07, zgłoś się po Zdzisława Najmrodzkiego
Teatr Miejski w Gliwicach wystawił spektakl o słynnym królu ucieczek.
Zdzisław Najmrodzki był swoistą gwiazdą schyłkowego okresu PRL. Gwiazdą, która nie świeciła przykładem, bowiem Najmrodzki należał do najbardziej nieznośnych przestępców tamtego czasu. Teraz wkracza na scenę teatru.
„Król złodziei”, „mistrz ucieczek”, dla swoich zaś „Szaszłyk” (bo w barach najczęściej zamawiał szaszłyk) bądź „Saszłyk” (bo lekko seplenił). Zdzisław Najmrodzki, czy po prostu Zdzichu, podziwiany był pod wieloma określeniami. PRL odszedł w niechlubną niepamięć, ale jeden z jego czołowych bandytów ciągle żyje w dość przaśnej rodzimej legendzie. Szczególnie w miejscach, z którymi był związany, m.in. w Świętokrzyskiem (urodził się w 1954 roku w kolonii Stomorgi w powiecie koneckim, w latach 1975 – 1998 miejscowość ta należała administracyjnie do województwa piotrkowskiego) i w Gliwicach, gdzie mieszkał wraz z matką Sabiną.
I właśnie w Teatrze Miejskim w Gliwicach powstało przedstawienie „Najmrodzki, czyli dawno temu w Gliwicach”, którego premiera odbyła się 30 listopada. Śląskim rzezimieszkiem zainteresował się Michał Siegoczyński, aktor, reżyser teatralny i scenarzysta, który PRL pamięta co najwyżej z wczesnej młodości (rocznik 1972). I od razu zastrzegł, że nie robi teatralnego dokumentu. – Najmrodzki był bezsprzecznie fascynującą, barwną postacią. I choć on jest głównym bohaterem naszego przedstawienia, chodziło nam o opowieść o człowieku, który żył na krawędzi, na adrenalinie i zapętlał się w swoim pędzie od kolejnego skoku do kolejnej wpadki i ucieczki – powiedział. – Rozmawiałem z wieloma osobami, które znały Najmrodzkiego, i, jak to bywa w takich przypadkach, ich opowieści wzajemnie się wykluczały. Dlatego szukałem w tej historii przede wszystkim tego, co uniwersalne.
Wyszukiwanie efekciarskich momentów z życiorysu głównego bohatera potwierdza Mariusz Ostrowski, popularny aktor Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi, który wciela się w rolę Najmrodzkiego. – Pomysł spodobał mi się, bo Zdzisław Najmrodzki to niezwykle intrygująca postać, także kontrowersyjna, a to bardzo ciekawe zadanie dla aktora – zapewnia. – To złodziej, i to dobry w swoim fachu, mistrz ucieczek z więzień. Po prostu legenda półświatka. Wystawienie sztuki o takiej postaci samo w sobie jest dwuznaczne. Polubiłem swojego Zdzicha, bo w naszej interpretacji jest on zarówno gangsterem i kalką bohaterów kina sensacyjnego, jak i cwaniakiem marzycielem, ceniącym wartości i szanującym rodzinę... Podczas kolejnych spektakli na widowni pewnie niejednokrotnie zasiądzie ktoś, kto go znał – zauważa. – Jestem ciekaw reakcji, mam nadzieję, że nie będę otrzymywał niekonwencjonalnych propozycji pracy, ha ha ha...
Przygotowując widowisko, wszyscy powoli wnikali w klimat i światek epoki Najmrodzkiego. A było co odkrywać. Zdzisław miał być mechanikiem samochodowym, otwierała się też przed nim szansa na karierę wojskową, gdy podczas obowiązkowej służby oficero- wie docenili jego sprawność fizyczną. Jemu jednak nie podobało się ani życie w mundurze, ani w szarej codzienności socjalistycznej Polski. Marzył, żeby zostać kierowcą rajdowym, a jeszcze lepiej – żeby wyjechać do Australii. Podoba mu się rozrywkowe życie, praca coraz bardziej go nudzi. W 1976 decyduje się na małżeństwo, ale związek nie trwa długo. Nie wie, co ze sobą zrobić, czuje, że go „nosi”. Jeździ po Polsce, szuka dla siebie miejsca i okazji do zabawy. Jedna z nich całkowicie zmienia jego życie. W 1977 po raz pierwszy zostaje zatrzymany za pobicie milicjanta w barze pod Żyrardowem. Sąd skazał go na półtora roku, trafił do więzienia w Gliwicach. Zostaje wezwany na przesłuchanie do Warszawy w sprawie innego aresztanta. Jedzie pociągiem, konwojowany przez dwóch funkcjonariuszy służby więziennej. W tamtych czasach pociąg pokonywał tę trasę o wiele dłużej niż obecnie. Gdy konwojenci i konwojowany poczuli się swobodniej, mundurowi zdjęli Najmrodzkiemu kajdanki, a nawet na jednej ze stacji kupili piwo. Piją w trójkę, ale Zdzisław małymi łyczkami; atmosfera się rozkręca. Najmrodzki udaje pijanego, funkcjonariusze przysypiają, Zdzisław wychodzi z przedziału i wyskakuje z wolno jadącego pociągu. Od tej pory będzie robił to wiele razy. W sumie wymykał się pościgom, uciekał z konwojów lub zakładów penitencjarnych aż 29 razy. Zapisano to nawet w „Księdze rekordów Guinnessa”.
