„Call of Duty: Black Ops 4”
Pocisk wystrzelony z karabinu może osiągać prędkość nawet 1000 m/s. Gdyby jego szybkość nie spadała, to leciałby z Warszawy do Poznania mniej niż 5 minut. Podobną dynamikę zachowuje rozgrywka w tegorocznej odsłonie „Call of Duty”, w której skupiono się na trybach wieloosobowych. W typowym „multi” rządzi błyskawiczna akcja. Biegamy po niewielkich mapach, nie tracąc zbyt dużo czasu na szukanie wroga. Nowością jest „Blackout”, czyli propozycja dla miłośników produkcji typu „PUBG” czy „Fortnite”. Kilkudziesięciu graczy ląduje na sporym terenie bez żadnego uzbrojenia. Należy szybko je odnaleźć oraz zacząć polowanie. Strefa walki stale się zmniejsza, więc nie ma szansy na okopanie się. Do gry powrócił kooperacyjny tryb „Zombie”. Jednak tym razem od początku mamy dostęp do aż trzech poziomów. „Black Ops 4” to eksperyment – na szczęście udany. To trzy osobne produkcje skoncentrowane na rozgrywkach w sieci. Szybkie, intensywne, dopracowane i satysfakcjonujące. Nie tęsknię za trybem dla jednego gracza.
Treyarch
„11:11 – Memory Retold”
Niedawno obchodziliśmy 100-lecie odzyskania niepodległości. To doskonały moment, żeby przypomnieć sobie, jakie wydarzenia poprzedziły datę znaną przez każdego Polaka. W „11:11 – Memory Retold” poznamy losy dwóch bohaterów – Kanadyjczyka Harry’ego oraz Niemca Kurta, których losy się splatają pomimo dzielącego ich frontu pierwszej wojny światowej. Fabuła potrafi zaciekawić, pokazuje konflikt od nieco innej strony, bez chwytania za karabin oraz mordowania. Świetnie wypadła warstwa dźwiękowa, muzyka potrafi chwycić za serce, doskonale poradzili sobie też aktorzy podkładający głos (m.in. Elijah Wood). Ciekawym zabiegiem jest efekt graficzny, który stylizuje grę na żywy obraz impresjonistyczny. Niestety, czuć, że to tylko efekt, którego głównym celem było zamaskowanie ubogiej oprawy. Warto jednak dać szansę tej produkcji, bo to obok „Valiant Hearts” najciekawsza gra opowiadająca o mrocznych czasach Wielkiej Wojny. Digixart