Odlot Sancho Pansy
W galerii polskich postaci publicznych nie było duetu tak podobnego do Don Kichota i jego giermka Sancho Pansy. Jeden stary, wysoki, posiwiały, drugi młody, niewyrośnięty. Antoni Macierewicz jako minister wojny i jego przyboczny Bartosz Kownacki nie budzili aż takiej sympatii, jak ich hiszpańskie prototypy; szczerze mówiąc, w ogóle sympatii nie budzili. Podobnie nie budzili też zaufania, bo rozpędzono ich, gdy pokazali, czego nie potrafią.
Bartosz Kownacki, prawnik, polityk, nie jest postacią fascynującą na tyle, by zajmować się analizą jego pomysłów. Poseł Kownacki jest postacią raczej z tych, za którymi trzeba się uważniej rozejrzeć, by je w ogóle dostrzec. Niemniej istnieją dwa powody, dla których dla Kownackiego się poświęcę. Pierwszy to samoloty; drugi, jest ony posłem ziemi bydgoskiej, a zatem jest posłem moim.
Otóż poseł Kownacki napisał do premiera list, w którym domaga się, by LOT, przewoźnik narodowy, stał się naprawdę narodowy! Bo nie jest! Narodowy przewoźnik – brzmi jak slogan ze środkowego PRL-u, bo wtedy tak zaklinało się przaśną rzeczywistość. Dzisiaj przewoźnik mógłby nie być narodowy, a ponadnarodowy, ale powinien latać punktualnie, nie odwoływać lotów, nie bujać pasażerów, ale samemu bujać pod chmurami. Tymczasem podług posła narodowość naszej linii lotniczej, pilnie wymagającej remontu wizerunku, gwarantować może wyłącznie odpowiedni dobór filmów w ofercie pokładowej. Kownacki nie poprzestaje na mędrkowaniu, ale radzi LOT-owi, jak ma się unarodowić! Mianowicie, przez filmy patriotyczne! Poseł domaga się, by wyświetlano pasażerom filmy o Janie Pawle II i Jerzym Popiełuszce, a nie tylko komercyjne bzdety dla uciechy. Pasażerowie marzą, uważa poseł PiS, by nocną porą nad Atlantykiem obejrzeć „Quo vadis?” albo wracając z urlopu z Dominikany – kościelny thriller „Karol, człowiek, który został papieżem”. O interesy firm kościelnych poseł upominał się już wcześniej, postulując, by oferowano pasażerom do lektury „Nasz Dziennik”. Do głowy posłowi nie przyszło, by sobie samemu, w lotniskowym kiosku, kupić gazetę?
Jako obywatel ziemi, którą reprezentuje poseł patriota, chciałbym zauważyć, że patriotyzm nie jest funkcją partyjnej propagandy, więc nie ma powodu, poza dalszym upadkiem prestiżu LOT-u, by narzucać typ rozrywki pasażerom. Sprawa dotyczy lotów międzykontynentalnych, kiedy można sobie spośród kilkudziesięciu propozycji wybrać odpowiadający nam film, ale można też z pokładowe- go programu Entertainment w ogóle nie skorzystać. Ciągle jest jeszcze wybór, ale według rozumu posła, prawo wyboru jest niepatriotyczne. Jak absurdalna jest poselska korespondencja, przekonuje lektura postów zamieszczanych przez pasażerów LOT-u po długich podróżach. Niewielu marudzi na repertuar filmowy, ale nikt nie wpadł na pomysł, by patriotyzmu uczyć kinem religijnym czy mitologicznym. Prawdziwym aktem patriotyzmu byłoby uniknięcie wstydu, gdy pasażerowie będą musieli w Pekinie wyskoczyć z prywatnej kasy, by zapłacić chińskiemu mechanikowi za wymianę zepsutej pompy w samolocie, bo przedstawiciel LOT okazał się biedny jak mysz. Kościelna nomen omen. Czy zażenowanie tym epizodem poprawiłaby na pokładzie dreamlinera emisja patriotycznego filmu „Faustyna”?