Po pierwszej ucieczce wraca do Gliwic, ukrywa się, dołącza do gangu przemycającego dżinsy do Związku Radzieckiego, aw końcu organizuje własny gang. Szybko wypracowuje specjalizację: włamania do peweksów (PRL-owskie sklepy oferujące deficytowe i luksusowe artykuły za dewizy lub specjalne bony) autorską metodą „na plakat”. Polega to na tym, że nocą w szybie do upatrzonej placówki wycinało się specjalnym urządzeniem otwór, przez który mógł się przecisnąć człowiek. Złodzieje wchodzili do środka, a jedna z osób przyklejała od zewnątrz na szybie z dziurą plakat. Gdy włamywacze zgromadzili już łup: głównie alkohol, żywność, kosmetyki, dżinsy, wydobywano go przez otwór, a później towar pojawiał się na bazarach. Interes kwitł, do 1979 roku grupa Najmrodzkiego „zrobiła” w ten sposób 71 peweksów.
Drugim pomysłem Zdzicha były kradzieże polonezów. W aucie należało odkleić uszczelkę przy tylnej szybie, następnie szybę wyciągnąć, wejść do środka i odpalić samochód kabelkami. Najmrodzki ze współpracownikami doszli do takiej wprawy, że przejęli ponad sto polonezów... Pieniędzy więc było sporo, a „Szaszłyk” z lubością je wydawał. Głównie na przyjęcia i kobiety, rosła więc jego sława wytrawnego kochanka. Taki styl życia sprawia, że staje się widoczny i znowu wpada. W 1980 roku znów jest w areszcie w Gliwicach, skąd do swoich kompanów przesyła gryps z planem sądu, gdzie ma się odbyć rozprawa. Ci przepiłowują kraty w oknie pomieszczenia, gdzie Najmrodzki miał oczekiwać na wezwanie przed oblicze sędziego. Zanim sędzia go wezwał, Zdzisław uciekł.
W 1984 kolejny raz jest w rękach milicji, w pałacu Mostowskich w Warszawie. Między przesłuchaniami pilnowany jest przez tylko jednego funkcjonariusza. Najmrodzkiemu udaje się go ogłuszyć, z kieszeni spodni nieprzytomnego wygrzebuje kluczyki do kajdanek i uwalnia się. Zakłada marynarkę milicjanta, zabiera jego legitymację służbową i machając nią przed oczami strażnika, wychodzi z budynku. Ponoć wtedy wściekł się nawet minister spraw wewnętrznych, generał Czesław Kiszczak...
„Niebiescy” raz jeszcze łapią go dwa lata później. Zostaje osadzony w areszcie na Białołęce, gdzie siedzi z więźniami politycznymi. Sąd skazuje go na 15 lat więzienia. Najmrodzki trafia do placówki – tak, tak – w Gliwicach. Tym razem w plan ucieczki wtajemnicza matkę. Ta sprowadza dawnego kumpla Zdziśka, gromadzi niezbędny sprzęt, wynajmuje górników. Z piwnicy budynku graniczącego z więzieniem drążą ośmiometrowy podkop, który kończy się... pod spacerniakiem. Pewnego dnia 1989 roku Najmrodzki podczas spaceru nagle znika pod ziemią i ucieka. W celi zostawił list, w którym dziękował naczelnikowi więzienia za „gościnę”...
W 1991 roku, prowadząc w Krakowie auto „na bani”, wjechał w słup i trafił do szpitala. A stamtąd do więzienia w Strzelcach Opolskich, skąd uciec już mu się nie udało. Miał tam spędzić 7,5 roku, ale w 1994 został ułaskawiony przez prezydenta Lecha Wałęsę. Najmrodzki zapewniał, że teraz poświęci się biznesowi. Dwa lata później zginął w wypadku koło Mławy, prowadząc bmw (zginęli też jadący z nim dwaj nastoletni synowie przyjaciela). Miał przy sobie fałszywe dokumenty, a samochód, którym jechał, był kradziony...
Legendarny przestępca powraca teraz na scenę. Choć miał już „artystyczny” epizod. W więzieniu napisał tomik wierszy i aforyzmów „Oblicza prawdy”, wydany przez Oficynę Wydawniczą Galicja ( w „Słowie Powszechnym” ukazała się nawet jego recenzja). „ Gaśnie nadzieja, powrócił triumf niedoli/Gaśnie gwiazda młodości, trudnej roli/Pozostał cierń, twardy jak kolec/Taki jest marny mego życia koniec!” – napisał w jednym z nich. Może gdyby wiedział, że trafi do teatru, pisałby scenariusze...