Show zostawiłem za sobą
Andrzej Puczyński: Nigdy nie należałem do żadnych układów
widzę kogoś ciekawego, to proponuję mu współpracę. Są też wyjątki, kiedy przychodzą do mnie funkcjonujący już na rynku artyści i jeśli mają interesujący pomysł, zabieramy się do realizacji.
Od kilkudziesięciu lat działa w Stowarzyszeniu Producentów Audio Video, gdzie jest prezesem. – Nie mam kiedy się nudzić. Nagrania, praca z artystami, zespołami zabierają mi więcej czasu niż kiedyś. Współpracuje też z „Antyradiem”. – Ten, kto wygrywa Antytest, ma u mnie zapewnione nagranie płyty. Cały czas działa w świecie muzyki. – W szeroko pojętym show-biznesie mniej. Show zostawiłem za sobą. Raczej muzyka, a jak biznes, to tylko aby młodzi mogli zaistnieć na rynku. Start mają trudny, jest duża konkurencja. Aby zaistnieć w mediach, trzeba znać warunki marketingowe. A jak wiadomo, talent marketingowy rzadko idzie w parze z talentem i duszą muzyczną. Tak więc nie jestem przekonany, że przebijają się ci najlepsi, którzy tę duszę mają. Nie zgadza się na określanie go mianem szarej eminencji rynku muzycznego. – Nie czuję się kimś takim. Działam od lat w świecie muzycznym, wiele osób mnie słucha, ale nie uważam się za autorytet. Nigdy nie należałem do żadnych układów.
Urodził się w Warszawie. Miejsce, w którym mógłby zamieszkać, to Sopot. Stara się tam bywać w każdej wolnej chwili. – W domu miałem muzyków. Babcia, która mnie wychowywała, była muzykiem. Dźwięki i melodie zawsze były mi bliskie. W liceum już miał swój zespół. – Rodzice uważali jednak, że grać zawsze mogę, a powinienem mieć praktyczny zawód. Wybrał studia na Politechnice Warszawskiej. Razem z bratem założył zespół Źródło. – A kiedy doszli koledzy Paweł Birula i Zbyszek Fyk, już wcześniej występował z nami Władysław Komendarek, to powstała grupa Exodus. Idolem był dla niego Czesław Niemen. – Najpierw śpiewaliśmy ballady. Spotykaliśmy się z Niemenem i Tadeuszem Nalepą. I chcieliśmy