozmieszczeni wokół dziesięciu okrągłych stołów – w przeciwieństwie do zwyczajowego stołu przewidzianego przez protokół – mogli porozmawiać bez świadków i z dala od kamer. Przy stole honorowym wraz z prezydentem Macronem zasiedli Donald Trump, Angela Merkel i Władimir Putin; dwaj królowie – Hiszpanii i Maroka; przywódcy afrykańscy, w tym prezydenci: Rwandy – Paul Kagamé, Nigru – Mahamadou Issoufou, Nigerii – Muhammadu Buhari, Czadu – Idriss Déby Itno, Konga – Denis Sassou N’Guesso i Republiki Środkowoafrykańskiej – Faustin-Archange Touadera; przedstawiciele potężnych organizacji międzynarodo-
nie z Angelą Merkel w Rethondes. Na słynnej polanie w Lesie Compiègne, na północ od Paryża, francuski prezydent i niemiecka kanclerz uczcili razem 100-lecie podpisania zawieszenia broni w 1918 r. i pojednania francusko-niemieckiego. Razem zwiedzili wagon, który po drugiej wojnie światowej zastąpił oryginalny wagon, będący miejscem podpisania rozejmu w 1918 roku, a później francuskiej kapitulacji w 1940, i który został przez Niemców zniszczony w 1945.
To pierwszy raz od czasów wojny, kiedy francuski prezydent i szef niemieckiego rządu spotkali się w tym miejscu pamięci, symbolu długich zatargów między Francją a Niemcami. Posługując się rywalizacją między dwoma narodami jako przykładem, Emmanuel Macron zwrócił się do młodzieży, nawołując, aby „w niczym nie ulegała pokusie podziałów” w Europie, gdzie wyborcy coraz
być adresowane szczególnie do jednego gościa – Donalda Trumpa, którego poglądy diametralnie różnią się od opinii, których broni francuski przywódca. Posępny humor jego amerykańskiego odpowiednika, który spóźnił się na niedzielny obiad i nie wziął udziału w Forum pokojowym, wydawał się odzwierciedlać głęboką niezgodę panującą między obydwoma mężczyznami we wszystkich kwestiach.
Te punkty zapalne zachęciły zresztą garstkę manifestantów do mobilizacji w niedzielę na place de la République, gdzie protestowali przeciw niektórym gościom zaproszonym na wielki raut zorganizowany przez Macrona. Według prefektury policji na demonstracji pojawiło się 1500 protestujących, w tym około 100 ubranych na czarno i zamaskowanych. W deszczu mieszały się ruchy propalestyńskie i nawołujące do bojkotu Izraela, irańska partia komunistyczna, odwołująca się do tradycji Marksa, Lenina i Mao, NPA (Nowa Partia Antykapitalistyczna), ruchy wzywające do „zalegalizowania pobytu wszystkich migrantów”, ruch działający na rzecz osób interseksualnych i „Niańki Trumpa” w czerwonych kombinezonach, które wypuściły w powietrze balon w kształcie amerykańskiego prezydenta ubranego w pieluchę. „Trump, Macron, Putin, jeden gatunek” – można było przeczytać na transparentach. Wśród protestujących powracało niczym refren zdanie, że „ci zebrani pod Łukiem Triumfalnym są największymi zbrodniarzami ludzkości”.
Pod koniec dnia w niedzielę nie było jednak zgłoszeń o żadnych incydentach. Po południu serce place de la République pociemniało od młodych ludzi ubranych na czarno, zakapturzonych i z zasłoniętymi twarzami. „Nic nie zrobią” – skomentowała aktywistka obserwująca wydarzenia z pewnej odległości, uznając, że manifestanci są „zbyt ściśnięci”. Na sąsiadujących z placem ulicach i bulwarach oddziały prewencji i ich pojazdy stacjonowały w ilościach znacznie przekraczających liczbę manifestantów.
W sumie w ciągu dwóch dni uroczystości w newralgicznych punktach obchodów czuwało około 10 tys. członków służb bezpieczeństwa oraz 300 lekarzy i ratowników. Dwa tysiące z nich zabezpieczało samą strefę Pól Elizejskich. Te imponujące środki bezpieczeństwa były zresztą powodem rozczarowania większości gapiów, którzy mieli nadzieję obserwować wydarzenia z bliska. Stłoczeni na wysokości avenue George V i w pasażach handlowych wzdłuż Pól Elizejskich, wielu z nich oglądało uroczystości... na ekranach swoich smartfonów. – Nie wiedzieliśmy, że będziemy tak daleko od place de l’Étoile – żałowali niektórzy. (MS)