Nie obawiam się, że partyjna brawura poniesie posła tak daleko, że zażąda od premiera, by stewardesy samolotów LOT-u odbyły nowicjat, a piloci, nim wejdą do kokpitu, złożyli śluby czystości, a przynajmniej milczenia. Nie sądzę, by Kownacki postulował projekcję „Pasji” w klasie biznes, ekonomiczną zaspokajając transmisją toruńskiej Telewizji Trwam. Przynajmniej na razie sądzę, że się poseł Kownacki umysłowo wyczerpał. Czego żałuję, bo byłoby śmieszniej...
Gdyby jednak bydgoski poseł zechciał pomyśleć w interesie pasażerów, a może i państwa polskiego, toby się zasta- nowił i listem napisał, czemu bogobojny, więc patriotyczny LOT, latający z Warszawy do Lublina, a niedługo do Radomia, Ożarowa i Ursusa, nie obsługuje trasy Bydgoszcz-Warszawa? Czemu narodowa linia lotnicza odpuściła to połączenie niemieckiemu gigantowi, Lufthansie? Czemu nikt nie chciał latać z Bydgoszczy do Warszawy maszynami LOT-u nawet co trzy dni, choć codzienne loty Lufthansy do Frankfurtu mają pełne obłożenie? Może za drogie bilety odstręczały od latania? A może trzeba było puszczać fajne patriotyczne filmy? Jakąś „Historię Roja”? Połączenie natychmiast stałoby się rentowne, a Kownacki przekonałby się, jak mądre są jego pomysły. Takie, jak jego posłowanie.
Gdyby jednak poseł chciał się naprawdę przysłużyć pasażerom LOT-u, niech skorzysta z poniższej rady. Niech znów napisze listem do premiera i zaproponuje to, o co gremialnie dopominają się polscy pasażerowie na forach turystycznych. Darmowe drinki! Niech LOT okaże patriotyzm i leje piwo, wino i gorzałę pasażerom do woli! Niech nie chytrzy! Niech inwestuje! Rychło zabraknie wolnych miejsc na wszystkich rejsach, a wtedy kupi się następne maszyny i uruchomi nowe połączenia. Może nawet do Bydgoszczy?! Już widzę przylot samolotu z Warszawy na nowe, piękne lotnisko Ignacego Jana Paderewskiego i widzę przybyły tłum nawalonych, zadowolonych pasażerów śpiewających na płycie lotniska w patriotycznym uniesieniu „Boże, coś Polskę”...
henryk.martenka@angora.com.pl tetyce, ale w oczach szerokich rzesz wyznawców sztuki operowej zbezcześcił przed kilkoma laty aż dwa dzieła Stanisława Moniuszki: operę Halka i kantatę Widma, o czym już pisałem i powtarzać się nie będę.
Efekty teatralne spektaklu Matki nasuwają co najmniej kilka uwag. W zaaranżowanej przez Zuzannę Srebrną przestrzeni scenicznej poruszają się w uporczywym okręgu dziewczyny tylko w cielistych majtkach i biustonoszach, ni to ubrane, ni nagie. Jeśli miałyby to być adeptki Studia Aktorskiego neTTheatre (co za kolejny dziwoląg!), to bardziej kojarzą się z XIX-wiecznym zamtuzem niż z cierpieniami udręczonych Holocaustem matek. A już kłębowisko ich roznegliżowanych ciał znacznie obniżyło estetykę całego przedstawienia. Wszystko to zaprzeczało grozie i patosowi tekstu, jego treści i emocjonalności, wypowiadanej własnymi słowami.
Mimo tego powstało wydarzenie parateatralne, utrwalające mało dotychczas relacjonowany aspekt tragizmu żydowskich kobiet tracących swe dzieci oraz matek Polek podejmujących się ich ratowania w okolicznościach zaiste wstrząsających.
W finale oglądamy i słuchamy poruszającego songu w wykonaniu Gołdy Tencer, której należy się wdzięczność za przejmujący performance o Matkach Holocaustu.