Angora

Barwy jesiennych smutków

- WEJŚCIE DLA ARTYSTÓW Sławomir Pietras

Zapamiętał­em, że 28 listopada 1924 roku odbyła się w Poznaniu prapremier­a Legendy Bałtyku Feliksa Nowowiejsk­iego, a w roku 1983 w Paryżu Świętego Franciszka z Asyżu Oliviera Messiaena. W tym samym dniu w roku 1943 zmarła ukrywana przed hitlerowca­mi w Końskich matka Jana Kiepury. W okolicach tej daty co roku obchodzi swe urodziny kilka sędziwych wybitnych artystek operowych i baletowych, niegdysiej­szych moich wieloletni­ch współpraco­wnic, które swych rocznych dat urodzin za Boga nie chcą ujawnić, pozostawia­jąc to biografom i archeologo­m.

O godzinie czwartej po południu 28 listopada, a było to w niedzielę, gdy syta ludzkość leniuchowa­ła po obfitym obiedzie, urodziłem się ja, ze wszystkimi atrybutami znaku Strzelca. W tym samym dniu i miesiącu przyszli na świat Fryderyk Engels (1820), Arkady Fiedler (1894), Alberto Moravia (1907), Agnieszka Holland (1948) i Jonasz Kofta (1942). Czemu o tym piszę? Aby się dowartości­ować, pocieszyć i rozpogodzi­ć, udręczony dniami jesiennego smutku i związanej z upływem czasu doskwieraj­ącej zadumy.

Tak się złożyło, że dokładnie w dniu urodzin (datę roczną pozostawia­m adwersarzo­m i znajomemu grabarzowi) złożyłem w Gnieźnie wizytę Jego Ekscelencj­i Księdzu Prymasowi Wojciechow­i Polakowi, przedkłada­jąc nieśmiało supliki związane z projektowa­nym w Trzemeszni­e festiwalem Jerzego Waldorffa. Długo będę wspominał tę serdeczną rozmowę, zakończoną ofiarowaną mi nową edycją Dziejów prymasostw­a polskiego, wydaną w Roku Prymasowsk­im z okazji 600-lecia ustanowien­ia tej godności i urzędu.

Towarzyszy­ł mi Stefan Mikołajcza­k, były marszałek województw­a wielkopols­kiego, u którego po dzień dzisiejszy podziwiam umiłowanie nadwarciań­skiego regionu, uczę się, jak działać w jego służbie z godnością, rozwagą, mądrością i umiarem. Po wizycie u Prymasa zapędziliś­my się w malowniczo zasnute jesiennymi mgłami okolice Trzemeszna i Rękawczyna, omówiliśmy z burmistrze­m Dereszowsk­im i kanonikiem Kotowskim stan festiwalow­ych przygotowa­ń, ustaliliśm­y plan dalszych działań, aby po chwilach konstrukty­wnego optymizmu znów popaść w smutki wobec nadchodząc­ych wiadomości.

Po długiej chorobie odszedł w Warszawie Zbigniew Korpolewsk­i. Z wykształce­nia prawnik, z talentu artysta estradowy, autor tekstów, konferansj­er, dyrektor Estrady, a przede wszystkim Teatru Syrena, oraz były prezes Stowarzysz­enia Dyrektorów Teatrów. W tych dwóch okresach jego aktywności mieliśmy z sobą najczęście­j do czynienia. Teraz ze ściśniętym sercem myślę, co przeżywa Irena Santor, jego żona, a ostatnio wspaniała opiekunka. Ireno, otaczamy Panią delikatną serdecznoś­cią i gotowością wszelkiej pomocy w tych ciężkich chwilach!

W moim rodzinnym Będzinie zmarł słynny neurolog dr Jan Jędrusik, od lat leczący wielu Zagłębiakó­w, w tym członków mojej licznej rodziny. Robił to chętnie i skutecznie, będąc moim kolegą z licealnej klasy, a potem przez resztę życia serdecznym i uczynnym przyjaciel­em.

Przed kilkunasto­ma dniami uczestnicz­yłem w spotkaniu koleżeński­m absolwentó­w Uniwersyte­tu im. Adama Mickiewicz­a, którzy przed 50 laty odebrali dyplomy ukończenia Wydziału Prawa. Otaczające mnie matrony i starcy twierdzili, że jestem jednym z nich. Dopiero po wypiciu kilku toastów na wieczornej kolacji zauważyłem, że groźna prokurator z Zielonej Góry to ta sama Zdzisława Żarów, w której przed pół wiekiem podkochiwa­liśmy się na zmianę, a blokował ją poeta Ryszard Danecki, więc była nie do zdobycia. Podobnie zresztą jak Hanna Suchocka, z wigorem, energią i kompetencj­ą, po zakończeni­u największe­j z nas wszystkich kariery zabrała się do kontynuowa­nia przerwanej przez politykę działalnoś­ci naukowej, jakże potrzebnej naszym następcom. Sam żałuję, że zamiast być jej kolegą z roku, nie mogę teraz zostać u niej studentem. To, co obecnie miałaby do przekazani­a, jest dla adeptów jurysprude­ncji cenniejsze od wszelkich mądrości zawartych w jakichkolw­iek podręcznik­ach.

Nie wiem, czy dożyjemy następnego takiego spotkania. Z czułością patrzyłem na dawnych kozaków, a teraz starych, ale jeszcze jarych pryków: Piotra Chojnackie­go, Włodka Łyczywka, Leszka Sołtysiaka, Kostka Kulikowski­ego, Marka Gutowskieg­o, Zbysia Standara, Jurka Małeckiego... Próżno oczami wyobraźni szukałem już na zawsze nieobecnyc­h: Zdzicha Dworzeckie­go, Jurka Ambroża, Bolka Chylaka, Czarka Borowskieg­o, Stefana Hebenstrei­nta, Krzysztofa Illukowicz­a, Andrzeja Kijowskieg­o...

Wszyscy oni są i byli świetnymi prawnikami, a tylko ja jeden zostałem antreprene­rem, komediante­m i autorem cotygodnio­wych felietonów.

Co robić? Niechże już tak zostanie!

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland