Żeby już nikt nie zamarzł
Kredyt hipoteczny to wielkie ryzyko. Ludzie płacą latami, a wystarczy jakiekolwiek potknięcie, choroba, utrata pracy, niepowodzenia własnej firmy i bank bardzo często dąży do jak najszybszego odzyskania pieniędzy, do licytacji. Wtedy dłużnik traci zwykle olbrzymią część swych oszczędności zainwestowanych w mieszkanie no i dach nad głową. Bo człowiek zakredytowany na kilkadziesiąt lat nie jest lokatorem i nie należy mu się pomoc mieszkaniowa samorządu, mieszkanie komunalne ani socjalne.
Tak było z panią Anią. Poszliśmy do banku na negocjacje. Zaoferowaliśmy 2 tys. zł raty miesięcznej, ale bank się uparł i zarządził licytację. Poszliśmy do sądu i przed licytacją ostrzegliśmy osoby, które wpłaciły wadium, że w mieszkaniu poza dłużniczką, zmagającą się z groźną chorobą, jest osoba niepełnosprawna na wózku i dziecko. Że będziemy tych osób bronić przed wyrzuceniem, a to oznacza dla osób kupujących mieszkanie z lokatorami na handel długotrwałe zamrożenie kapitału. Dziesięć osób wpłaciło wadium i wszystkie dziesięć się wycofało. Bank jednak wciąż nie chciał rozmawiać. Ale i na drugiej, i na trzeciej próbie licytacji scenariusz się powtórzył. My ostrzegaliśmy, licytanci się wycofali. Aż wreszcie nadszedł wielki dzień. Pani Ania uzyskała w sądzie unieważnienie bankowego tytułu egzekucyjnego. Jest nadzieja na powrót do negocjacji i spłaty kredytu w ratach. Jednak w większości takich wypadków mieszkanie zostaje sprzedane na pierwszej licytacji.
Coraz więcej osób bezdomnych do nas przychodzi. Pani Adriana Porowska z Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej ogłosiła na Facebooku, że w Warszawie nie ma już miejsc noclegowych dla bezdomnych, a idą tęgie mrozy. Zwracamy się do miasta, żeby udostępniło tym ludziom część pustostanów. Bo przecież skoro są puste, latami nieużywane mieszkania, to nie ma najmniejszego sensu, żeby bezdomni zamarzali na ulicach. Do Kancelarii przyszedł taksówkarz. Przyprowadził kolegę, który potrzebuje naszej pomocy prawnej, a przy okazji zwierzył się, że warszawscy taksówkarze zbierają pieniądze na pomoc bezdomnym. Dorzuciliśmy się. Sytuacja jest coraz bardziej dramatyczna.
W sześciu sklepach sieci marketów Stokrotka w woj. łódzkim jej pracownicy w kartonach z bananami znaleźli... pakunki z narkotykami. To kolejny taki przypadek, gdy dostawa „towaru”, zamiast w ręce przestępców, trafiła do sklepów.
– Pakunki z białym proszkiem trafiły do sześciu punktów w naszym województwie. Pięć z nich znajduje się w Łodzi, natomiast jeden w pow. skierniewickim. Pakunki były odnajdywane w sobotę. Wstępne badania wykazały, że to środek odurzający. Pakunki zabezpieczyliśmy i prowadzimy dalsze czynności w tej sprawie – mówiła w niedzielę (25 listopada) wieczorem podkomisarz Aneta Sobieraj z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Ale informację o podejrzanych pakunkach otrzymywali w weekend